grudnia 04, 2019

Jak zostać przestępcą w państwie bezprawia?
Moja historia walki z ZUSem...


Ostatni wpis w tym miejscu miał miejsce ponad rok temu! Pisałam go w szpitalu w przeddzień trzeciej cesarki podczas, której na świecie pojawiło się moje trzecie dziecko. Był to cholernie trudny czas - zaawansowana ciąża, milion moich dolegliwości, dwójka małych dzieci, pozostawionych w domu, zaraz miał mnie czekać trudny zabieg i rekonwalescencja po nim, a nad tym wszystkim czarnymi chmurami rozpostarła się instytucja społeczna, która w swej wspaniałomyślności, postanowiła zamienić moje życie w piekło. Czy jej się udało? O tym za moment, jednak teraz, w tym momencie, bogatsza o rok życia, biedniejsza o kilkadziesiąt tysięcy złotych, uzbrojona w wiedzę i doświadczenia, o których przed rokiem nawet mi się śniło wiem, że owa instytucja to jedynie wierzchołek góry lodowej, o który z kretesem rozbijają się zarówno prawo, jak i sprawiedliwość. Ale od początku...


A BYŁO TO TAK...

Lipiec zeszłego roku był jak wszystkie w moich zaawansowanych ciążach cholernie gorący, z dwójką małych dzieci przy boku wydawał się jeszcze cieplejszy - kto nie bardzo wie kim jestem i co tutaj robię to od 4 lat moim najważniejszym i najtrudniejszym zawodem jest bycie mamą. Mając 30 lat na karku, 10 lat pracy zawodowej za sobą, dwa doświadczenia z własną firmą, prace na etacie, wolontariaty i wysoce zaawansowany pracoholizm, postanowiłam zostać wielomatką - wtedy jeszcze nie wiedziałam, czy mi się to uda, ale rzeczonego lipca 2018 roku miałam ' na stanie' 3 letnią wtedy Lilę, niespełna 1,5 rocznego Grzesia oraz Wojciecha na dobre rozgoszczonego w brzuchu, w którym miał posiedzieć jeszcze 3 miesiące. Nie było to łatwe, bo stan ciążowy niestety nie jest dla mnie zbyt łaskawy ze względu na dolegliwości i astmę, dlatego też kulałam się do celu z tą moją prawie trójeczką na ciążowym L4, który dawał mi spokój i poczucie, że mogę przeżyć ten stan bez stresu, pośpiechu i tak jak powinien zostać przeżyty. Wie o tym każda kobieta, lekarz, troskliwy małżonek, a nawet RZĄD, który jest jaki jest, ale na przyrost naturalny i wspieranie rodzin (zwłaszcza wielodzietnych!) kładzie przecież spory nacisk...

Jeśli jesteście z obozu, który całkowicie się z tym stwierdzeniem nie zgadza koniecznie przeczytajcie moją historię do końca, jeśli natomiast zasiadacie w obozie przeciwnym i faktycznie sądzicie, że nasze państwo jest prorodzinne i wspiera zwykłych obywateli w tych ciężkich czasach, przeczytajcie tym bardziej (!), ponieważ lipiec był ostatnim spokojnym miesiącem w moim dotychczasowym życiu, by zaraz po nim wpaść w otchłań, z której do tej pory się nie wydostałam.

Nie pamiętam dokładnie jaki był to dzień, ale na początku lipca z chorzowskiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wyszło do mnie wezwanie do złożenia wyjaśnień, gdzie w związku ze złożeniem dokumentacji do wypłaty zasiłku chorobowego z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej uprzejmie mnie informowano, iż wszczęto postępowanie i zostanie przeprowadzona weryfikacja ustalonego tytułu do ubezpieczeń w tym zakresie - dla wyjaśnienia: działalność gospodarczą otworzyłam w sierpniu 2014 roku, a miesiąc później zostałam wspólnikiem spółki cywilnej

Dla niewtajemniczonych podaję definicje spółki cywilnej, która jest formą prowadzenia działalności gospodarczej przez dwóch lub więcej przedsiębiorców i w odróżnieniu od spółek, których funkcjonowanie reguluje kodeks spółek handlowych, s.c. nie posiada osobowości oraz podmiotowości prawnej. W praktyce wygląda to tak, że wspólnicy posiadający aktywny wpis w CEIDG i tam też na formularzu odhaczający jeden mały kwadracik potwierdzają, że są wspólnikami spółki cywilnej i tym samym prowadzą wspólnie biznes - spółka cywilna otrzymuje swój NIP oraz REGON, a wspólnicy powinni - aczkolwiek przymusu nie ma - spisać umowę spółki cywilnej.

Od tamtej pory razem ze wspólniczką pracowałyśmy na wzmożonych obrotach, prowadząc wspólnie restaurację - kto kiedykolwiek pracował w gastronomii wie co to znaczy cholernie trudna praca, która nigdy się nie kończy. Restauracja ruszyła pełną parą w listopadzie 2014 roku, a w styczniu okazało się, że jestem w ciąży - nie ukrywam, że nie było to zbyt planowane, jednak zawsze wychodzę z założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wiadomość tą, mimo że bardzo poniewczasie przyjęliśmy z oczywistą radością. Początki mojej ciąży - jak i z resztą środek i koniec również - to był koszmar! Kilkudniowe migreny, nasilona astma (czego początkowo nie rozpoznałam i walczyłam z dusznościami kilka dobrych miesięcy), wszystkie możliwe dolegliwości ciążowe, burza hormonalna oraz praca na full etat we własnej rozwijającej się firmie to była totalna katastrofa dla mojego ciała i umysłu, ale jednak dawałam radę. Pamiętam jak w pierwszym trymestrze zdarzało mi się jechać do pracy z wiaderkiem pod pachą, ale swoja firma to swoja firma, nie ma zmiłuj i jechać trzeba było. 4 miesiące przed porodem dowiedziałam się, że mogę podnieść sobie wysokość składki chorobowej, by móc otrzymywać wyższe świadczenia na urlopie macierzyńskim - reguluje to ustawa, żeby nie było wątpliwości, całkowicie zgodna z prawem i obowiązująca w ZUSie od lat - tak też uczyniłam, przez 3 miesiące płacąc składki łącznie w wysokości ok. 12 tyś zł (w 2015 roku liczono średnią z 3 miesięcy opłacanych składek, aktualnie do wysokości świadczenia brana jest średnia z 12 miesięcy) - dla jasności, gdybym tego nie zrobiła otrzymywałabym świadczenia na urlopie macierzyńskim w wysokości ok. 700 zł, z czego ok. 300 zł musiałabym zapłacić składki zdrowotnej (tak, będąc przedsiębiorcą przebywającym na zwolnieniu lekarskim lub urlopie macierzyńskim konieczne jest opłacanie składki zdrowotnej) co oznacza, że do życia zostałoby mi ok. 400 zł bez możliwości pracy zarobkowej! 

Pozwolę sobie w tym miejscu odnieść się do artykułu (LINKnapisanego przez naczelniczkę Wydziału Zasiłków ZUS w Wałbrzychu mgr Grażynę Pilecką i rzecznika prasowego ZUS o/Wałbrzych dr Monikę Bisek-Grąz, publikowanego na stronie ZUSu, ponieważ mimo iż mnie bezpośrednio ten problem nie dotyczy wiem, że setkom kobiet od zeszłego roku zakwestionowano zasadność podnoszenia składki chorobowej, powołując się na zasady i przepisy sprzeczne z tym co sami piszą i publikują na swoich stronach internetowych:

[...] W myśl przepisów prowadzenie działalności gospodarczej stanowi odrębny tytuł do ubezpieczenia chorobowego, a osoby ją prowadzące nie są objęte obowiązkowym ubezpieczeniem chorobowym i  mogą ubezpieczać się dobrowolnie. [...] Elementem koniecznym do powstania stosunku prawnego dobrowolnego ubezpieczenia społecznego jest wniosek osoby zainteresowanej o objęcie tym ubezpieczeniem. [...] Można go złożyć w każdym momencie, o ile zachodzą warunki uprawniające do objęcia ubezpieczeniem. Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie może odmówić objęcia ubezpieczeniami społecznymi osoby, która spełnia ustawowe warunki.
Ubezpieczonej, która w okresie ubezpieczenia chorobowego urodziła dziecko, przysługuje zasiłek macierzyński [...] w wysokości 100% podstawy wymiaru zasiłku. [...] Ubezpieczona [...], która przystąpiła do dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego i w okresie tego ubezpieczenia urodziła dziecko, nabywa prawo do zasiłku macierzyńskiego, którego wysokość zależy od zadeklarowanej przez ubezpieczoną kwoty stanowiącej podstawę wymiaru składek na ubezpieczenie chorobowe
[...] ZUS kwestionował prawidłowość i rzetelność podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne zadeklarowanej przez osoby ubezpieczone z tytułu pozarolniczej działalności gospodarczej; powoływał się przy tym na wykazanie przez daną osobę zamiaru uzyskania nieekwiwalentnych (zawyżonych) świadczeń w sposób sprzeczny z zasadą solidaryzmu i równego traktowania wszystkich ubezpieczonych [...]. Działania te zostały zaskarżone przez ubezpieczonych. W uchwale z 21 kwietnia 2010 r.15 Sąd Najwyższy stwierdził, że ZUS nie może ingerować w wysokość deklarowanej przez ubezpieczonego składki, jeśli mieści się ona w granicach ustawowych. W uzasadnieniu do uchwały napisano, że do zakresu działania ZUS należy wymierzanie i pobieranie składek na ubezpieczenia społeczne [...], więc ZUS może jedynie sprawdzić, czy płatnik wyliczył składkę prawidłowo. Zauważono również, że osoby prowadzące działalność gospodarczą mają prawną możliwość podwyższenia podstawy wymiaru składki na ubezpieczenia, wobec czego taka czynność jest legalna i nie może być kwestionowana, a ZUS ma obowiązek wypłacać świadczenie w wysokości 100% podstawy wymiaru zasiłku, czyli kwoty deklarowanej przez okres wynikający z ustawy [...]); przepisy ustawy nie dopuszczają w tym zakresie żadnej uznaniowości. Co więcej, Sąd Najwyższy wskazuje, że zakwestionowanie wysokości składki skutkowałby w tej sytuacji zakwestionowaniem (z prawnego punktu widzenia) wysokości składek w ogóle


Ale pójdźmy dalej... W ciąży pracowałam do 9 miesiąca, idąc na L4 na niecały miesiąc, kiedy nie byłam już w stanie wykonywać tak ciężkiej, momentami bardzo fizycznej pracy - poszłam na nie po incydencie pewnej gorącej nocy, kiedy obsługiwaliśmy imprezę muzyczną i konieczne było nagłe zaopatrzenie, po którym to z jakże przyjemnymi skurczami krzyżowymi niemal nie urodziłam przedwcześnie w sklepie (przy okazji pozdrawiam pana ochroniarza z TESCO, który w pustym sklepie o północy stwierdził, że nie może mnie wpuścić przez kasy samoobsługowe po towar znajdujący się tuż za nimi, tylko mam 'zapieprzać' do wejścia oddalonego o całą długość gigantycznego centrum handlowego, bo ciąża to nie choroba, a jak zacznę rodzić to wezwie pogotowie - taka mała dygresja...).

Co by nie przedłużać mojej historii w sierpniu 2015 roku urodziłam córeczkę i tak zaczęła się moja przygoda z byciem mamą. Zgodnie z planem ustaliłyśmy ze wspólniczką, że na tyle na ile pozwalają mi przepisy prawa oraz mój czas dzielony między macierzyństwo, a pracę będę ją wspierać w działaniach naszej firmy, jednak pałeczkę w działaniu przejmuje ona, a ja - jeśli tylko będzie to możliwe - zamierzam powiększać rodzinę. W 2016 roku sprzedałyśmy restaurację, ponieważ jej prowadzenie bez mojej pełnej dyspozycyjności okazało się niemożliwe i zajęłyśmy się branżą, w której pracowałyśmy wcześniej, czyli PR-em i szkoleniami biznesowymi. Ja przebywałam na urlopie macierzyńskim, by zgodnie z planem zajść w drugą ciążę, urodzić Grzesia i zajść w trzecią ciąże z Wojtkiem. W tym czasie nasza firma ciągle działała, pracowała, wystawiała faktury, płaciła podatki i składki ZUS, my odpowiadałyśmy za nią całym swoim osobistym majątkiem i nie miała prawa wzbudzać absolutnie żadnych wątpliwości fikcyjności oraz 'sprzeczności z zasadami współżycia społecznego' (ulubione hasło pracowników ZUS). Od czasu połączenia naszych wspólnych sił w postaci spółki cywilnej minęły 4 lata, a nasze drogi zawodowe zaczęła się rozchodzić - wspólniczka chciała rozwinąć swoją markę i zająć się branżami, które mnie średnio interesowały - ja natomiast, po doświadczeniach rodzicielskich w obszarach pedagogiki, psychologii i rozwoju dzieci, które bardzo mnie wciągnęły poprzez własne doświadczenia, liczne lektury, kursy i warsztaty postanowiłam zająć się tematami, które jej były całkowicie obce - ustaliłyśmy więc, że spółkę rozwiązujemy pozostając na własnych działalnościach gospodarczych - ona rozwija swoją markę, ja rozwinę swoją po zakończeniu urlopu macierzyńskiego, zajmując się pisaniem oraz szkoleniami z zakresu swoich zainteresowań rodzicielskich. Zważywszy na wiele ustawowych pułapek upewniłam się zarówno osobiście, jak i poprzez biuro rachunkowe prowadzące moją księgowość od 2014 roku, czy fakt rozwiązania spółki, przebywając na ciążowym L4 w jakikolwiek sposób wpłynie na moje ubezpieczenie, tudzież świadczenia - w 5 miesiącu ciąży raczej średnio byłoby narażać się na utratę ubezpieczenia, więc gdyby takie zagrożenie istniało pracowałybyśmy nadal wspólnie 'pod szyldem' spółki. Kolejne zdanie będzie kluczowe w całej mojej historii, ponieważ dwukrotnie otrzymałam odpowiedź z ZUS, że rozwiązując spółkę cywilną pozostaję w ciągłości prowadzenia działalności gospodarczej i NIE MA TO żadnego wpływu na zakres oraz wymiar mojego ubezpieczenia! Teraz wiem, że powinnam była nagrać te rozmowy, jednak niestety tego nie uczyniłam.

PRAWORZĄDNOŚĆ (?)

I tak dotarliśmy do punktu wyjścia, czyli wezwania do złożenia wyjaśnień z lipca 2018 roku, w którym to wezwaniu ZUS wzywa mnie do dostarczenia całej zgromadzonej dotąd dokumentacji finansowo-księgowej firmy, łącznie z wyciągami bankowym (WTF?!) i szczegółowymi wyjaśnieniami złożonymi na piśmie. Pod owym wezwaniem podpisała się pani Katarzyna Płonka Starszy Inspektor Oddziału ZUS w Chorzowie (to nazwisko, jak się okazuje miało ogromny wpływ na moje losy, bo nikt wcześniej nie wpakował mnie w takie szambo, dlatego nie mogłabym odmówić sobie jego ujawnienia i zakładam, że pani Katarzyna nie będzie mieć nic przeciwko przedstawieniu obywatelom jej jawnej i zgodnej z sumieniem pracy dla organu rentowego tak dbającego o swoich ubezpieczonych). Z racji tego, że w piśmie nie było żadnych konkretów co do okresu kontroli pozwoliłam sobie zadzwonić - niestety nie zastawszy pani Katarzyny jakiś uprzejmy pan poinformował mnie, że dokumentacji potrzebują od stycznia 2015 roku i mam się niczym nie przejmować, ponieważ jest to rutynowa kontrola i dla nich jest to jedyna możliwość zweryfikowania i 'poznania' ubezpieczonego, co też czynią. Zapytałam, czy nie mogą przeprowadzić kontroli w moim biurze rachunkowym, które przechowuje tą dokumentację, ponieważ jestem w zaawansowanej ciąży, jak zapewne zauważyli na L4, co nie bardzo pozwala mi na dźwiganie kilkunastu segregatorów z wyjątkowo obszerną dokumentacją - niestety uprzejmy pan nie mógł się na to zgodzić i dokumentację musiał dostarczyć KTOŚ - Ktosiem szczęśliwie był mój małżonek, ale tak się składa, że nie każdy takiego Ktosia posiada i często na ciążowym zwolnieniu lekarskim kobiety przebywają w szpitalu lub mają tzw. L4 leżące, ale to jakoby ZUSu zbytnio nie interesuje. Pożegnawszy się z panem, którego niestety nazwiska nie zapamiętałam - a szkoda, bo być może też chciałby być chwilę sławny - uprzejmie poinformowałam go, że jeśli będą mieć jakiekolwiek wątpliwości, czy pytania proszę o kontakt telefoniczny, ponieważ nie jestem w stanie  niestety kontaktować się w chwili obecnej z nimi inaczej, a być może rozmowa mogłaby pomóc - nie pomogła, ponieważ przez cały okres 'weryfikacji' nikt nie zadzwonił... Tak więc 30 lipca małżonek mój przekazał na ręce pani Katarzyny 9 segregatorów, zawierających łącznie prawie 3000 dokumentów, potwierdzających prowadzenie przeze mnie działalności gospodarczej oraz obszerny kwestionariusz z odpowiedziami na pytania ZUS gdzie się mieści firma, czy się reklamujemy, jakie mam wykształcenie i kwalifikacje, czy mam szyld swojej firmy i niemalże jakie majtki wkładam do pracy i dlaczego akurat takie - tłumaczyłam się jak głupia co ja tak naprawdę robię w życiu i dlaczego i powiem szczerze, że już w tamtym momencie czułam się jak intruz. Wszelka tajemnica przedsiębiorstwa, ludzka godność i domniemanie niewinności zostały bezczelnie zdeptane w momencie otrzymania pierwszego pisma z ZUS, bo jakim prawem jakiś urzędnik ma kwestionować moje kompetencje do prowadzenia mojej własnej firmy, za którą ręczę swoim własnym majątkiem, osobą i pracą?! Dodam jeszcze mały szczegół, że w momencie wysłania pierwszego wezwania zostały wstrzymane mi wszystkie wypłaty z tytułu mojego ubezpieczenia -  od lipca 2018 ZUS zostawił mnie bez środków do życia, w 5 miesiącu ciąży, z dwójka małych dzieci - mimo że miałam otrzymywać je do października tego roku (czyli kolejne 15 miesięcy).

Zasadniczo na ludzi pobierających średnio brzmiące 'zasiłki' z ZUS faktycznie patrzy się jak na intruzów i naciągaczy, jednak nikt nie zastanawia się nad tym, że to z zasiłkiem (patrz: zapomogą) nie ma nic wspólnego! To jest świadczenie należne każdemu płacącemu comiesięczne składki do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - te składki płaci każda osoba zatrudniona na umowę o pracę, tudzież zlecenie oraz osoby prowadzące działalność gospodarczą. To tak jakby zapomogą nazywać pobieranie odszkodowania od prywatnego ubezpieczyciela, któremu co miesiąc płacimy składkę polisy na życie (?) Jeśli kobieta jest w ciąży lub urodzi dziecko zgodnie z naszym prawem ma możliwość pójścia na płatne zwolnienie lekarskie, jeśli jest taka potrzeba oraz płatny urlop macierzyński i rodzicielski, łącznie trwający 52 tygodnie - czy to dużo czy mało nie nam to oceniać, bo takie jest PRAWO i każda kobieta może, jeśli tylko ma taką wolę, z tego skorzystać. 
Zwyczajowo na umowie o pracę rzadko kiedy robi się z tego tytułu problemy (choć niestety i takie przypadki zdarzają się ostatnio zdecydowanie zbyt często), jednak na działalności gospodarczej okazuje się, że jest to jawna 'sprzeczność z zasadami współżycia społecznego' (znów hasło ulubione przez ZUS), a kobiety, prowadzące własne firmy i chcące założyć rodzinę okazują się naciągaczkami - tak jakby chęć posiadania 3 dzieci była niezgodna z prawem (szukałam, acz nie znalazłam żadnego paragrafu narzucającego literą prawa ilość posiadanych dzieci!) Na umowie o pracę nie ma problemu, że kobieta rodzi trójkę dzieci rok po roku, ale jeśli mam już swoją działalność, 10 lat na rynku pracy, 30 lat na karku i zaplanowałam sobie posiadanie trójki dzieci, to coś tu jest już proszę Państwa nie tak! Bo przecież Małe i Średnie Przedsiębiorstwa utrzymują gospodarkę naszego kraju, więc jakim prawem ja zamiast 'zapier...ać za miskę ryżu' mam czelność rodzić dzieci (?) Jest to podejrzane wyłudzenie i należy to sprawdzić! A sprawdzenie nie opiera się o praworządność administracyjną - tutaj z góry jest założenie, że 'ubezpieczona' jest oszustką, ZUS ma rację, a ja mam stawać na rzęsach, by udowodnić im, że firma funkcjonująca od lat, zatrudniająca pracowników, za których były odprowadzane składki ZUS, płacąca podatki i przedstawiająca kilka tysięcy dokumentów naprawdę istnieje, bo mimo wszystko gwarancji tu nie ma.

I tak na początku sierpnia wyszło z chorzowskiego ZUSu pismo informujące mnie o zakończeniu postępowania wyjaśniającego oraz zamiarze wydania decyzji (?) z czego przez kolejny miesiąc nie wyniknęło nic, poza radosnymi słowami pani Katarzyny Płonki, oznajmiającej mężowi, że 'spokojnie, niczym nie musi się pan denerwować' - mimo minionego 1,5 roku doskonale pamiętam te słowa, bo w całej tej cholernie stresującej sytuacji pojawiło się jednak światełko nadziei, że na tym ta przygoda się zakończy i będziemy mogli w końcu zrobić zaległe przelewy, zakupić niezbędne, brakujące elementy wyprawki dla Wojtka, który za niecałe dwa miesiące miał pojawić się na świecie - może zdążymy jeszcze wymienić samochód, kupić fotelik dla Lilii, komodę na ubranka i takie tam, wiecie, nic nie znaczące przedmioty, które za darmo rozdają na ulicy i których zakup jest jawną niesprawiedliwością społeczną, bo przecież są ludzie utrzymujący się za moje pieniądze i wiedzący lepiej jak mam pożytkować swój domowy budżet...



DECYZJA

Ale do rzeczy... 30 sierpnia wyszła z ZUSu DECYZJA, licząca sobie 5 stron maszynopisu. 

Jestem książkowym introwertykiem, nie uzewnętrzniam swoich uczuć, nie jestem wylewna i z zasady jestem raczej emocjonalnym twardzielem, ale to co działo się w momencie czytania ich decyzji w mojej głowie i całym ciele upośledzonym ciążowymi hormonami jest nie do opisania. Z każdym kolejnym zdaniem narastała we mnie tak gigantyczna złość, na bzdury które tam wypisują; totalna bezradność, wiedząc z kim mam do czynienia; niewyobrażalny strach, jak my teraz damy radę finansowo to wszystko ogarnąć, kiedy ja za miesiąc rodzę trzecie dziecko i nawet nie mogę iść do pracy - nikt normalny nie byłby w stanie tego przyjąć godnie. Siedziałam więc i ryczałam, myśli kotłowały mi się z taką prędkością, że sama nad nimi nie nadążałam; dostałam ataku astmy, który na tym etapie ciąży był już bardzo niebezpieczny, a ja nie potrafiłam się uspokoić i złapać oddechu - mimo wyciągnięcia z najwyższej półki końskiej dawki sterydu przepisanego przez lekarza 'na śmierć' dusiłam się, a to bezpośrednio groziło niedotleniem dziecka i moim omdleniem. Pamiętam, że byłam wtedy w domu sama - dzieci były u Dziadków, albo spały - sama nie wiem, ale czytając tą cholerną decyzję chyba z pięć razy, próbując zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i modląc się, żeby nie zemdleć przez tą nieszczęsną astmę, a przez skurcze, wywołane stresem nie zacząć rodzić, bo nie ma nikogo, kto mógłby mi w tym momencie pomóc, czułam się jakby mój świat tu i teraz się skończył. Byłam załamana - odebrano mi tym listem wszystko co było mi w tym momencie potrzebne do życia - poczucie bezpieczeństwa, rodzinny spokój, bezpieczeństwo finansowe, zdrowie i brak stresów, tak bardzo potrzebny podczas całego okresu ciąży, a co dopiero miesiąc przed porodem... Kobieta w ciąży jest istotą szczególną i cholernie bezbronną - nie bez powodu tyle mówi się o wyjątkowym traktowaniu kobiet w ciąży, o ochronie jej oraz rodziny, o stanie błogosławionym... - nie wynika to z tego, że czcimy jej świętość, bo nosi w sobie człowieka - obchodzimy się w nią szczególnie, bo jest to tykająca bomba hormonalna, której ani ona sama ani nikt inny nie jest w stanie opanować. Jej umysł oraz ciało nie działają tak jak powinny, wszystko funkcjonuje inaczej, ona sama nie jest w stanie sobie z tym radzić tak jak by chciała i nie potrafi bronić się tak jak robi to w normalnych okolicznościach - wykorzystywanie władzy, by ugrać na niej pieniądze jest tak podłe, że nawet nie jestem w stanie tego racjonalnie skomentować. Nie wiem jakim trzeba być zepsutym i zwyczajnie złym człowiekiem, by robić takie rzeczy kobietom w ciąży, czy ludziom chorym, bo przecież rozchodzi się tutaj o należne świadczenia z tytułu ubezpieczenia chorobowego. Słyszałam nie raz od rzecznika prasowego ZUS pana Wojciecha Andrusiewicza na zarzut, że tak traktują kobiety przed samym porodem lub zaraz po, że na L4 nie ma informacji, kiedy kobieta rodzi i oni tego nie wiedzą (!) Ale drogi panie rzeczniku, liczyć to wy w tym ZUSie potraficie świetnie, a biologię w szkole pan chyba miał, więc dostając szóste L4 z literką B chyba nie trudno się domyślić co to oznacza!

Co do decyzji to nie będę tutaj poświęcać czasu na cytowanie tych urzędniczych bełkotów, niewolnych od błędów merytorycznych i stylistycznych, a postaram się przybliżyć ją jak najszybciej poczynając od pierwszego błędnego zdania mówiącego, że zaprzestałam prowadzenia działalności gospodarczej - mimo że firma jest aktywna w CEiDG od sierpnia 2014 roku, do zeszłego miesiąca, kiedy to ją zawiesiłam, o czym napiszę za moment; że moje działania są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego - znów ulubione przewijające się nieustannie w argumentacji ZUSu hasło; że przedłożyłam liczną dokumentację, jednakże jedynie do dnia 15 maja 2018, kiedy to sprawami firmy zajmowała się wspólniczka, a po 15 maja kiedy UWAGA byłam na L4 - nie podjęłam żadnych działań zawodowych (WTF?); że analiza złożonej dokumentacji wzbudziła liczne wątpliwości i 'jakie były zatem perspektywy na prowadzenie działalności (w sposób zorganizowany i ciągły) gdy ubezpieczona była w ciąży, a jednocześnie nie zatrudniała pracowników' - moje ulubione zdanie wskazujące na to, że osoby samozatrudniające się (patrz: jednoosobowe działalności gospodarcze) nie mają prawa zachodzić w ciążę, rodzić dzieci i chorować (dotyczy to nie tylko kobiet), bo w ten sposób nie utrzymują ciągłości i zorganizowania! I ostatni 'kwiatek' mówiący, że cała kontrola, te 3000 dostarczonych dokumentów, kilkunastu zatrudnionych na przestrzeni lat pracowników, tysiące złotych wpłaconych składek i jeszcze więcej podatków pozwalają sądzić, że 'zamiarem ubezpieczonej (patrz: MNIE)  nie było prowadzenie działalności gospodarczej w celu osiągnięcia zysków z działalności, a jedynie stworzenie pozorów (przyp. red. cholernie drogich i długoterminowych) istnienia tytułu do ubezpieczeń społecznych. Formalne zgłoszenie działalności (przyp. red. w sierpniu 2014 roku) miało być jedynie narzędziem do uzyskania świadczeń z ubezpieczenia chorobowego (przyp. red. w maju 2018 roku, czyli 4 lata po domniemanej chęci wyłudzenia). Motywacją ww. do zgłoszenia wykonywania działalności gospodarczej w okresie ciąży było uzyskanie stosunkowo niewielkim kosztem ww. świadczeń, co jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego' (bardzo zgodne jest natomiast pozbawiać środków do życia kobietę w ciąży)

Upraszczając sprawę: ZUS zarzucił mi chęć wyłudzenia świadczeń w 4 roku mojej prowadzonej działalności gospodarczej od momentu, kiedy przestałam być wspólnikiem spółki cywilnej (cały czas prowadząc jednoosobową DG oraz płacąc składki zdrowotne) i przebywając na L4 nie podjęłam żadnych działań zawodowych - jeśli ktoś nie jest świadomy przepisów prawa pracy to pracowanie na zwolnieniu lekarskim jest absolutnie niedopuszczalne i gdybym faktycznie to robiła, straciłabym z automatu wszystkie świadczenia. Wniosek nasuwa mi się jeden zważywszy, że decyzja jest niezgodna z prawem i przede wszystkim niezgodna z prawdą - czego bym w tej sytuacji nie zrobiła ZUS i tak by mnie uwalił...


ABY PRZETRWAĆ TRZEBA BYĆ W RUCHU...

...ci co stoją w miejscu giną pierwsi... Zawsze byłam człowiekiem czynu, wierną swoim przekonaniom mimo ataków z każdej strony, aktywistką walczącą o lepszy los zwierząt, maniaczką jadącą na drugi koniec Polski ratować buldożki i mopsy z pseudohodowli, idealistką, która zawsze dostawała przez to po dupie - co więc mogłam zrobić w sytuacji, kiedy moje własne państwo robi ze mnie przestępcę, godzi w moje dobre imię i zagraża mojej rodzinie? Hmmm, zastanówmy się... 

Amerykańska lekarka Elisabeth Kübler-Ross wyróżniła pięć etapów choroby, które mimo iż dotyczą osób, dowiadujących się o swojej nieuleczalności to tak naprawdę mają odzwierciedlenie w bardzo wielu aspektach naszego życia - jak żałoba, utrata pracy, nieudane plany macierzyńskie, niespełnione marzenia, czy jakaś całkowicie niespodziewana informacja diametralnie zmieniająca nasze życie. Pierwsza faza to zaprzeczanie i izolacja; druga faza to gniew; trzecia - targowanie się (z własną nadzieją); czwarta faza to depresja; piąta - pogodzenie się... - przeszłam, w bardzo przyspieszonym czasie, wszystkie te fazy i jest to chyba naturalna droga do tego, by zacząć normalnie funkcjonować i działać. Działania te jednak zawsze podszyte są niewyobrażalnym stresem i bezsilnością, ponieważ to nie jest walka mnie samej, ale walka całej rodziny: mojego męża, na którego spadła konieczność nie tylko samodzielnego utrzymania rodziny, ale również przejęcia zobowiązań, których ciężar był dotychczas na 'moim' koncie - świetnie, gdybyśmy dysponowali pięciozerową kwotą oszczędności, ale niestety tak nie było i każdy miesiąc to dla niego/dla nas walka o każdy grosz, pozwalający nam normalnie żyć; walka moich dzieci, które zostały wrzucone w wir mega stresujących wydarzeń, niepozostających bez echa w domu oraz pozbawione podróży i mnóstwa rzeczy, które były zaplanowane i normalnie nie byłoby z nimi problemu, ponieważ od lat ciężko na taki styl życia pracujemy, a od półtora roku za jednym podpisem tak po prostu - zniknęły; moich rodziców, którym 'wiszę' już ogromną ilość pieniędzy co uniemożliwia im ich własne plany; mojej wspólniczki, z którą mieliśmy już dawno zamknąć naszą 'finansową wspólność', a aktualnie nie widać na to żadnych perspektyw; i każdego, kto żyje koło nas i wie jak wiele nas to kosztuje...

Oczywistym krokiem była więc WALKA, przejrzenie informacji na ten temat wzdłuż i wszerz, odwiedzeniu kilku prawników, by wreszcie trafić na właściwą osobę we właściwym miejscu i czasie; siedziałam cały dzień i całą noc, by rzetelnie spisać wszystkie swoje argumenty obalające decyzję ZUSu - zajęło mi to jedynie 8 stron maszynopisu i było solidną podstawą do odwołania, co rzecz jasna nastąpiło. Termin pierwszej rozprawy w Sądzie Okręgowym w Katowicach otrzymaliśmy bardzo szybko, bo w miesiącu złożenia odwołania, a sama rozprawa została wyznaczona na 5 grudnia. Zanim jednak się ona odbyła konieczne było z mojej strony skompletowanie wszystkich możliwych dokumentów, potwierdzających moje wykształcenie, kwalifikacje zawodowe, przebieg zatrudnienia - nie bardzo rozumiałam i nadal nie rozumiem co tak naprawdę moje kompetencje zawodowe i wykształcenie mają do odebranych mi świadczeń, ale - jak to mam w zwyczaju - przygotowałam się rzetelnie pisząc mój zawodowy życiorys, zawierający dziesiątki przebytych kursów i wolontariatów; doświadczenie zawodowe, które składkowo przebiega nierwanie od 2008 roku, kiedy to otworzyłam swoją pierwszą firmę; dowody potwierdzające moje kompetencje do planowanego rozwoju działalności; dziesiątki kopii dyplomów, zaświadczeń oraz certyfikatów przebytych szkoleń; świadectwa pracy; umowy handlowe; akty notarialne; opis sytuacji rodzinnej; kilkaset stron dokumentacji medycznej z każdej wizyty podczas wszystkich moich ciąż, karty ciąży, wypisy ze szpitali i każdy najmniejszy dowód na to, że istnieję! że nie jestem wyłudzaczką żerującą na zapomogach społecznych, a człowiekiem, który całe życie ciężko pracuje (bo zawsze to lubiłam) który uczy się, dokształca, opłaca składki, płaci podatki i najzwyczajniej w świecie jak 90% populacji postanowił w pewnym momencie założyć rodzinę - nawet zgodnie z panującymi nawoływaniami rządu, wielodzietną. Czyż patrząc na to z boku nie wychodzi, że jestem obywatelem idealnym? Otóż nie! Idealnym byłabym wtedy, gdybym te dzieci rodziła i jednocześnie zapieprzając w pracy, nadal płaciła składki, nic od ZUSu nie biorąc... Wiecie ile czasu i energii zajęło mi skompletowanie i przygotowanie tego materiału dowodowego? Bo ja nawet nie jestem w stanie zliczyć ile czasu straciłam w ostatnich dniach ciąży oraz z noworodkiem i dwójką dzieci w domu na zebranie tego wszystkiego! Czy tak powinna wyglądać opieka państwa szumnie nazywającego się prorodzinnym nad kobietą, która ledwo co wyszła ze szpitala z noworodkiem i w domu ma jeszcze dwójkę małych dzieci?!

Na szczęście sędzia, który prowadził moją sprawę okazał się złotym człowiekiem! Niezwykle uprzejmym i mądrym - przesłuchującym długo i wnikliwie świadków, analizującym dowody oraz zgromadzone informacje, by wydać jednoznaczny wyrok, uchylający decyzję ZUSu. Nawet nie potrafię opisać tego, co w tamtym momencie czułam - były to emocje, których nigdy wcześniej nie doświadczyłam - niewyobrażalna radość i spokój, które w momencie wypchnęły ze mnie te wszystkie stresy, złe emocje, ból, bezradność i bezkresne wkurwienie. Czułam niesamowitą wdzięczność do tego człowieka, który po pierwsze wydał wyrok od razu - a mógł wyznaczyć kolejny termin rozprawy; który nie zostawił na ZUSie suchej nitki, wytykając im wszystkie błędy prawne, które w swym rozumowaniu popełnili i który był tak zwyczajnie ludzki w postępowaniu, które dla kogoś takiego jak ja było koszmarnym doświadczeniem. W sądzie byłam raz w życiu odrzucając spadek za dzieci, ale nigdy nie brałam udziału w procesie i procedurach, w których walczę o prawdę, sprawiedliwość i swoje dobre imię. Pamiętam, że było wtedy cholernie zimno, a po Katowicach w kółko jeździł mój tata z dwumiesięcznym Wojtkiem w samochodzie, bo była to jedyna opcja, by wytrzymał tyle czasu beze mnie i karmienia. To był niesamowity dzień i niesamowite emocje, których mimo wszystko, nie życzę nikomu.



CO DALEJ?

Dalej tak naprawdę pozostaje czekanie, a procedury są bezlitosne czasowo - wniosek o uzasadnienie wyroku (nawet miesiąc); złożenie apelacji - kolejny miesiąc; termin rozprawy - ???

W tym miejscu następuje długa, powolna i okrutna męczarnia zwykłego człowieka, pozostawionego bez środków do życia, niemogącego sobie niczego zaplanować, niemającego pojęcia na czym stoi, co go czeka, jak będzie dalej wyglądać jego życie i żyjącego w permanentnym stresie. Bo sądownictwo w naszym kraju działa tak wybitnie, że na rozprawę apelacyjną w sprawach ubezpieczeń społecznych można czekać miesiące, rok, a może i dwa lata; bo procedury spraw o podleganie do ubezpieczenia - mimo że ZUS oficjalnie ciągle temu zaprzecza! - wyglądają tak, że w dniu, w którym zaczynają myśleć o kontroli wstrzymują wszystkie przelewy, ja natomiast jako osoba niezgadzająca się z decyzją uważam, że pod ubezpieczenie podlegam tak jak dotychczas co oznacza, że oficjalnie jestem na L4, bądź urlopie macierzyńskim, na którym zgodnie z prawem nie mogę pracować zarobkowo, a jakby tego było mało cały czas muszę płacić ubezpieczenie zdrowotne, aby te świadczenia w razie wygranej otrzymać, które na chwilę obecną wynosi może i niewiele, bo nieco ponad 342 zł, ale w momencie, kiedy zabierają ci środki do życia okazuje się sporą sumą, za którą można już kupić dzieciom kurtki, buty, czy zapas pieluch. 

Efekty decyzji podobnej do mojej w chwili obecnej są patowe - gdybym zgodziła się z decyzją ZUSu miałam możliwość otrzymywania nadal świadczeń z tytułu mojego ubezpieczenia (do końca L4) zgodnie z przepisami mówiącymi, że ubezpieczony podlega ubezpieczeniu 3 miesiące po jego ustaniu - otrzymałam nawet druk Z-10 z ZUSu do wypełnienia, by z tego skorzystać - pani urzędniczka nie bardzo wiedziała, co ma zrobić, bo jeszcze nigdy nikt nie odmówił jego wypełnienia - jak się później dowiedziałam byłam jedną z pierwszych w chorzowskim ZUSie, której 'dobrano się do tyłka' i, która poszła z nimi na noże. A patowość sytuacji polega na tym, że zarzucono mi wyłudzenie pieniędzy i wymagano zwrotu wypłaconych już środków za okres od 15 maja 2018 - ciekawe w pracy ZUSu jest to, że na każde pojedyncze miesięczne L4 wydają oddzielną decyzję, a te były pozytywne jednakże po dwóch miesiącach stwierdzono, że jednak nie i ta sama 'pani Krysia' co podpisywała wniosek o wypłatę L4, teraz podpisuje dokument, mówiący, że tamta decyzja była zła. Czy tego typu sytuacje nie pokazują, że kompetencje takiego pracownika pozostawiają wiele do życzenia? Ja, jako obywatel, który łoży na pensję takiego pracownika po pierwsze żądam przedłożenia dokumentów potwierdzającej wykształcenie i kwalifikacje zawodowe tej pani, bo tak bardzo przecież sami lubią to robić, a po drugie zwolnienia jej ze stanowiska, na którym ewidentnie sobie nie radzi, podważając swoje własne decyzje - czy jest to możliwe? No właśnie...
Gdybym jednak nie odwołała się od decyzji i przyjęła to na klatę przyznając się tym samym do wszystkiego otrzymałabym zarzuty prokuratorskie za wyłudzenie pieniędzy publicznych. Jeśli natomiast tego nie zrobiłam i postanowiłam iść ze sprawą do sądu, pozostałam bez pieniędzy, z koniecznością opłacania składek i pozbawiona na przykład 1000 zł tzw. kosiniakowego, które przysługuje bezrobotnym kobietom przez rok od urodzenia dziecka. Widzicie ten absurd? Będąc przedsiębiorcą, całe życie pracującym i odprowadzającym składki jestem przez Państwo traktowana jak przestępca, któremu nic się nie należy, a kobiety niepracujące, nie płacące składek i podatków, nie dające też miejsc pracy, które ja prowadząc firmę dawałam - otrzymują od państwa 1000 zł za nic.

Ale wracając do apelacji ZUSu, która notabene była błędnie sporządzona i opierała się na nieprawdziwych informacjach, po 6 miesiącach czekania na termin rozprawy napisałam i wysłałam za pośrednictwem reprezentującej mnie kancelarii, prośbę o przyspieszenie terminu rozprawy. Informowałam tam o beznadziejnej sytuacji finansowej i zawodowej, która stoi pod wielkim znakiem zapytania ze względu na ciągnącą się już rok sprawę i tak naprawdę dopóki się ona nie rozwiąże nie jestem w stanie podjąć żadnych działań, ani decyzji związanych z dalszym losem mojej działalności; że planując trzecie dziecko miałam zaplanowany również budżet na życie oraz rozwój i inwestycję w firmę, którą miałam prowadzić ponownie po urlopie macierzyńskim w zupełnie innej branży, wymagającej siłą rzeczy nakładów finasowych; że w chwili obecnej liczymy każdy grosz na życie, nie ma więc opcji, by jakiekolwiek pieniądze wkładać w rozwój, a każdy kto kiedykolwiek prowadził własny biznes wie, że klienci, czy zlecenia nie stoją w kolejkach pod drzwiami czekając, aż się wróci po L4, czy macierzyńskim i płynne prowadzenie działalności wymaga ogromu pracy, nakładu środków i CZASU; że faktur sprzedażowych nie ma przez kilka miesięcy, a niecałe 1500 zł pełnych składek ZUS trzeba płacić co miesiąc i że uprzejmie proszę, by wziąć to pod uwagę zważywszy, że urlop macierzyński kończy mi się w październiku, kiedy to moje dziecko będzie miało już rok!

Termin rozprawy został wyznaczony na 23 października - szłam na rozprawę z ogromnym stresem, będąc jednak w głębi duszy przekonaną, że ze sprawiedliwości stanie się zadość, bo poprzedni wyrok jednoznacznie wskazywał, że decyzja z przepisami prawa nie miała nic wspólnego i każdy zapoznany ze sprawą powtarzał mi, że na 99% wygram, bo prawo jest po mojej stronie, jednak zawsze jest ten 1% czynnika ludzkiego... No i na niego trafiłam. 




NIEZAWISŁOŚĆ SĄDÓW?

Kiedy czekałam na korytarzu Sądu Apelacyjnego w Katowicach czułam, że coś jest nie tak, ale wmawiałam sobie, że to tylko stres, z którym i tak całkiem nieźle sobie radziłam (ostatnio znajoma na rozprawę wysłała tylko pełnomocnika, ponieważ przez trzy dni 'rzygała' ze stresu) . W składzie orzekającym zasiadały trzy panie sędziny, które powiedziały co miały powiedzieć, wysłuchały pełnomocników - mojego oraz ZUSu i zadały mi kilka pytań, których z tego wszystkiego już nawet nie pamiętam poza jednym odnośnie mojego zawieszenia działalności dnia 7 października, co zrobiłam po zakończeniu mojego urlopu macierzyńskiego, zgłaszając wniosek o 'urlop wychowawczy' - fakt, dla którego to zrobiłam był dla mnie oczywisty - nie znając wyroku w sprawie, w której walczę szczytnie o sprawiedliwość, ale również o pieniądze, których przez półtora roku nazbierało się niemało, nie miałam środków na to, by zacząć płacić pełne składki ZUS oraz w cokolwiek zainwestować, o czym pisałam już wcześniej, a przede wszystkim nie miałam żadnej pewności jak będzie wyglądało moje życie po tym wyroku. Z perspektywy czasu powiem Wam, że najgorsze przez ten cały czas było czekanie na dzień, który pozwoli mi zacząć coś planować - życie w zawieszeniu, bez możliwości spojrzenia nawet w lekko odległą przyszłość jest tak bardzo przytłaczające i dołujące, że ciężko mi to nawet jakoś zgrabnie zobrazować.

Często słyszałam pytanie: ile? 'Ile ZUS wisi Ci pieniędzy?' Nie powiem Wam ile, ale poproszę byście wyobrazili sobie, że teraz w tym momencie odgórnie zostanie zabrana jedna pensja z Waszego domowego budżetu, na jakiś czas - może miesiąc, może pół roku, a może 2 lata - bez możliwości pracy przez ten okres. Dla niektórych ta pensja to 3 tysiące złotych, dla innych 10 tysięcy, a jeszcze dla kogoś innego najniższa krajowa - bez względu jednak na to jaka była ona nie była jest stałym wpływem do Waszego domowego budżetu, z którego planujecie sobie życie i w momencie, kiedy bez żadnego przygotowania i zabezpieczenia z dnia na dzień zostaje Wam ona odebrana, to sami sobie odpowiedzcie na pytanie jak wyglądałoby Wasze życie i jak byście się z tym czuli wiedząc, że przez najbliższy, a może i dalszy czas co miesiąc będzie Wam tej jednej pensji brakować do życia... A Wy przez 4 miesiące będziecie opowiadać dzieciom, że 'teraz to już na pewno kupię Wam TO co obiecałam tak dawno temu...' - co wcale nie jest konsolą za 1000 zł, czy nawet wypasionym zestawem LEGO za cztery stówy, a figurkami kosmonautów za 60 zł, albo książką pup-up o ciele człowieka na 50 zł, o zestawie fryzjerskim za stówę (bo w aktualnym popsuła się suszarka) nie wspomnę - wiecie, to nie jest tak, że my nie mamy za co żyć, ale w momencie, kiedy człowiek całe życie pracuje na to, żeby móc dziecku bez problemu kupić zabawkę, czy pomoc edukacyjną, bo matka zafascynowana jest pedagogiką Montessori, a tu nagle ktoś z większą władzą niż Twoja stwierdza, że to jest NIESPRAWIEDLIWE SPOŁECZNIE i mówi Ci jak powinnaś żyć, prowadzić firmę i ile dzieci rodzić to coś tu jest chyba 'nie halo'!

Wracając jednak do rozprawy, której przewodniczyła SSA Beata Torbus (spr.), a w skład orzekający wchodziły jeszcze SA Gabriela Pietrzyk-Cyrbus oraz SA Maria Małek-Bujak - dlaczego wymieniam nazwiska tych Pań? Ponieważ były to kolejne trzy osoby, które przyczyniły się do zniszczenia mi życia. W dniu 23 października nie ogłoszono wyroku, a przełożono go na tydzień później - już wtedy wiedziałam, że mam przerąbane. Liczyłam, że moja intuicja się myli, ale niestety tak nie było. I znów kolejny tydzień czekania, który ciągnął się w nieskończoność... Na ogłoszeniu wyroku byłam sama - pełnomocnicy nie musieli się już stawiać, ponieważ wiadome było, że nie padną żadne dodatkowe pytania. Sędzia Beata Torbus uchyliła w całości wyrok pierwszej instancji argumentując, że UWAGA, tu padną ważne słowa: 'będąc na L4 mogłam zatrudnić pracownika', a działalność gospodarczą prowadzi się dla zysków i nie można jej losów uzależniać od świadczeń z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych' - siedziałam w tej cholernej ławie, cholernego sądu apelacyjnego i czułam się jakbym dostała obuchem w twarz w cyrku stworzonym przez Orwella. Jeśli nie jesteście tego świadomi to, będąc na zwolnieniu lekarskim NIE MOŻNA pracować i ZUS aktualnie masowo odbiera zasiłki ludziom, którzy o tym 'zapomnieli', a mnie zarzucono, że tego nie zrobiłam. Dla informacji szanownej Pani Sędziny NIKT nie ma prawa mówić przedsiębiorcy jak on ma prowadzić swoją firmę, za którą ręczy swoim nazwiskiem oraz całym osobistym majątkiem i że powinien zatrudnić pracownika; NIKT nie ma prawa zmusić przedsiębiorcy do prowadzenia działalności po ustaniu np. urlopu macierzyńskiego, co zarzucił mi ZUS twierdząc, że mają wątpliwości, czy będę firmę prowadzić dalej - Wasze wątpliwości możecie sobie wsadzić, bo prawo działa tu i teraz, a nie rok, czy nawet 5 lat do przodu, a wy nie jesteście wróżkami, żeby przepowiadać przyszłość! A co do zarzutu, że działalność mam prowadzić do zysków i nie można jej uzależniać od świadczeń ZUS to Droga Pani Sędzino z ciepłą państwową posadką, decydującą o życiu ludzi, o którym nie ma Pani pojęcia to owszem, KAŻDA praca prowadzi do osiągnięcia zysków, jednakże ciężko jest je osiągać, będąc na zwolnieniu lekarskim, tudzież opiekując się zgodnie z prawem nowonarodzonym dzieckiem i po to został stworzony System Ubezpieczeń Społecznej, by na taką okoliczność nie pozostawić obywatela bez środków do życia - działalność w naszym kraju to prawie 1500 zł samych składek miesięcznie, to ciężka praca i walka o klienta, to pieniądze niezbędne do bieżących działań oraz inwestycji - skąd według Pani miałam wziąć na to pieniądze skoro decyzją ZUSu brakowało mi na przeżycie całego miesiąca? Jak według Pani miałam zatrudnić pracownika skoro w aktach z sądu I instancji wyraźnie było napisane, że będę zajmować się pisaniem i szkoleniami (?) - jak sobie to Pani wyobraża (?), bo nie ukrywam, że bardzo ciekawi mnie ten temat... Może kiedyś uzyskam odpowiedzi na te nurtujące mnie pytania, a póki co wniosek z mojej rozprawy jest dla mnie jedyny i oczywisty: NIEZAWISŁOŚĆ SĄDÓW proszę Państwa przestała w naszym kraju istnieć, a wyroki są rażąco niezgodne z prawem. Mam swoje źródła, które potwierdzają niestety moją teorię, że sądy są zmanipulowane, a szanowna Pani Gertruda Uścińska (Prezes ZUS) za wszelką cenę, chce zbudować swoją karierę na masowej krzywdzie młodych matek.



DLACZEGO MASOWYCH?

Masowych dlatego, że to dzieje się na ogromną skalę w całym kraju. ZUS przeprowadza długie i niejednokrotnie godzące w zwyczajną ludzką godność kontrole na KAŻDY WNIOSEK ubezpieczonych kobiet roszczących sobie prawo do zasiłków, na które latami płaciły składki (mężczyzn również, ale ci stosunkowo rzadziej są w ciąży, na urlopach macierzyńskich, czy na zwolnieniach lekarskich na dzieci) zasłaniając się oficjalnie dbałością o dobro i sprawiedliwość dla wszystkich obywateli. Według nich sprawiedliwością jest odbieranie pieniędzy do życia kobietom w ciąży lub świeżo po porodzie; sprawiedliwością jest zarzucanie fikcyjności firm, działających od lat; sprawiedliwością jest żądanie po kilkaset tysięcy złotych zwrotu świadczeń sprzed 3 lat, kwestionując swoje własne wcześniejsze decyzje; sprawiedliwością jest pobieranie przez lata składek ubezpieczeniowych i nie wypłacanie później należnych świadczeń, patrz: jawne i bezczelne OKRADANIE obywateli; sprawiedliwością i wyjątkową dbałością o dobro polskich rodzin jest to wszystko i wiele więcej, czego nasze Państwo dopuszcza się w dobie walki o przyrost naturalny i rozdawnictwa w programach pokroju 500+, którym tak efektywnie kupili sobie elektorat - jeśli ktoś naprawdę myśli, że te programy są po to, by podnieść standard życia polskich rodzin to niech się puknie trzy razy w głowę i poczyta definicję słowa WŁADZA, bo tylko o to tutaj chodzi. A jeśli ktoś sądzi, że ZUS i państwo to dwie różne bajki to uprzejmie informuję, że składki z ubezpieczeń społecznych stanowią drugą największą wartość dochodu państwa zaraz po podatkach, który w zeszłym roku wynosił nieco ponad 14% PKB, natomiast ZUS mimo iż rok jeszcze się skończył już pobił rekord odzyskanych pieniędzy na poziomie 155,9 mln złotych, przeprowadzając o 100 tysięcy kontroli więcej niż analogicznie w zeszłym roku (mimo że fala kontroli ruszyła już na początku II połowy 2018 roku) i wstrzymując niemal 10 tysięcy więcej zasiłków, niewspominając o tysiącach spraw toczących się nadal w sądach.

Parę dni temu przeczytałam na grupie zrzeszającej kobiety walczące z ZUSem przypadek dziewczyny, która złożyła wniosek o 4 dni opieki na chore dziecko i ZUS rozpoczął identyczną kontrolę jak w moim przypadku - 4 dni!!!; miesiąc temu czytałam mega poruszający wpis dziewczyny, która przez stres związany z absurdalnymi i bezpodstawnymi kontrolami ZUSu straciła zagrożoną ciążę bliźniaczą i niemal rok musiała leczyć się psychiatrycznie, bo nie potrafiła się pozbierać; jeszcze wcześniej o mamie 5 dzieci, której ZUS oficjalnie napisał, że jej plany macierzyńskie były niezgodne z zasadami współżycia społecznego, a dziś jedna z dziewczyn opisała swoją historię, gdzie mimo ewidentnych dowodów na prowadzenie działalności od lat, kierowniczka z ZUSu nie przydzieliła jej zasiłku macierzyńskiego, ponieważ mimo iż nie podważa ona tego, że praca jest wykonywana to według jej opinii nie jest to działalność gospodarcza, a świadczenie usług na rzecz zagranicznego zleceniodawcy (?!) - oczywiście w czasie, kiedy składki ładnie leciały na ich konto, a podatki do Skarbu Państwa wszystko było ok, a teraz nagle działalność, nie jest działalnością tylko ku@*a czym!? A hitem sprzed paru godzin były dwie kobietki, z których jednej pracując 15 lat w tej samej firmie na etacie ZUS obniżył wielkość zasiłku macierzyńskiego twierdząc, że za dużo zarabia - 15 lat!!! A drugiej stanowisko jest irracjonalne i w ogóle nie powinna pracować tam, gdzie pracuje - o ile dobrze pamiętam była projektantem mebli w firmie, produkującej meble...

Cała ta absurdalność rodem z Orwella zaczęła się w połowie 2018 roku i postępuje w zastraszającym tempie. Takich historii są setki, tysiące, a może i jeszcze więcej - nie wiemy o tych, których dramaty rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami i nigdy nie ujrzą światła dziennego; nie znamy statystyk, bo ZUS twierdzi, że ich nie sporządza, a nawet jeśli to nie zamierza się nimi dzielić, ale ja wiem na pewno, że ZUS próbował zniszczyć mi życie - nie wyszło, przegrałam w Sądzie Apelacyjnym, ale idę dalej i na pewno się nie poddam - Sąd Najwyższy i Trybunał Sprawiedliwości UE czeka; pracuję nad bardzo wymagającym projektem, którego nie zaczęłabym, gdybym tak bardzo nie dostała po dupie; poznałam mnóstwo dziewczyn, które są w identycznych, a nawet gorszych sytuacjach i które wspólnie są bardzo potężną siłą, którą mam nadzieję wspólnie wykorzystamy.

Dlatego mam ogromną prośbę do KAŻDEJ KOBIETY, która przeczytała ten artykuł - dziękuję, że dotrwałaś do końca, choć wiem, że było długo; do KAŻDEGO FACETA, który również to przeczytał, ponieważ to jest również Wasz problem oraz całych Waszych rodzin - nawet jeśli nie dotyczy to Ciebie osobiście wiedz, że może się to bardzo szybko zmienić - jeśli jesteś kobietą prowadzoną własną działalność gospodarczą możesz być pewna, że w razie Twojego zwolnienia lekarskiego lub realizacji planów macierzyńskich ZUS rozpocznie kontrolę i zrobi wszystko, żeby Cię pogrążyć; jeśli jesteś kobietą na etacie, myślącą o ciąży i zarabiającej więcej niż najniższa krajowa również będziesz mieć z ZUSem do czynienia, który z uśmiechem na ustach obniży Twoje świadczenia do SPRAWIEDLIWEJ SPOŁECZNIE najniżej podstawy (to, że przez lata płaciłaś składki nie ma ŻADNEGO znaczenia); jeśli jesteś facetem - albo na działalności albo na etacie i masz dzieci (nie daj boże córki!) wiedz, że to co się dzieje teraz, niezatrzymane zostanie sprezentowane kolejnym pokoleniom. Poczytajcie również co nieco o nowym projekcie ustawy, chcącym wprowadzić okres karencji po rozpoczęciu nowej pracy na etacie oraz między zwolnieniami lekarskimi dłuższymi niż 33 dni do 90 dni, a dla przedsiębiorców analogicznie do 180 dni! Nawet nie będę tego komentować, bo jest totalne społeczne dno, które szczerze i z niekrytą satysfakcją sprezentowałabym każdej osobie, która bierze w tym udział! Choć w karmę zawsze wierzyłam i wierzę nadal...



SIŁA JEST KOBIETĄ!

Słowa, które są moim mottem od dawna, ale dopiero zostając mamą zrozumiałam co to znaczy naprawdę. My kobiety dla naszych idei, rodzin, mężów, dzieci i sprawiedliwości jesteśmy w stanie zrobić wszystko! Nie mówię, że faceci nie, ale jestem kobietą i wypowiadam się za siebie - urodziłam w bólach cesarkowych trójkę dzieci, których w nie mniejszych bólach karmiłam własną piersią, pracowałam w 9 miesiącu ciąży, próbując utrzymać swój biznes; w połogu i oseskiem przy cycku walczyłam z ZUSem w sądzie i wiecie co? To jest dla nas normalne. Tak to jest być kobietą, musimy być cholernie twarde, bo dostajemy po dupie na każdym kroku - nie mówimy o tym głośno, bo i po co? Natura była średnio przychylna w dzień naszego stworzenia, lata ewolucji wymagają od nas coraz więcej, a my nie bez trudności, ale sprostamy wszystkiemu i mało co jest w stanie nas złamać. Ale teraz potrzebujemy pomocy. Potrzebujemy solidarności i aktywności! Pamiętacie czarne protesty? To dotyczyło nas wszystkich - i kobiet, i facetów, i rodziców dziewczynek i dziadków wnuczek - chcieli, i nadal chcą, zniszczyć nasze prawo do decydowania o własnym życiu i zdrowiu. I być może analogia w sprawie z ZUSem jest zbyt daleko idąca, ale tutaj również chodzi o nasze życie i zdrowie; chodzi o naszą godność i sprawiedliwość; chodzi o prawo, które jest notorycznie łamane i pieniądze, bez których mimo szczerych chęci, nie da się żyć. I mimo że nie raz słyszałam, że te z firmami to naciągaczki, to mam nadzieję, że ten artykuł zmieni Wasze zdanie w tej sprawie, bo jedynymi obecnymi tu naciągaczami są ZUS tożsamy z naszym państwem. 

Na Facebooku jakiś czas temu powstał RUCH SPOŁECZNY KOBIETY NA DZIAŁALNOŚCI GOSPODARCZEJ KONTRA ZUS  - fakt powstania takiego miejsca jednoznacznie świadczy o tym, jak dużym problemem jest aktualna sytuacja polskich kobiet w starciu z bezlitosną władzą, dlatego bardzo proszę każdego komu ten problem nie jest obojętny o zajrzenie w to miejsce i polecenie go każdemu kogo ten temat dotyka (ja dowiedziałam się o nim stanowczo za późno) - prowadzą je mega zorganizowane i zdeterminowane kobiety, a jeszcze więcej tworzy społeczność bezprecedensowo niszczoną przez organizację, powołaną do celów SPOŁECZNYCH - wśród nich są prawniczki, księgowe, fryzjerki, lekarki, artystki, kosmetyczki, rękodzielniczki, szkoleniowcy... i wszystkie inne zawody, które są przez kobiety powszechnie wykonywane. Te dziewczyny pomagają sobie na wzajem, zbierają informacje, masowo piszą do Prezydenta RP, Premiera, rzeczników, polityków, ministrów, dziennikarzy i każdego, kto może i POWINIEN nagłośniać i wyjaśniać tą sprawę, która jest jawnym łamaniem praw człowieka! O sprawie zaczyna być głośno i ku naszej wielkiej radości coraz więcej osób publicznych się nią interesuje, jednak nie możemy przestać działać! Ale by cokolwiek zmienić musimy działać solidarnie i podobnie jak ZUS MASOWO - poniżej zostawiam linki informacyjne w nadziei, że nie pozostaną Wam obojętne, ponieważ cześć z 'nas' już przegrała, inna część walczy, ale szanse na wygraną są nikłe, a sporo kobiet powygrywało swoje sprawy i nadal działają, ponieważ to co dzieje się tu i teraz jest początkiem czegoś bardzo złego, co jeszcze możemy powstrzymać zanim będzie za późno... 

Linki: Facebook, www.matkikontrazus.pl , Instagram (w budowie)


Będąc już przy końcu korekty tego tekstu 'zaatakowało' mnie okienko Messengera, gdzie jedna z założycielek wspomnianego wcześniej RUCHU wrzuciła taką oto perełkę: (link) Pozwolę sobie przytoczyć jakże rzewne i optymistyczne słowa 'zmotywowanego' Premiera Mateusza Morawieckiego: Chyba zgodzą się Państwo, że bezpieczna, zdrowa i szczęśliwa rodzina to największy skarb, jaki może posiadać każdy człowiek. Rodzina silna tradycyjnymi, polskimi wartościami to dla mnie priorytet, a dla Polski to po prostu gwarancja dobrobytu i pomyślnej przyszłości naszego państwa. Będziemy ją nadal wspierać, a od dziś nad wszystkimi programami prorodzinnymi rządu Prawa i Sprawiedliwości będzie czuwać pełnomocnik d/s demografii - Pani Barbara Socha... - Panie Premierze - no jak Panu ku%@a nie wstyd! I bardzo nam miło, że jest w rządzie nowa osoba czuwająca nad polskimi rodzinami, bo z pewnością otrzyma 'kilka' wiadomości od polskich przedsiębiorczych rodzin...


Mam na imię Daria. Jestem człowiekiem, Polką, kobietą, żoną, matką i przedsiębiorcą. Zostałam okradziona przez własne państwo - z godności, z poczucia bezpieczeństwa, z praworządności, z dumy bycia Polakiem, ze spokoju miru domowego, z czasu, z przyjemności, z odpoczynku, z edukacji dla dzieci, z motywacji, z wiary w niezawisłość sądów, w poczucie sprawiedliwości, i z pieniędzy... Jestem w świetle zaistniałych okoliczności uznana za przestępcę, oszustkę i naciągaczkę. Dlaczego? Dlatego, że postanowiłam zostać mamą i urodzić trzech młodych Polaków, którzy rosną w kraju rządzonym przez zakompleksionych maluczkich, robiących z ich ojczyzny prorodzinny Czarnobyl! Czy zamierzam tak to zostawić? No chyba nie proszę Państwa, chyba nie...


Jeśli są tutaj osoby, które chciałyby włączyć się w mój projekt, pokazujący skalę i pierwsze, drugie oraz trzecie dno tego problemu i są chętne do opowiedzenia swoich historii zarówno od strony pokrzywdzonych, jak i tej drugiej: inspektorów ZUS, sędziów, prawników... to bardzo proszę o kontakt pod adresem ddkozlik@gmail.com z tytułem maila: ZUS_projekt - kontakt anonimowy i bezpieczny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP