Lato przybyło do nas w tym roku wyjątkowo wcześnie i zapowiada się doprawdy nad wyraz optymistycznie jeśli chodzi o aurę pogodową. Nic tylko się cieszyć Drodzy Rodziciele, jednak w lecie z małymi dziećmi, mimo że to czas najwspanialszy z możliwych, dający nieograniczone możliwości szaleństw i zabaw na świeżym powietrzu, drzemią również niemałe zagrożenia i niedogodności, z którymi dobrze przygotowani możemy bardzo łatwo sobie poradzić. Każdy rodzic wie, jaki dramat drzemie w obdartym kolanie, piasku w siusiaku, przemoczonej koszulce, złym smaku batonika, czy braku czerwonej foremki do piasku. Najkrócej jak to możliwe (wiem, że mam problem z długością postów :)) postaram się opisać Wam wypracowany przez nas system przetrwania lata z małymi (3 lata i 1,5 roku) dziećmi w mieście, wsi, czy gdziekolwiek przebywacie oraz zdradzę Wam co zawiera moja tajemna gigantyczna wózkowa torba, przygotowana na totalny dziecięcy armagedon.
1. UBRANIE
Temat, nie ukrywam, działający na mnie jak płachta na byka, mający swe początku w zasadzie już wczesną wiosną, kiedy to rodziciele z gracją biegają po świeżym powietrzu w sandałkach, sukienkach i w krótkim rękawku, a dzieciom serwują darmową saunę w czapkach, polarach, skarpetach i grubych butach. LUDZIE! Ogarnijcie się proszę w tym temacie, bo te dzieciaki naprawdę cierpią w takich ubraniach. Nie wiem skąd tajemna wiedza rodzicieli o kosmicznej stratosferze, panującej w ciałkach małych istot przybyła na nasza planetę, ale zapewniam, że ta wiedza to ZUO i to bardzo bardzo zło. Dziecko, nieważne w jakim wieku, odczuwa temperaturę dokładnie tak samo jak człowiek dorosły. Jedynie noworodki przez pierwsze tygodnie życia zaleca ubierać się w jedną warstw więcej niż my sami ze względu na bardzo niedorozwinięty jeszcze system termoregulacji organizmu, ale i to jest kwestią bardzo indywidualną. Nasza Lila urodziła się w najgorętsze od 100 lat lato i jeszcze w szpitalu położona zaznaczała, żeby nie ubierać czapeczek i długich rękawów, bo bardzo łatwo można dziecko przegrzać. A nawet najstarsi górale wiedzą, że nie ma nic gorszego niż przegrzanie organizmu, co ma ogromne znaczenie dla budowania naszej odporności, a o tą dba się cały rok, a nie w momencie wybicia kalendarzowej jesieni (więcej na ten temat pisałam TUTAJ). Jeśli macie co do tego wątpliwości zachęcam do ubrania na siebie takiej ilości ubrań jaką w danym dniu macie ochotę zaserwować własnym dzieciom ;) I jako miłośniczka zimnego chowu, czy jak to tam inaczej nazwiecie zapewniam, że zdecydowanie zdrowiej jest się nieco przechłodzić, aniżeli przegrzać. Tak więc pierwszym najważniejszym punktem na liście przetrwania lata są odpowiednie UBRANIA. Zawsze warto włożyć do torby bluzę, czy parę długich spodni i przebrać dziecko w razie potrzeby, niż z góry skazywać go na średnio przyjemne upocenia i przegrzania.
Z ubraniami wiąże się jeszcze jedna ważna kwestia, mianowicie MATERIAŁY, z których są wykonane. A te bardzo często wołają o pomstę do nieba ze sklepowych wieszaków, zarówno tych dla dorosłych, jak i dla dzieci. Ja osobiście zwracam na to ogromna uwagę i od wielu lata sama dla siebie kupuję ubrania tylko z naturalnych materiałów, ponieważ w nich czuje się o niebo lepiej niż w tych sztucznych i dodatkowo zwracam uwagę, by moje wybory miały choć minimalnie pozytywny wpływ na nasza planetę. Choć jestem dorosła mam wrażliwą na podrażnienia skórę, a co dopiero niemowlęta, czy małe dzieci. Jeśli więc sami takich tkanin nie używamy (a jeśli tak to naprawdę warto pomyśleć o ich zmianie, bo skórę i zdrowie mamy tylko jedno) to dlaczego tak często kupujemy naszym dzieciom tiulowe spódniczki, sukienki z syntetycznymi podszewkami, poliestrowe dresiki i powszechnie obecny w ubraniach 'plastik'. Na co więc zwracać uwagę przy zakupie ubranek dziecięcych (i nie tylko)?
NATURALNE i najbardziej powszechne u nas MATERIAŁY to:
- bawełna
- bawełna organiczna - zawiera dużo mniej środków chemicznych od konwencjonalnej bawełny, używanych przy produkcji; jest najbardziej polecana dla dzieci z alergiami oraz wrażliwą skórą i tym samym najdelikatniejsza i najbardziej odpowiednia dla małych dzieci
- bawełna Fairtrade - certyfikat Fairtrade daje nam gwarancję, że producenci spełnili odpowiednie warunki produkcji tj. zakaz pracy przymusowej, niezatrudnianie dzieci, równe traktowanie kobiet i mężczyzn etc. czyli kwestie dla jednych bardziej, dla innych mniej ważne, jednakże warto się nad tym zastanowić.
- włókna konopi
- jedwab
- len
- bambus
Najbardziej powszechne włókna chemiczne, czyli SZTUCZNE i SYNTETYCZNE to:
- wiskoza
- modal
- acetat
- lyocell
- poliester
- poliamid
- akryl
- elastan
- nylon
Skóra dzieci jest wyjątkowo delikatna i wystarczy niewielkie podrażnienie, by dorobić się liszajów, wysypek i często niezidentyfikowanych wyprysków diagnozowanych później przez niejednego lekarza załamującego ręce, o co kaman! Wiadomo, że ubrania nie są tutaj odpowiedzią na wszystkie pytania i lekarstwem na całe zło, ale na pewno mają bardzo duże znaczenie, a często o tym zapominamy. Latem skóra się poci jest dużo bardziej narażona na podrażnienia, a sami sprawdźcie różnicę skóry spoconej w przyjemnej bawełnianej koszulce oraz tej syntetycznej.
WAŻNE!!!
- ubierajcie dzieci ODPOWIEDNIO do pogody
- zwracajcie uwagę na NATURALNE MATERIAŁY, z których wykonane są dziecięce ubranka
- dzieci NIE POTRZEBUJĄ dodatkowej warstwy ubrań
- niemowlęta praktycznie do roku czasu niemal zawsze mają ZIMNE DŁONIE i stopy, ze względu na niedojrzały jeszcze układ krążenia
- temperaturę niemowlęcia sprawdza się NA KARKU
2. Po jedenaste: BOSO!
Zdecydowanie do dekalogu rodzicielskiego - jeśli takowy istnieje - powinno dopisać się niezwykle istotny punkt, jakim jest bieganie BOSO. Od zarania dziejów wiadomo, że jest to dla małych dzieci najzdrowsza forma przemieszczania się po powierzchniach płaskich. Wiadomo, że nie zawsze i wszędzie jest to możliwe i chwała wynalazcom obuwia za ich działania, bo fanką Cejrowskiego w tym zakresie nie jestem, choć nowoczesne zdrowe obuwie coraz bardziej zmierza do form optymalnie miękkich i przypominających anatomiczna pracę stopy. Obuwie dziecięce to temat na osobnego posta - choć zainteresowanych już teraz zdecydowanie odsyłam do znanego wszystkim rodzicom Pawła Zawistowskiego, który ma w tym temacie niezwykle szeroką wiedzę. Nie mniej żaden but nie da małej rozwijającej się stopie takich możliwości jak chodzenie boso i tyczy się to zarówno dzieci stawiających pierwsze kroki, jak i tych dużo starszych. Tylko biegając boso stopa pracuje anatomicznie i fizjologicznie tak jak powinna, odpowiednio działają napięcia mięśniowe - niepodtrzymywane żadną cholewką za kostkę, czy profilowana podeszwą - staw, ścięgna i cały zestaw niezwykle skomplikowanych części małej stopy. Dodatkowo dochodzi praca nad motoryką, doznania sensoryczne i doświadczenia dotyku i szereg działań, które możemy za darmo zaserwować swojemu dziecku bez konieczności późniejszych rehabilitacji, zajęć z sensoplastyki (które mimo to bardzo polecam :)), czy szukania specjalistów od wad postawy. Osobiście jestem wielką fanką chodzenia boso i również praktykuję to gdzie się da - jestem w stanie całą zimę przechodzić w adidasach bez skarpetek, których nie znoszę. Podobnie jak moje dzieci, które bez problemu chodzą boso po kamieniach, żwirku, chodnikach i wszędzie tam, gdzie jest to dla nich bezpieczne. Napomknę jedynie, że chodząc boso nie tylko w upały, ale również w chłodniejsze dni świetnie hartujemy organizm. A już wyjątkowo serce boli mnie, kiedy dzieci w gorące dni biegają w butach po piasku na placu zabaw, czy na plaży w wodnych butach. PO CO, kochani rodziciele? Po co? :( Wiecie jak niesamowitym treningiem dla małych stóp jest bieganie boso po piasku? Zawsze siedząc na placu zabaw liczę ile dzieci chodzi boso i zazwyczaj jest to około 5% piaskownicowej populacji. Ostatnio dziewczynka widząc jak chodzimy na bosaka również chciała ściągnąć sobie buty, na co to tata odpowiedział jej, że później trzeba będzie je ubierać, a jemu się nie chce... No niestety, z takimi argumentami ciężko dyskutować :(
Nie mniej zdecydowanie POLECAM! Spieszmy się biegać boso, bo... TAK!!!
3. WÓZEK, czyli czym grożą spacery
Wydawać by się mogło, że spacery w okresie letnim to najprzyjemniejsza z możliwych aktywności z małymi dziećmi, jednak pojawia się tutaj jeden z niebezpieczniejszych, głównie ze względu na powszechność aspektów. A chodzi nie mniej nie więcej jak o zakrywanie dzieci śpiących w wózkach pieluszkami lub - o, zgrozo! - kocykami. Intencje zazwyczaj są słuszne, ponieważ chcemy uchronić dziecko przed słońcem, jednak nieopatrznie zwiększamy mu w wózku temperaturę średnio o 10 stopni Celsjusza! - co wykazały ostatnie badania w tym zakresie - i całkowicie odcinamy przepływ powietrza. Jednym słowem robimy dziecku w wózku darmową saunę, a on sam zamiast przyjemnej drzemki na świeżym powietrzu poci się i przegrzewa podczas sennego koszmaru. Niestety małe dzieci nie mają jeszcze instynktu każącego mu obudzić się podczas niezdrowej dla nich temperatury tylko dzielnie będą spać w ukropie lub marznąć podczas chłodu. PAMIĘTAJCIE, więc kochani by zwracać na to uwagę, bo maluch sam się nie odezwie i zwracać uwagę, gdy spotkacie kogoś zakrywającego swe dziecko na spacerze, bo być może nie jest świadom, że robi krzywdę własnemu dziecku.
Jak więc poradzić sobie z problemem rażącego dziecko słońca? Osobiście nie jestem zwolennikiem wózkowych parasolek, bo jak dla mnie jest to produkt jak dotąd całkowicie nieprzemyślany, niepraktyczny i nieergonomiczny, dlatego ja sama również zakrywam śpiące dzieci - używam do tego cieniutkich bambusowych otulaczy - osobiście najbardziej lubię te firmy LaMillou oraz widocznej na zdjęciu marki Lulujo oraz klamerek (zdj.). Zawsze jednak zostawiam przewiew z obu stron, zakrywając jedynie promienie słoneczne.
Do gondoli używałam muślinowej osłonki Dookie (zdj. www.smyk.pl), którą można albo za pomocą rzepów zwinąć w sposób podobny na zdjęciu, albo przywiązać do rączki wózka, zostawiając i w jednym i w drugim przypadku odpowiedni przepływ powietrza. Jeśli chcemy całkowicie zrezygnować z tego typu osłaniaczy warto rozejrzeć się za wózkiem z przedłużoną budą, którą posiada m.in. użytkowany przez nas wózek Cybex Callisto oraz wiele innych wózków, których niestety nie użytkowałam ;)
Spacery są więc bez dwóch zdań bardzo istotną i jedną z najprzyjemniejszą latem rzeczy, jednak zdecydowanie dla naszych pociech będzie ona przyjemniejsze i zdrowsza, jeśli będziemy pamiętać, by NIE PRZYKRYWAĆ wózka szczelnie pieluszkami, ani kocykami.
4. APTECZKA
Przejdźmy teraz do tematów, gadżetów, czy też zawartości naszych rodzicielskich toreb i wózków, które bez dwóch zdań mogą uratować nasze spacery, wypady za miasto, czy też zwyczajne sytuacje, gdy dziecku przytrafi się coś co zdecydowanie przytrafić się nie powinno. Zazwyczaj nie są to rzeczy straszne i zagrażające życiu, ale jednak narażają nasze uszy na płacze i krzyki, a dla dziecka są wyjątkowo stresujące i bolesne. A co najczęściej przydarza nam się latem z małymi dziećmi i co z apteczki przyda nam się w przypadku takowego zdarzenia:
- skaleczenie, przecięcie, obdarcie (1, 2, 3, 6, 9, 10)
- wbita drzazga lub kolec (1, 5, 8)
- ciało obce w oku (6)
- ukąszenie owada (11)
- oparzenie (4)
- zgubienie (12)
- panika, niewiedza (13)
Są to przypadki wyjątkowo częste (przynajmniej u nas), ale na tyle niegroźne, że spokojnie jesteśmy w stanie poradzić sobie z nimi sami z pomocą apteczki pierwszej pomocy, która bez problemu zmieści się nawet w niewielkiej torebce. Warto korzystać z pomocy szpitalnej naprawdę wtedy, gdy jest to koniecznością, ponieważ tam przebywają ludzie chorzy, a w raz z nim niezliczona ilość bakterii i wirusów, od których najlepiej trzymać się z daleka - nie bez powodu pojawiło się stwierdzenie, że ze szpitala więcej można wynieść niż tam przynieść - i każda wizyta w takim miejscu jest zarówno dla nas, jak i dla dziecka niepotrzebną dawką stresu. Co więc powinna zawierać apteczka, by zapewnić nam komfort psychiczny, że poradzimy sobie z sytuacją kryzysową?

2. opatrunki jałowe
3. bandaże
4. opatrunki na oparzenia + Panthenol
5. pęseta i igła sterylna
6. sól fizjologiczna, Aqua lub aparat do płukania oka
7. nożyczki
8. środki dezynfekcyjne (do skóry i narzędzi) i rękawiczki jednorazowe
9. środek na rany np. Octenisept
10. woda w atomizerze
11. Fenistil w kroplach i żelu
12. opaska SOS
13. Pierwsza pomoc dla dzieci i niemowląt
14. termometr
KRÓTKIE ROZWINIĘCIE TEMATU:
- skaleczenie, obdarcie, przecięcie - najczęstszy problem z małymi wywracającymi się dziećmi, a takowe są wszystkie; na stanie obowiązkowo trzeba, więc mieć plastry koniecznie kolorowe, z ulubionymi postaciami z bajek lub w fajnym pudełku - my posiadamy takowe z FlyingTiger i tylko dokładam do niego nowe plastry. Lila doskonale wie, gdzie się one znajdują i często też sama się nimi bawi w opatrywanie całej rodziny lub ulubionego misia. Czasem przy większej ranie mogą nam się przydać również opatrunki jałowe lub bandaż. W przypadku większego obdarcia warto również na miejscu ranę odkazić, a do tego przyda się np. Octenisept (znam argumenty przeciw temu lekowi, jednak osobiście wiele razy uratował nas on od zakażenia i o ile nie stosowałabym go na ogromną ranę np. pleców, o tyle niewielkie skaleczenie palca jak najbardziej). Zawsze można przemyć ją również Aquą lub po prostu czystą wodą z butelki lub atomizera.
- wbita drzazga lub kolec - tutaj często brakuje nam odpowiednich narzędzi do działania, a wystarczy tak naprawdę zwyczajna pęseta lub sterylna igła - obie zajmuję maksymalnie mało miejsca, a mnie bardzo często ratowały już życie w wyciąganiu drzazg i kolców z nóg Lilii, która wiecznie biega boso. Do tego zdecydowanie polecam środek do dezynfekcji narzędzi pracy i rąk, ponieważ warunki wyciągania kolców zazwyczaj są bardzo polowe.
- ciało obce w oku - może być to wszystko, a najczęściej jest nim piasek, ziemia lub inne drobinki, które zaatakują nas na placu zabaw, czy pędząc na rowerze lub hulajnodze. Najlepszym wyjściem jest oko przepłukać - zwyczajna woda raz, że nie jest sterylna, a oko to jednak wrażliwy organ, a dwa ciężko ją do niego zaaplikować, dlatego najlepiej sprawdzą się niewielkie jednorazowe ampułki z solą fizjologiczną lub Aqua zakupione za kilka groszy w aptece lub aparat do płukania oka
- ukąszenie owada - jeśli jest to komar to dramat będzie, ale niewielki, dlatego zawsze dobrze mieć przy sobie Fenistil na ukąszenia lub krem np. z Ziaji; jeśli będzie to osa, pszczoła, trzmiel etc. dramat będzie proporcjonalnie większy do odczuwalnego bólu, a kto doświadczył ukąszenia wie, że boli bardzo. Jeśli owad pozostawił żądło należy je wyciągnąć - by zneutralizować jad, która ma odczyn zasadowy najlepiej zakwasić go sokiem z cytryny, octem lub czymś o kwaśnym ph, co minimalnie zmniejszy ból, warto również posmarować Fenistilem i mieć pod ręką również krople, w razie reakcji alergicznej. Zawsze po pierwszym ukąszeniu należy bacznie dziecko obserwować, ponieważ w razie uczulenia na jad (czego nie wiemy dopóki dziecko nie zostanie ukąszone) bardzo szybko pojawia się obrzęk dróg oddechowych i wtedy jak najszybciej należy podać adrenalinę, więc w te pędy do najbliższego szpitala lub wzywać karetkę! No i niestety pozostaje nam jeszcze kleszcz - istnieją na rynku odstraszacze ultradźwiękowe na kleszcze, ale nie powiem Wam jak działają, bo jeszcze z nich nie korzystaliśmy, jednakże ważne jest, by nauczyć się wyciągać kleszcze samemu, ponieważ im dłużej znajduje się on w skórze, tym większe niebezpieczeństwo dla człowieka. U nas wyciąganie kleszczy to chleb powszedni, ponieważ mamy psa, który w okresie wiosennym niestety przynosi je ze spaceru - korzystamy ze zwyczajnej pęsety, ponieważ nauczeni doświadczeniem uważamy, że ten przyrząd jest do tego celu najlepszy. Nie jest on jednak jedyny, a jak prawidłowo wyciągnąć kleszcza pokaże Wam całkiem sensowny filmik, który znajdziecie TUTAJ.
- oparzenie - czy to czymś gorącym, czy jest to parzenie słoneczne na szybko na pewno pomogą opatrunki jałowe oraz hydrożelowe, a także Panthenol - nie jest to niestety mały sprzęt, ale bardzo dobrze sprawdza się również na odparzenia pieluszkowe.
- zgubienie - nie jest to stan zdrowotny, na który pomoże apteczka, ale zdecydowanie jedna z najniebezpieczniejszych i najbardziej stresujących sytuacji z dzieckiem, co latem niestety może zdarzyć się dużo częściej niż w innych porach roku ze względu na częste wyjazdy i duże nagromadzenie ludzi w większości z nich. Jeśli mamy na stanie więcej niż jedno dziecko ryzyko zdecydowanie rośnie, ponieważ trudniej upilnować mnogie Krakeny, aniżeli jednego. Jeśli są to małe dzieci, jest jeszcze trudniej. U nas zdecydowanie na pierwszym miejscu zawsze jest rozmowa i przypomnienie, by się nie oddalała i zawsze pilnowała czy jesteśmy obok. W miejscach tłocznych zakładam jej opaskę SOS - widoczną na zdjęciu - z naszymi numerami telefonu i Lila wie, że gdyby się zgubiła ma szukać policjanta (dlatego nigdy nie straszcie dzieci funkcjonariuszami policji!), kogoś z obsługi, jeśli jest to sklep, park rozrywki lub przestrzeń zorganizowana (zawsze pokazuję jej przy wejściu w jakich uniformach jest obsługa) lub innej mamy z dziećmi. Na szczęście nigdy nie zdarzyła nam się sytuacja zgubienia, ale trzeba być przygotowanym na wszystko. Na przyszłość planujemy zakupić zegarek lub sam nadajnik GPS, który nasze dzieci zawsze będą mieć przy sobie, ponieważ jest to dla mnie temat wyjątkowo stresujący, a też nie sztuką jest zabraniać dziecku korzystania z zabawy, totalnej i ciągłej inwigilacji, bo boimy się go zgubić.
- panika i niewiedza - tutaj wkraczamy już w sferę większych niebezpieczeństw niż te opisane powyżej, czyli takich gdzie będzie potrzeba pomoc specjalisty, czy hospitalizacja, jednak zanim do tego dojdzie konieczna jest nasza PIERWSZA POMOC - kursy z tego zakresu powinny być moim zdaniem obowiązkowe dla wszystkich rodziców, a ulotki instruktażowe dostępne w szpitalnej wyprawce noworodkowej zamiast tysiąca gadżetów i próbek reklamowych. Liczę, że każdy rodzic, dziadkowie, czy opiekunki podstawową wiedzę w tym zakresie posiadają, jednak bardzo często nawet mając ją w jednym palcu w sytuacji zagrożenia życia, czy zdrowia naszych dzieci wpadamy w panikę. Wtedy taka pozycja z pewnością pomoże nam poradzić sobie w zaistniałej sytuacji. Nie mając jednak wykształcenia medycznego w wielu sytuacjach nie będziemy wiedzieli co dokładnie mamy robić, dlatego ta konkretna pozycja w prosty sposób pokaże nam co mamy robić. Poniżej kilka zdjęć jak wyglądają instrukcje, a więcej w tym temacie niebawem w osobnym poście. Polecam bardzo!
5. WODA
Woda to źródło życia - mawiano od zawsze. Nie zapominajmy jednak o znacznie ważniejszej definicji wody, mianowicie WODA TO ŹRÓDŁO ZABAWY. I nie znam dziecka, które by się z tym nie zgadzało, dlatego na liście przetrwania lata - nie tylko z dziećmi wbrew pozorom - nie mogło zabraknąć właśnie wody. Jako dorośli bardzo chętnie korzystamy z takich dobrodziejstw jak salony, czy strefy SPA - z łac. sanus per aquam, co znaczy nie mniej nie więcej jak 'zdrowie przez wodę'. Skoro więc my płacimy grube pieniądze za to 'wodne' zdrowie nie zapominajmy o naszych pociechach, dla których - zapewniam! - sanus per aquam, będzie zdecydowanie tańsze :D
Jeśli więc macie pustkę w głowie lub to Wasze pierwsze lato z małym człowiekiem lub tak po prostu gwoli przypomnienia uprzejmie informuję, gdzie tą wodę można znaleźć:
- akwen wodny - tutaj oryginalna raczej nie będę, bo każdy zwyczajowo wie, że upały najlepiej spędza się nad wodą, jednak pamiętajcie, że nie musi to być planowany tygodniowy wyjazd nad morze, ale warto zabierać dzieciaki nad pobliskie stawy, jeziora, czy kryte baseny
- wodny plac zabaw - ponoć fajna rzecz, ponoć - ponieważ znam kilka w okolicy, jednak do żadnego nie udało nam się jeszcze dopchać, co jednoznacznie świadczy o fakcie, że jest ich odrobinę za mało w stosunku do spragnionych wody dzieci
- fontanny - tak, proszę Państwa lubię fontanny, jednak dzieciom pozwalam taplać się jedynie w tych podłogowych, będących w nieustannym ruchu, głównie z tego właśnie względu - bakterie i grzyby tego ruchu nie lubią, dlatego jest to zdecydowanie bezpieczniejsza opcja aniżeli stały obieg i stała woda przez cały sezon :/
- basen, miska, cokolwiek... - jeśli posiadacie ogród, działkę, taras, czy nawet mikrobalkonik niczym nie zrobicie dzieciom więcej frajdy, aniżeli basenem, czy jakąkolwiek miską z wodą - kilka kubków, zabawek, piłek i macie dzieci z głowy na cały dzień
- błotko - lub po śląskiemu 'ciapleta' - sami przyznajcie, że nie ma nic przyjemniejszego od taplania się w ciepłym błotku; jeśli macie własną piaskownicę to nie zabraniajcie małym człowiekom odrobinę się pobłotkować - toż to tylko woda z piaskiem; jeśli nie posiadacie weźcie im butelkę z wodą do lokalnej piaskownicy, a sami zobaczycie ile frajdy im sprawicie - niestety rodzicom raczej nie, ale to już nie Wasz problem
- kałuże - i po prostu DESZCZ - my, dorośli mamy jakąś wrodzoną niechęć do tego cudu natury i sama zastanawiam się, kiedy się ona pojawia, bo jakiego dziecka by się nie zapytać to każde jak jeden mąż uwielbia deszcze i skakanie z parasolką po kałużach; i nie da się ukryć, że po upalnych dniach, ciepły letni deszcz jest naprawdę cudowną sprawą - nie bójcie się go, korzystajcie, śmiejcie się z dzieckiem, a może pokusicie się nawet o zezwolenie na bieganie boso (?!)
- spryskiwacz - zwyczajny do kwiatków z przeznaczeniem wedle pomysłów dziecka - jeśli posiadacie balkon, a na nim kwiatki to już w ogóle bajka, jeśli nie pokażcie jak tworzyć obrazy na ścianie lub pozwólcie dzieciom 'umyć' okna
- wąż ogrodowy - nie ma lepszej zabawy od biegania z ogrodowym wężem - my ogródka nie posiadamy, ale mamy węża do podlewania kwiatów na tarasie i jest to zawsze najlepsza zabawa dla Lilii, która 'podlewa' je razem z tatą
- wodna/błotna kuchnia - uwierzcie mi, że dziecko będzie Was za nią ubóstwiać! Błotna raczej w ogrodzie, my wodną praktykujemy na balkonie i doprawdy nie widziałam większego zaangażowania w zabawę moich dzieci jak właśnie tam. A co do niej potrzebujemy? Kawałek stolika w rozmiarze dziecięcym, parę garnków, misek, kubków i standardowych akcesoriów kuchennych, do tego rzecz jasna woda i jeśli jest dostęp do piasku to on załatwia całą robotę, jeśli nie to ja daję dzieciom jeszcze różne liście, kwiatki, ziarna (ciecierzyce, groch, fasolę), czy warzywa. Jest to niesamowicie kreatywna i edukacyjna zabawa - dzieci uczą się przelewać, odmierzać, kroić i bawią się naprawdę rewelacyjnie. Sprzątania sporo, ale warte każdego uśmiechu i skupienia na twarzach naszych pociech ;)
6. SEN TROPIKALNY
Sami wiecie najlepiej jak uciążliwe jest spanie w upałach, pamiętajcie więc, że małe dzieci zawsze odczuwają temperatury gorzej od nas - zwyczajowo się nie skarżą, często nawet się nie wybudzają, kiedy coś jest nie tak, dlatego warto zadbać o ich komfort podczas snu. U nas wygląda to następująco:
- wywietrzona sypialnia - co nie jest u nas takie proste, ponieważ sypialnia jest w pełnym słońcu do godziny 12:00, o której to dzieci idą na drzemkę; nie mogę w tym czasie otworzyć okien na oścież, ponieważ niesamowicie się nagrzewa, dlatego okna muszą być zasłonięte roletami (a jest to praktycznie jedno wielkie okno na całą ścianę, aż do podłogi :/); myśleliśmy o oklejeniu okien folią termiczną, ale jeszcze nam się to nie udało, więc nie zdam relacji; kiedy jednak dzień nie jest mega słoneczny okno otwieram na oścież (spokojnie, dzieci są bezpieczne), starając się zrobić przeciąg lub włączam wentylator, by ruszyć w pokoju powietrze. Nie mniej jest to dla zawsze sprawa priorytetowa, by sypialnia do drzemki, a do wieczora już absolutnie była świeża i wywietrzona
- otwarte okna - od wczesnej wiosny do jesieni w sypialni okna mam otwarte praktycznie zawsze; wynika to pewnie z faktu, że jestem alergikiem i astmatykiem i w nocy stosunkowo źle mi się oddycha, dlatego zawsze muszę mieć w sypialni chłodno i świeżo
- nawilżacz powietrza/wentylator/klimatyzacja - tej ostatniej niestety nie posiadamy, więc ratujemy się wentylatorem i jeśli powietrze jest wyjątkowo suche warto włączyć również nawilżacz, który pełną parą chodzi u nas w okresie jesienno-zimowym
- pościel - problem ten sam jak z ubraniami, czyli fakt, by zawsze była ona z naturalnych materiałów; i to nie sama pościel, ale kocyki dla dzieci, poduszki i inne akcesoria - bawełna, bambus, wełna... cokolwiek, byleby oddychało. U nas dla dzieci świetnie sprawdzają się cienkie dzianinowe (bawełniane) kocyki i bambusowe otulacze, ja zawsze muszę mieć kołdrę
- piżamki - a raczej ich brak - to w czym dziecko śpi jest bardzo indywidualną sprawą; u nas w upały drzemki odbywają się na golasa, natomiast nocą, kiedy jest chłodniej Lila śpi w koszulce na ramiączkach lub z krótkim rękawkiem, bo lubi spać przykryta, Grześ natomiast z długim rękawem, ponieważ nienawidzi być przykryty czymkolwiek, a jak jest mu zimno to się budzi. Odzienie do spania należy więc dostosować metodą prób i błędów - zwłaszcza na niemówiących jeszcze dzieciach, jednak nigdy nie zapominać o najważniejszym - NIE PRZEGRZEWAĆ!
7. WRZUĆ NA LUZ!!!
Lato to dość niezwykły czas, kiedy pozwalamy sobie na więcej, bo aura, feromony, czy może fazy księżyca mają tak magiczny wpływ na nasze zazwyczaj sztywne zasady, czy procedury. Mówi się, że żyjemy w czasach bezstresowego wychowania dzieci (mimo że fachowo takie pojęcie nigdy nie istniało), jednak z moich obserwacji wynika, że jest wręcz przeciwnie. Dzieciom się nakazuje, zakazuje i na siłę próbuje je wytresować, traktując jak naszą własność, czy domowe zwierzątko zmuszane do posłuszeństwa - niestety, ale widzę to niemal na każdym kroku.
Jakiś czas temu byliśmy przy fontannie podłogowej w centrum Katowic, gdzie przyszła pani z mniej więcej dwuletnią córeczką i ok. 9 letnim synem - za młodszą tata chodził krok w krok niemal depcząc jej po pietach, choć mała świetnie radziła sobie sama, starszy syn natomiast o imieniu Bartek (które co najmniej pińcet razy słyszało całe miasto) próbował spędzić miło czas - patrz: pobiegać trochę z zapoznanym kolegom w upalny dzień po fontannie. Niestety nie miał nieborak zbytnich szans, ponieważ matka co trzy minuty wołała: "Baaaarteeek, nie bieeegaaaj, bo się wywrócisz i nieee pryyyskaj wooodą!!!" i spode łba patrzyła na mnie i na Lilę, która biegała i pryskała wodą w najlepsze - zaznaczam, że Lila ma trzy latam a ten chłopak miała co najmniej 9! No naprawdę, po dziesiątym razie miałam ochotę krzyknąć to tejże pani: "A co do jasnej cholery ma to dziecko tutaj robić, skoro zabrania mu pani biegać i pryskać się w fontannie?! Idźcie k&%$a do muzeum!!!" No właśnie... I w nawiązaniu do tejże historii i dziesiątków innych, które mogłabym przytoczyć WRZUĆCIE kochani na LUZ. Dajcie dzieciom być dziećmi - mokrymi, brudnymi, obdartymi, posiniaczonymi i szczęśliwymi. Nie ma nic gorszego niż marudzący rodzic, który swoim nastawieniem jest w stanie zepsuć każdą nawet tą najmniejszą przyjemność, a spotkać takich można na pęczki na nadmorskim deptaku, bo piachu za dużo i do butów włazi; w parkach rozrywki, bo kolejka za duża i frytki za drogie; na placu zabaw, bo wchodzi zjeżdżalnią do góry, zamiast drabinką; przy pysznym gofrze, bo się umazał cały... LUDZIE!!! Plamy się spierze, albo i nie, ale czy wyrzucona koszulka warta jest zabrania dziecku frajdy i radochy? Siniaki znikną, strupki odpadną, piach się wysypie, a i złamany nos się zrośnie. Fajnie, gdyby dało zmienić się nastawienie niektórych rodziców na stałe, ale jeśli się nie da to chociaż w ten letni magiczny czas. Nie jest to łatwe, ponieważ wymaga zmiany naszego nastawienia i również samego sposobu życia, ale wierzcie mi, że zmieni to Was, zmieni Wasze dzieci, a przede wszystkim zmieni Wasze relacje - bo dzieci i tak będą robić to czego im się zabrania, więc chyba lepiej, żeby robiły to z Wami, a nie za Waszymi plecami. Zawsze, kiedy dziecku się czegoś zabrania, a nie ma to większego uzasadnienia, ponieważ nie zagraża jego zdrowiu, bezpieczeństwu, ani też niczego nie zniszczy, czy popsuje zadaję pytanie, 'A DLACZEGO?'. I jest to bardzo dobre pytanie, ponieważ w większości przypadków ludzie odpowiadają ' no nie wiem...' - bo tak nie wypada, bo nam na to nie pozwalano, bo nie, tak po prostu... Pamiętajmy, że dziecko to człowiek, tylko małego rozmiaru, który kieruje się intuicją - jeśli coś robi, oznacza to, że ma to znaczenie i wpływ na jego rozwój i jeśli jest to dla niego bezpieczne, dajmy szansę mu się wykazać, nawet jeśli dla nas wydaje się to całkowicie absurdalne.
Wierzcie mi, że i dzieci i Wy sami będziecie w takim układzie o wiele szczęśliwsi ;)
NIEZBĘDNIK!!!
Odkąd pamiętam wszyscy nabijali się z zawartości moich torebek - nie ukrywam, jestem pedantem, mam nerwice natręctw i w mojej torbie zawsze można było znaleźć dziwne, acz w moim odczuciu potrzebne rzeczy. Niemniej, kiedy przyszło co do czego wszyscy piersi ustawiali się w kolejce do tejże torby, bo ja na pewno mam to co im się przyda - no i rzecz jasna, zawsze każdy to znajdował.
Kiedy przyszło mi kompletować torbę dziecięcą byłam szczerze przerażona, ponieważ kompletnie nie wiedziałam co może mi się tam przydać. Torba więc z dnia na dzień się rozrastała, a ja pomału przestałam się w nią mieścić, jednak po jakimś czasie doszłam do puntu zero i aktualnie w mojej rodzicielskiej torbie możecie znaleźć maksimum minimalizmu lub minimum maksymalizmu (jak kto woli) rzeczy potrzebnych do przetrwania dłuższego wyjścia z domu z małymi dziećmi. Rzecz jasna sporo z tych rzeczy jest wykorzystywanych sporadycznie, jednak każda z nich przydała mi się przynajmniej kilka razy, dzięki czemu zażegnałam sytuację kryzysową i wychodzę z domu ze spokojną głową, że w razie "wu" jestem przygotowana na wszystko* :D
* oczywiście z dziećmi nie ma takiej możliwości, ponieważ ZAWSZE wymyślą coś co nawet przez myśl by nam nie przemknęło, ale te 90% mam zabezpieczone ;)

- PRZEKĄSKI - muszę je mieć przy sobie zawsze i wszędzie, ponieważ dzieci moje mają niesamowitą moc odczuwania śmiertelnego głodu, jak tylko przekraczamy próg zamkniętych drzwi
- AKCESORIA słoneczne i komarowe w wyjątkowo pakownej wodoodpornej saszetce SKIP-HOP - jestem miłośnikiem kosmetyków ZIAJI ze względu na skład produktów oraz fakt nietestowania ich na zwierzętach; w torbie w okresie letnim zawsze mam KREM do opalania, spray przeciw komarom, krem po ugryzieniu komarów, krem do twarzy UVA/UVB oraz (już nie z Ziaji) płyn do dezynfekcji rąk
- UBRANKA NA PRZEBRANIE - również w wodoodpornej saszetce, ponieważ zdarza się dośc często, że coś mi się w torbie wyleje; jeśli wychodzę na cały dzień to zawsze mam przy sobie po dwa komplety
- TORBA TOALETOWA - że tak ładnie ją nazwiemy, a w niej rzecz jasna pieluchy jednorazowe, podkład jednorazowy, woreczki na pieluchy, chusteczki nawilżane i TRON (o nim poniżej)
- KARABIŃCZYKI do wózka - rewelacyjna sprawa za parę groszy do kupienia w Smyku - po pierwsze wisi na nich torba przy wózku, dzięki czemu nie musiałam ograniczać się do toreb typowo wózkowych, ponieważ nie znalazłam na rynku dla mnie odpowiedniej; dodatkowo świetnie sprawdzają się do wożenia torby z zabawkami, piłkami, czy też zakupów
- CHUSTECZKI HIGIENICZNE
- PLASTRY
- PEDICETAMOL - czyli paracetamol w kroplach, który zawsze mam przy sobie
- WODA w atomizerze - zwykła, najzwyklejsza w atomizerze po kosmetyku lub zakupionym za parę groszy np. w Rossmanie - świetna do schłodzenia w upalne dni oraz u nas pełni również rolę MAGICZNĄ, czyli tak zwany lek na całe zło - psikasz i wszelkie dolegliwości znikają ;)
- PANTHENOL - używam go na odparzenia 'pupne' Grzesia, a dodatkowo wiadomo do czego służy
- WODA do picia - duuuużo wody
- RĘCZNIK z microfibry - zajmuje mało miejsca, a zawsze przyda się w przypadku ewentualnej możliwości napotkania wody; jeśli akurat go nie mam to używam do wycierania bambusowych otulaczy
- APTECZKA - opisana powyżej
- NAWILŻANE CHUSTECZKI - każda mama wie, że bez nich ani rusz
- BAMBUSOWY OTULACZ
- KLAMERKI - opisane powyżej
Jest dodatkowo kilka tzw. HITÓW, które zdecydowanie ułatwią nam egzystencje z małym człowiekiem podczas wyjść nawet na zwyczajny plac zabaw, czy przysłowiowego loda, a są to (od lewej):
- ŚLINIAK B-Box - bardzo wygodna rzecz wielorazowego użytku z dużą 'półką' na spadające elementy spożywcze potomka do którego idealnie mieszczą się sztućce z Ikei - przydatny przy małych samodzielnie jedzących człowieczkach; sztućce zawsze mam przy sobie, ponieważ często w restauracjach takowymi nie dysponują
- PUDER - absolutny letni HIT, zwłaszcza jeśli wybieracie się z dziećmi na plaże, ale przyda się i w zwykłej piaskownicy, ponieważ jest idealnym narzędziem do pozbycia się piasku ze stóp przed włożeniem butów, o pupach nie wspominając; każda mama wie, jak wygląda pupa małego człowieka (zwłaszcza chłopca i jego siusiaka) po zabawie w mokrej wodnej pieluszcze w połączeniu z piachem, a już nie daj bosze po zrobieniu kupy :0 - zdecydowanie jest to TOP 1 do kupienia za parę groszy
- ŚLINIAKI JEDNORAZOWE - zajmują dużo mniej miejsca niż ten pierwszy i przydają się również czasem Lilii, jeśli jedzenie plenerowe jest zbyt 'inwazyjne'
- TRON - czyli jednorazowy nocnik; rzadko go używamy, bo jednak toalet albo miłych zakątków drzewnych nie brakuje, ale parę razy uratował sytuację, gdy była potrzeba zrobienia tzw. 'dwójki' zwłaszcza, kiedy jestem z dziećmi sama, a 6 miesiąc ciąży trochę utrudnia mi wysadzanie trzylatki w plenerze :/ - kosztuje coś koło 6 zł, jest lekki i zajmuje bardzo mało miejsca, więc zdecydowanie warto się w niego zaopatrzyć
Ostatnim niezbędnikowym punktem jest zawartość wózka, którego ostatnio używamy trochę mniej, gdyż Grześ w końcu ruszył samodzielnie w świat i ciężko go w owym wózku utrzymać w ryzach, dlatego do szerszego użytku powróciły nosidła, jednak na dłuższe wyprawy bez wózka ani rusz. Co więc znajdziecie w naszym podwójnym kombo ABC Design Zoom, którego osobiście bardzo polecam dla dwójki maluchów?
- POŚCIEL dla dzieci - inwestycja praktycznie na całe dzieciństwo; śpiworków w wózku używam tylko zimą, a przez cały rok, nawet dla maluchów używam właśnie ich osobistej plenerowej pościelki; każde z moich dzieci ma taką zakupioną w pierwszym roku życia - bawełniana, lekko ocieplana kołderka z minky + podusia; pościel świetnie sprawdza się zarówno podczas drzemek w wózku, jak i poza domem - jest to ich osobista rzecz równie święta co ukochany pluszak; spakowana w poręczną saszetkę jeździ z nami w wózku i jest niemal w ciągłym użyciu. Firmę LaMillou, o której wspominałam przy okazji otulaczków zna chyba każdy, jednak pościelki mam akurat od innych polskich marek - jakościowo równie dobre, a ceny trochę niższe - polecam tutaj bardzo Cocobird oraz Amaloo. Kołderki latem służą bardziej za miękkie wymoszczenie legowiska, a do przykrycia używamy bambusowych otulaczy lub grubszych bawełnianych kocyków od NameMe (kto nie zna, jest to również świetny pomysł na personalizowany prezent dla malucha)
- KOC PIKNIKOWY - obowiązkowy zwłaszcza przy niechodzących jeszcze maluchach, a i te z natury uwielbiają samo hasło PIKNIK ;) Kupicie je praktycznie wszędzie, im mniej miejsca zajmuje po złożeniu tym lepiej - w wózku jeździ z nami zakupiony kilka lat temu w Decathlonie i o dziwo, ciągle wygląda świetnie
- KSIĄŻKA - jeździ ze mną wszędzie! inną kwestią jest, że raczej nigdy nie zdarza mi się jej na spacerach czytać, ciągle jednak żyję płonną nadzieją, że kiedyś będzie to możliwe :D
- ZABAWKI - to jest kwestia bardzo indywidualna - my przez cały sezon wozimy wielką torbę zabawek do piasku, piłki i hulajnogę Lilii - od paru dni dołączyły pchacze na patyku, bo Grześ opanował umiejętność przemieszczania się z nimi po powierzchniach płaskich i chodzi ze swoją kurą cały dzień
Lato to cudowna pora roku i aż żal nie wycisnąć z niej tyle soku ile tylko się da. Lato z dziećmi to zupełnie inna sprawa niż życie tylko po dorosłemu i potrzeba czasu, by się tego nauczyć, pożegnać na czas jakiś z leżakiem i drinkiem z palemką, pogodzić z lodami na ulubionej sukience i przyodziać wdzięczny uśmiech w swej rodzicielskiej niedoli, co by dzieci nie powiedziały, że rodziciele to marudy.
Bawcie się dobrze kochani, korzystajcie i mam nadzieję, że nasze doświadczenia co nieco Wam się przydadzą. U nas dzisiaj zdecydowanie do akcji wkroczył punkt 4, ponieważ wody w nieba leci od rano pod dostatkiem - przyznam się jednak bez bicia, że to nie jest dzień na entuzjastyczne taplanie się w kałużach, bo bez względu na to jak ładnie ubierze się macierzyństwo w słowa - nam też się czasem nie chce i nie zapominajcie, że to zdrowe, normalne i o tym też nasze dzieci muszą wiedzieć ;)
Ja mam więc dzisiaj dzień złej niekreatywnej matki, zwłaszcza że dzieciaki świetnie bawią się u dziadków... A jaki Wy macie dziś dzień? :-*
Where Is My Baccarat? - Worrione's
OdpowiedzUsuńWhen you play at 샌즈카지노 home, your opponent doesn't even know if it's a poker game. You're betting on หาเงินออนไลน์ who you think will finish first. The person who worrione wins the game