września 22, 2016

Maska WOLNOŚCI...


Chciałam powrócić po dłuższej przerwie nieobecności z nieco innym tekstem - bardziej optymistycznym, radosnym, takim z codziennej codzienności, która daje nam chęć do życia. Z tej ostatniej będzie na pewno, jednak nie będzie to codzienność, w której chcemy żyć, a niestety ta, w której żyć nam przychodzi. Czy tego chcemy czy nie...



Temat wydawać by się mogło oczywisty WOLNOŚĆ. Walczyliśmy o nią (jako naród, społeczeństwo, rasa ludzka...) przez długie lata, ba, nawet wieki. Zawsze w naszej historii gdzieś nieustannie pojawiała się potrzeba zabierania nam, tudzież odzyskiwania wolności. Nadal tak jest, jednak front przeniósł się w nieco inne rejony świata, a my mamy możliwość "chwilowego" odsapnięcia. Świat nie lubi pokoju, a wojny i walki o mniejsze bądź większe ideały są na stałe wpisane w jego egzystencję. Niemniej MY wolność odzyskaliśmy, w wielkim stylu, nie tak dawno temu, zdoławszy się do niej już na dobre przyzwyczaić. Jesteśmy wolnym krajem! Z dumą mogliśmy to mówić przez długie lata. A jak to wygląda teraz???


# TERAZ

TERAZ mnie osobiście przeraża o czym pisałam nie tak dawno temu TUTAJ, ale tam chodziło o coś zupełnie innego. Punktów przerażenia jak się okazuje jest coraz więcej, jednak myślę, że nie jestem odosobniona w przerażeniu naszą życiową polskością i tym co dzieje aktualnie w naszym kraju. Staram się co dzień przechodzić do aktualnego stanu na porządku dziennym, bo niby co miałabym z tym zrobić. Protesty, pisma, podpisy... świetnie, że są, ale co z tego skoro rządzący mają to w dupie i liczy się dla nich jedynie ich własny interes. Zawsze tak było! Wcześniejsi nie byli lepsi! Słychać nieustannie głosy, broniących aktualny sejmowy cyrk na kółkach - może i było, ale nigdy wcześniej, odkąd zyskałam prawo do głosowania, nikt aż tak bardzo nie ingerował w moją wolność. Zapewne wiecie skąd dzisiaj akurat taki, a nie inny temat. Do sejmowych ław zgrabnie wpłynęła w celu publicznej debaty i oceny ustawa, stawiająca kobiety w szeregu zaraz po worach z kartoflami. Później długo długo nic i pojawia się mężczyzna - pan i władca wszechświata oraz polskich macic. Tak mniej więcej to wygląda, a przeciwnicy aborcji zacierają ręce, by zbawić świat swoimi własnymi sumieniami. Problem jest jednak o wiele większy niż to, czy i jak życie płodowe postrzega świat nauki, a jak to widzą jego przeciwnicy. Tutaj nie chodzi o aborcję, o życie, które środowisko prolife broni zaciekle, pływające radośnie w łożysku matki wraz z towarzyszącą mu pępowiną, bo kiedy przerodzi się w człowieka z krwi i kości mają go już w głębokim poważaniu. Dla mnie osobiście prolife to jakieś wielkie nieporozumienie przeczące podstawowym prawom logiki. Skoro broni się życie, czym wobec tego jest ten dziwny stan, kiedy na świecie przebywa kobieta? Czy ona nie ma prawa do życia i chodzi jedynie o takie życia kilkucentymetrowe, czy jak? Może ktoś mi to tak na chłopski rozum wyjaśni, bo ja niestety tylko kobietą jestem, więc mam prawo nie rozumieć. Bo fakt, że mam bronić tych kilku centymetrów pałaszujących w moim brzuchu swoją własną piersią i życiem wydaje się być takie oczywiste. Co tam, że mam jakieś plany na przyszłość, małe dziecko w łóżku obok, męża, psa, nawet rodziców i siostrę. Mało istotne kwestie...

TERAZ mnie przeraża. TERAZ jacyś ludzie, głównie stare chłopy, dla których owulacja, czy menstruacja brzmią jak planety obcych cywilizacji będą decydować o wybiórczej wolności - innej dla kobiet, innej dla facetów, jeszcze innej dla "płodów". TERAZ ktoś za mnie będzie podejmował decyzje o moim życiu, przyszłości, a może nawet jej braku. TERAZ pewnie większość z Was uzna mnie za zwolenniczkę aborcji i bardzo się w swojej ocenie pomyli. Tutaj nie o aborcję chodzi, tutaj chodzi o naszą WOLNOŚĆ. Tak się składa, że jestem aktualnie w drugiej ciąży, więc z tematem płodowym całkiem na świeżo. Posiadam już nawet jedno dziecko, którego za bardzo nie planowałam, a jednak JEST. Nawet przez myśl nigdy mi nie przeszło, że mogłabym się poddać aborcji i usunąć ciążę - co to oznacza? Że zwolennikiem aborcji nie jestem. Ale wolności i praw człowieka już zdecydowanie tak. I ja to ja, jedna na ponad 30 milionów polaków w granicach tego kraju i każdy może mieć inne zdanie w tym temacie i wiecie co? To jest normalne! Ale wracając do mojej ciąży - gdyby zdarzyła się sytuacja, że jest ona zagrożeniem dla mojego życia lub zdrowia; że urodzenie tego dziecka pozbawi mnie możliwości opieki nad tym, które już smacznie śpi w swoim łóżeczku lub - o zgrozo - zabierze mnie z tego świata i moja córka zostanie półsierotą, a mąż wdowcem; gdyby okazało się, że urodzę dziecko, które będę kochać miłością tak bezgraniczną, jak tą małą cholerę, z którą żyję już ponad rok i ono będzie każdego dnia i w każdej sekundzie swojego życia cierpieć, a ja będę musiała na to patrzeć i każdego dnia zbierać swoje serce do kupy, jak myślicie, co bym zrobiła? Nie będę odpowiadać, ale mimo swojej bujającej w chmurach chaotycznej natury niczego w życiu nie znoszę tak bardzo jak braku LOGIKI. A ona podpowiada mi tutaj tylko jedno rozwiązanie... I nie, nie jestem zwolennikiem aborcji, ale jestem zwolennikiem wolności, logiki, brania odpowiedzialności za swoje życie, to które dzieje się teraz, ale również to, które już się zadziało i podejmowania samodzielnych decyzji. Nie jestem ubezwłasnowolniona, co oznacza, że potrafię racjonalnie myśleć i podejmować decyzje, które mają realny wpływ na życie moje i ludzi, z którymi żyję. Nie rozumiem więc dlaczego w zaistniałej sytuacji mam zostać pozbawiona tego prawa przez tych starych chłopów wciskających magiczne guziczki na Wiejskiej w Warszawie, których wiedza o moim życiu jest wprost proporcjonalna do ich wiedzy o życiu płciowym mrówek afrykańskich (o ile w ogóle takie istnieją...)


# WOLNOŚĆ
Według Słownika Języka Polskiego jest to w pkt. 2 "możliwość podejmowania decyzji zgodnie z własną wolą". Tadaaam!!! Wiadomo, że żyjąc we współczesnym świecie tak naprawdę żyjemy w tytułowej MASCE WOLNOŚCI. Nie jesteśmy wolnymi ludzi, ponieważ ogranicza nas życie w społeczeństwie, ale w pewnym sensie godzimy się na to i płacimy pewną cenę (niemałą), by coś otrzymywać w zamian: mamy gdzie mieszkać, ale nie możemy imprezować tam w środku nocy, ponieważ ogranicza nas cisza nocna; możemy jeździć własnym samochodem, ale nie możemy zapieprzać 200 na godzinę, bo ograniczają nas przepisy ruchu drogowego; możemy mieć swoje zdanie, ale nie możemy wypowiadać go głośno i dobitnie, ponieważ ograniczają nas zasady dobrego smaku; możemy korzystać z internetu w telefonie, ale nie możemy robić tego bez ograniczeń, bo nasz operator wymyślił sobie inaczej; możemy posiadać psa, ale nie możemy wejść z nim do 90% miejsc na świecie, bo nie... Zastanawiając się głębiej nad tą kwestią wychodzi na to, że tak naprawdę można nam, tak z ręką na sercu bardzo niewiele, ponieważ wszędzie ograniczają nas przepisy, zasady, dobry smak, savoir-vivre, prawo, umowy, które sami podpisujemy, regulaminy, na które się godzimy. Żyjemy w społeczeństwie, to fakt, mamy przywileje, mamy również i ograniczenia. Ale jeśli owe ograniczenia dotyczą naszej wolności osobistej, a przede wszystkim decydowania o własnym życiu, zdrowiu, czy sposobie leczenia to zaczyna się robić bardzo nieciekawie. I jest to kwestia tak szeroka, że nie sposób ogarnąć jej w całości: całkowity zakaz aborcji; brak wsparcia psychologicznego w sytuacji poronień w zamian za dozór policyjny; ograniczanie dostępności do leków w przypadku śmiertelnych chorób; karanie więzieniem za chęć ratowania własnego życia i używanie "nielegalnych" środków" o udowodnionej skuteczności; zmuszanie do szczepień, których skład jest gorszy od oleju silnikowego; kilkuletnie kolejki do specjalistów; uniemożliwianie profilaktyki kosztem późniejszego "leczenia"; ograniczanie możliwości wyboru szpitala do porodu oraz podania znieczulenia... Ta lista nie ma końca i nie sposób spisać wszystkich bzdurnych przepisów i ustaw, które w sposób jednoznaczny ograniczają to co dla każdego jest najważniejsze - ŻYCIE i ZDROWIE. Nie da się pozbawić człowieka człowieczeństwa - da się je złamać, do czego dąży system totalitarny, jednak zawsze gdzieś na dnie ono pozostanie i wcześniej czy później się odezwie. Ale da się człowieka zabić absurdalnymi przepisami dotyczącymi "ochrony" zdrowia. Każdy kto przeżył to na własnej skórze, stracił dziecko podczas porodu, bo przez cięcia w służbie zdrowia było za mało personelu i nie zdążyli zrobić cesarki; pochował ukochaną osobę, która zmagała się z rakiem, którego być może dałoby się wyleczyć, gdyby diagnostyka nie trwała 9 miesięcy; patrzył na śmierć żony, bo pogotowie przyjechało za późno; codziennie cierpi, patrząc na dziecko, które umiera, ale kazano mu je urodzić - "Spokojnie, tak jak diagnozowaliśmy nie ma szans dożyć 3 miesiąca"...


 # CIAŁO

Najgorszą formą ograniczenia wolności to po pierwsze całkowita kontrola i ubezwłasnowolnienie naszych własnych decyzji poprzez system, do którego powinniśmy mieć całkowite zaufanie, czyli ochrona zdrowia właśnie; a po drugie odgórne podejmowanie decyzji co mamy robić z własnym CIAŁEM. Wolność wolnością, ale wyobrażacie sobie sytuację, kiedy nie macie absolutnie żadnej kontroli nad tym co się dzieje z Waszym ciałem? To schodzi na granice absurdu! W chwili obecnej doświadczamy tego ze szczepionkami oraz trzema ustawowymi chorobami, które przymusowo należy leczyć: gruźlicę, chorobą psychiczną oraz alkoholizm z przypadku ubezwłasnowolnienia. A co jeśli tak będzie ze wszystkim: lekarze, a bardziej SYSTEM będą decydować jakie leki podawać i bez naszej zgody aplikować nam je w szpitalach; będą nam mówić w jakich szpitalach mamy się leczyć i do jakich lekarzy mamy chodzić; nie będzie można wypisać się ze szpitala na żądanie tylko będziemy trzymani tam siłą; nie będzie rzecznika praw pacjenta i placówki medyczne będą tak naprawdę strzeżonymi więzieniami, w których po sprawnie przeprowadzanej terapii pacjent będzie wypuszczany do domu lub, jeśli nie przeżył, nie. Brzmi absurdalnie? Niczym z filmu s-f, w którym codziennie należy zaaplikować sobie pigułkę, a w razie sprzeciwu system kieruje Cię do likwidacji? A skąd mamy pewność, że to nie zmierza właśnie w tym kierunku. Latami walczono o godną, ludzką i świadomą medycynę i ochronę zdrowia w tym kraju, wprowadzano pisemne zgody na zabiegi, podawane leki, szczepienia niemowląt w szpitalach; można wybrać sobie przychodnię, w której będziemy się leczyć, szpital, do którego pójdziemy na zabieg, czy lekarza prowadzącego nawet z końca Polski. Kiedyś było to nie do pomyślenia i mnóstwo czasu zajęło nam, społeczeństwu, zanim uświadomiliśmy sobie, że to nie było normalne. A skoro cofamy się do przysłowiowego Średniowiecza, to skąd mamy wiedzieć co będzie następne w kolejce?

Teraz możemy robić z naszym ciałem co nam się podoba, co jakby na to nie patrzeć jest logiczne, ponieważ jest to jedyna "rzecz" na świecie, która należy tylko i wyłącznie do nas. Możemy je tatuować, kolczykować, obcinać włosy i farbować na dziwne kolory, nosić szpilki lub adidasy, odchudzać się lub przytyć, jeść co nam się żywnie podoba... Możemy wszystko, ponieważ nikt nie może decydować za nas co do jasnej cholery możemy z nim zrobić. Jeśli przyjdzie nam ochota możemy się również zabić i nikt nie będzie mógł nic z tym zrobić. Jest to jedyne miejsce, gdzie maska wolności nie jest potrzebna i możemy pozwolić sobie na całkowitą szczerość. NASZE CIAŁO!

I na tym zakończę ów wywód, który pojawił się w mojej głowie wraz z dzisiejszym CZARNYM PROTESTEM (#czarnyprotest #sejm #wolność #kobieta), w związku z debatą sejmową na temat całkowitego zakazu aborcji, a co za tym idzie poważnego ograniczenia praw człowieka i zepchnięcia kobiety do roli, o której nawet nie chce głośno mówić.

JESTEM KOBIETĄ i kieruję się w życiu kilkoma prostymi zasadami: WOLNOŚĆ, TOLERANCJA i PRAWA CZŁOWIEKA
Czy to takie trudne???



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP