Sezon wakacyjny w pełni, podróże dalekie i bliskie część z nas ma już za sobą, a inna cześć dopiero się na nie wybiera. Ci wolni od trosk rodzicielstwa odpoczęli i naładowali baterie do kolejnej przerwy. Ci, którzy posiadają na stanie co najmniej jednego potomka przyjechali w większości przypadków bardziej zmęczeni niż wyjechali. Są również tacy, którzy uwolnili się na czas urlopu od uciążliwego dziecięcego balastu i wyjechali w świat, jak za dawnych bezdzietnych czasów, sami. Podróże mają różne definicje w zależności od naszych preferencji i zamiłowań - jedni preferują plażing, inni zdobywanie szczytów, jeszcze inni zwiedzanie wszystkiego co napotkają na swej drodze lub odkrywanie nieznanych zakątków. Takie my, dorośli, mamy spojrzenie na odpoczywanie tudzież podróżowanie. A jak to wygląda od strony dzieci? I czy one w ogóle mają tutaj cokolwiek do gadania, czy może prawo głosu nabędą starym zwyczajem, gdy sami będę za siebie płacić? Odpowiedzi jest tak samo wiele jak spojrzenia na ten specyficzny temat, a jak to wygląda z naszego BOTAKowego punktu widzenia zaraz Wam opowiem...
# JAK TO BYŁO Z NAMI?
Oboje z Panem Mężem pochodzimy z rodzin dość specyficznych pod względem podróżowania - dość różnych wbrew pozorom, ale podróże zawsze odgrywały bardzo ważną rolę w naszym małym dziecięcym życiu. To co dla nas osobiście jest istotne to fakt, że zarówno moi jak i Adama rodzice targali nas ze sobą wszędzie bez względu na to ile mieliśmy lat i jak bardzo byłoby to problematyczne. Nigdy nie doświadczyliśmy wyjazdu rodziców, podczas gdy my oczekiwalibyśmy na ich powrót u babć, czy ciotek. Może wynikało to z faktu, że nasze babcie pracowały i nie mogły zostać z nami na tydzień czy dwa, a może po prostu czuli taką potrzebę i czerpali razem z nami radochę z tych wspólnych wyjazdów.
Ja, córka marynarza odkąd skończyłam 8 miesięcy, jak tylko była ku temu sposobność, z Mamą w jednej ręce i zabawką w drugiej jeździłam po świecie dalekim i bliskim, by choć trochę dzieciństwa spędzić również z Tatą. Był to dla mnie cudowny czas, którego nigdy nie zapomnę i który zdecydowanie wpłynął na to jakim jestem teraz człowiekiem i jak postrzegam świat. Poszerzyło mi to niesamowicie horyzonty i otworzyło umysł na pojęcia, które w tamtym czasie w naszym kraju były zupełnie obce. Byłam dzieckiem, powiedzie, więc co ja tam mogę pamiętać - pamiętam może nie wszystko, ale bardzo wiele, a świadomość i wartość człowieka najmocniejsze filary buduje właśnie w okresie dzieciństwa, które nadal w wielu przypadkach jest bardzo niedoceniane przez rodziców, a dzieci traktowane są jak bezmyślne małe istoty, którym od życia należy się mniej niż nam dorosłym. Teraz na poczekaniu jestem w stanie wymienić chyba wszystkie miejsca, w których byłam, co tam widziałam i jak pachniał lód arbuzowy we Włoszech, czy port w Gdyni, gdzie na statki ładowano paszę - było to jakieś 25 lat temu, jednak te wspomnienia nigdy nie znikają.
On, syn rodziców o bardziej "przyziemnych" zawodach jednak w czasach naszego dzieciństwa idealnych do doświadczania życia innego niż podwórko i trzepak. Jako dziecko górnika miał możliwość jeżdżenia w miejsca, które były niedostępne w latach 80. dla "normalnych" ludzi. Zakładowe wycieczki, wakacje pod gruszą, czy jak to tam jeszcze nazwiemy pozwalały jego rodzicom wyjeżdżać często w przedziwne czasem miejsca, maluchem załadowanym po brzegi, pod namioty, do kompletnych dziczy, na narty, do ośrodków nad jeziora, które po ponad dwudziestu latach wspomina z niesamowitym sentymentem, pamiętając każdy szczegół umeblowania siedmioosobowego pokoju, w którym spali po 15 osób. Nie jeździli w kraje oddalone o setki kilometrów, jak to bywało w moim przypadku, ale nie ma to żadnego znaczenia - nie ważne gdzie się jedzie, ale z kim...
Mieliśmy skrajnie różne dzieciństwa, ale w obu bardzo ważnym punktem było podróżowanie. Nauczyli nas tego rodzice, pokazali, że nigdy nie byliśmy przeszkodą, nie usłyszeliśmy jaki to problem podróżować z dzieckiem, nie czuli się zażenowani, kiedy znajomi wyśmiewali ich, że zamiast mieć święty spokój i pojechać na wczasy w dwójkę wydają pieniądze i męczą się z nami. Patrząc z perspektywy czasu sporą cześć dzieciństwa spędziliśmy na walizkach i weszło nam to chyba w nawyk. Nauczyło nas to życia, szacunku do natury i inności, czerpania radości z najmniejszych aspektów takich podróży, gdzie nawet spanie w mokrym namiocie, czy czekanie kilkanaście godzin na lotnisku było fajną zabawą i przygodą. Poznawaliśmy ludzi, których często nigdy więcej się nie spotkało, ale doświadczyliśmy co to przypadkowa przyjaźń, czasem miłość, pożegnania i łzy, kiedy przychodził czas powrotów.
Był to najpiękniejszy prezent jaki mogli dać nam rodzice - siebie i przekonanie, że skoro tworzymy razem rodzinę zawsze i wszędzie trzymamy się razem i nie ma opcji, żeby wyjechali gdzieś bez nas, bo im przeszkadzamy w odpoczynku...
# DLACZEGO DZIECI LUBIĄ PODRÓŻOWAĆ?
Odpowiadając na to pytanie najlepiej zadać je samemu sobie: dlaczego ja lubię podróżować? Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć ludzi, którzy tej czynności żywnie nienawidzą i wolą spędzać życie w jednym miejscu nie wyściubiając nosa poza dom. Jednak w zdecydowanej większości lubimy wyjeżdżać, poznawać nowe miejsca i ludzi, odkrywać rzeczy, których wcześniej nie znaliśmy, szukać doznań innych od naszej szarej rzeczywistości. Ja osobiście uwielbiam ten stan, kiedy życie jest dla mnie niespodzianką. Nie znam miejsca gdzie się wybieram, nie wiem co mnie tam czeka, ale wiem, że nawet jeśli jest to przysłowiowa "kozia wólka" to czeka mnie tam jakaś przygoda. Dzieci czerpią niemierzalnie więcej radości z życia niż człowiek dorosły, więc jeśli my lubimy zwiedzać świat, wyobraźmy sobie co dzieje się w głowie małego człowieka, który większość z rzeczy widzi po raz pierwszy. Dla dziecka wyjazd na drugi koniec miasta, którego wcześniej nie widział to niewyobrażalna przygoda, a co dopiero jechać gdzieś daleko, w nieznane i jeszcze z ludźmi, których uwielbia nad życie, czyli z rodziną. Pisząc o dzieciach mam tutaj na myśli każdy możliwy wiek, ale skupiam się przede wszystkim na wieku zbliżonym do mojego roczniaka - mniej więcej do wieku szkolnego rządzi się to podobnymi prawami. Dla dziecka każda podróż to niesamowita zabawa i przygoda; nie zapominajmy, że dziecięca wyobraźnia podąża zupełnie innymi torami niż dorosłego człowieka i to co dla nas jest mało ciekawe, dla niego może być odkryciem życia.
Z jakiegoś powodu wielu rodziców jest przekonana, że najlepszym miejscem dla dziecka jest plac zabaw i piaskownica, a jeśli jechać na wakacje to nad morze, bo tam jest jeszcze więcej piasku. Spychamy na bardzo daleki plan możliwość odwiedzenia z dzieckiem muzeum, wystawy, pójścia do teatru, czy na pieszą wycieczkę w góry. Wydaje nam się to z zasady dla dziecka nudne. Prawda jest taka, że nawet plaża może okazać się nudna, jeśli nastawienie nas rodziców będzie do niej negatywne i zawsze doszukamy się jakiś minusów. Tak więc to czy dziecku będzie podobać się w muzeum zależy tylko i wyłącznie od tego w jaki sposób się do takiej wizyty zabierzemy. Jeśli mały człowiek będzie widział, że dla nas jest to mega ciekawe miejsce podejdzie to tematu w podobny sposób, chcąc dzielić z nami ta pasję i zaangażowanie. Oczywiście miejsce powinno być choć w minimalnym stopniu dostosowane do wieku dziecka, ale 90% powodzenia takiej wyprawy zależy tylko i wyłącznie od nas.
Ja osobiście nie jestem typem turysty preferującym tzw. plażing i siedzenie w jednym miejscu. Kiedy gdzieś jadę muszę jak najwięcej zobaczyć, poznać miejsce i kulturę tego regionu. Spędzamy więc nasze wyjazdy bardzo aktywnie i często fizycznie wracamy bardziej wykończeni niż wyjechaliśmy, ale nie o to w tym naszym podróżowaniu chodzi i taki jego aspekt od małego poznaje nasze dziecko. Kiedy jest odpowiedni wiek na podróże z dzieckiem? Zawsze. I tak naprawdę przez pierwsze miesiące życia dziecka jest to podróżnik całkowicie bezkonfliktowy. Zamotane w chuście jest najszczęśliwsze na świecie i wejdziemy z nim absolutnie wszędzie. Im dziecko starsze tym większej rozwagi i przemyślenia wymaga podróżowanie. Warto jednak zapamiętać kilka prostych aspektów, dlaczego warto wyjeżdżać z dzieckiem:
- lubi poznawać nowe miejsca
- lubi przebywać w towarzystwie wypoczętych i zrelaksowanych rodziców
- podróże kształcą - każdy to wie!
- lubi spędzać czas na świeżym powietrzu
- lubi przebywać wśród ludzi i uczy go to odpowiednich zachowań społecznych
- zarażamy go swoja pasją, ponieważ wspólnie w niej uczestniczymy
- tylko w taki sposób zapewnimy mu prawdziwy kontakt ze sztuką, kulturą i przyrodą
- tworzymy niezapomniane wspomnienia i budujemy wyjątkowe relacje z dzieckiem
Podróżowanie jest nawykiem, takim samym jak włączanie co rano telewizji, czy branie do ręki tableta. Pytanie w jakim kierunku chcemy podążać w wychowaniu dziecka i jak zająć jego czas. Nasze roczne dziecko jeszcze nigdy nie oglądało telewizji, a znam takie co codziennie oglądają bajki, bo jakoś trzeba to dziecko zająć. Dla mnie takim zajęciem jest wyjście z domu, nie na spacer ciągle w te same miejsca, czy plac zabaw, ale w miejsca, które są dla niego nowością. Jeśli wyrobimy w sobie i dziecku ten nawyk, by świat rzeczywisty był ważniejszy od telewizji, czy komputera nie będziemy musieli za parę lat walczyć z uzależnieniem od świecących ekranów. Nie jest to łatwe w dzisiejszych czasach i wymaga od nas czasem dużego poświęcenia i totalnego zmęczenia po popołudniu, czy całym dniu z maluchem, za którym trzeba biegać i ciągle go pilnować, ale tak wygląda życie z dzieckiem i chyba każdy wiedział (albo i nie ;)) na co się pisze.
# GDZIE JECHAĆ Z MALUCHEM?
Możliwości jest nieskończenie wiele. Widzę po moim dziecku, że gdziekolwiek byśmy jej nie zabrali chłonie to miejsce całą sobą, walczy o każdą sekundę by nie zasnąć, mimo że to już pora drzemki i cieszy się absolutnie ze wszystkiego. Jeździmy razem do muzeów, na wystawy, koncerty, do parków rozrywki, do parku, lasu, w góry, na kolejki linowe... Im jest starsza tym taka wyprawa więcej sił nas kosztuje, ale jej radość i błysk w oku rekompensuje wszystkie niedogodności. Dla dziecka tak naprawdę nie ma większego znaczenia gdzie pojedzie, ważne, że będzie to coś nowego, co poznaje z nami i możemy wspólnie cieszyć się tam z każdej pierdoły. W ostatni weekend wybraliśmy się do JuraParku - z założeniem, że to fajne miejsce na spacer i może będą jakieś dodatkowe atrakcje, które jej się spodobają. Lila zatrzymywała się przy każdym napotkanym po drodze dinozaurze, krzycząc z zachwytu i przekazując w swoim własnym języku tyle emocji i radości, że nawet mnie samą ten entuzjazm zdziwił. Kiedy jechaliśmy parkową kolejką, z której oglądało się film o powstaniu świata, połączonego z eksponatami leżącymi przed wielkim ekranem przez całą drogę opowiadała i pokazywała palcami na wszystko co tam zobaczyła. Można by powiedzieć, że przecież jest jeszcze mała i nic z tego nie rozumie - z pewnością niewiele zrozumiała z teorii wielkiego wybuchu, ale zapewniam Was, że zrozumiała bardzo wiele w swoim własnym małym światku, na sobie tylko znany sposób.
Każdy wyjazd, nawet ten jednodniowy dobrze jest odpowiednio zaplanować. Przygotować i siebie i dziecko na cały dzień chodzenia, zabrać jedzenie, ubrania na zmianę, przygotować się na zmianę pogody oraz przede wszystkim opowiadać dziecku, gdzie jedziecie i co będzie was tam czekać. Nawet jeśli wydaje nam się, że ono nic z tego nie rozumie. Po wyprawie również warto utrwalić te wspomnienia, zapytać, czy mu się podobało, co było najfajniejsze, czy jeszcze chciałoby tu wrócić... Dzieci są mądrzejsze nić nam się wydaje i nie lekceważmy ich możliwości oraz potrzeby poznawania świata, ponieważ jest to coś, na czym one uczą się życia. Może nie pamiętamy już jak to było z nami, kiedy byliśmy mali, ale warto cofnąć się te parę lat do czasów naszego dzieciństwa, by zrozumieć co jest dla tych małych człowieków najważniejsze. Dla mnie osobiście fakt, że ludzie dorośli całkowicie odrzucają swoje dziecięce potrzeby jest bardzo smutny, bo przecież w każdym z nas tkwi wewnętrzne dziecko, nakazujące nam poznawać świat i doświadczać ciągle czegoś nowego. Zazwyczaj jest nam wstyd i wychodzimy z założenia, że nie wypada. BZDURA! Życie mamy tylko jedno i nie ma czegoś, czego by nam nie wypadało. Czy naprawdę ma dla Was znaczenie opinia ludzi, z którymi nic Was nie łączy, a nawet jeśli łączy to co im do tego (?) Dzieci są dobrą wymówką, by nieco się odmłodzić i móc zaszaleć (paradoksalnie), bo zawsze możemy zwalić to na konieczność zabawy z potomkiem. I to jest piękne dla nas, ale przede wszystkim dla dzieci, dla których żyjemy pełną piersią i które wiedzą, że nam się chce - nawet jeśli jest inaczej.
# WIELE HAŁASU O NIC...
Poruszyłam ten temat z jednego powodu, podczas kilku wizyt w różnych miejscach podczas tych wakacji odebrałam takie ilości negatywnej energii podczas urlopowania się z dziećmi, że ta skala zaczęła mnie przerażać. Większość rodziców wyjazdy z dzieckiem traktuje jako karę boską, co odbija się na nich samych, a przede wszystkich na tych bogu ducha winnych dzieciach, którym się tylko zakazuje, nakazuje, tresuje, na które i przy których się narzeka i które tak naprawdę podczas jednego takiego wyjazdu zostaje utwierdzone w przeświadczeniu, że ci rodzice to chyba średnio go lubią. Może się wydawać, że roczne, czy dwuletnie dziecko tego nie rozumie, ale jak mantrę powtarzam, że dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje. I tak naprawdę jaki jest sens takich wyjazdów? Może faktycznie lepiej zostawić to dziecko u dziadków i móc odpocząć i wrócić szczęśliwszym. A może lepiej po prostu pogodzić się z faktem, że jesteśmy rodzicami, sami wpakowaliśmy się w taką rolę, z czymś się to wiąże i tylko od nas zależy, czy będzie to przykry obowiązek, czy ciekawa przygoda pod zwodniczą nazwą RODZICIELSTWO.
Bo prawda jest taka, że zarówno macierzyństwo, jak i tacierzyństwo to STAN UMYSŁU. Nie ma zasad, granic, ani wytycznych jak to powinno wyglądać. To nie jest tak, że jestem uśmiechnięta od ucha do ucha od momentu pobudki o 5:00 do położenia dziecka spać o 20:30. Zapewniam Was, że nie jestem! Jestem zmęczona, 300 razy dziennie podirytowana, żeby nie powiedzieć dosadnie wkur...iona, wycieńczona, wykończona i nie wiem jakie jeszcze synonimy tego słowa istnieją i najchętniej spałabym przez najbliższe dwa tygodnie. Ale niestety, a w zasadzie to stety jestem mamą, mam w domu roczne dziecko i jeszcze długo tak będzie wyglądać moje życie. Czy nie lepiej więc przejść do tego na porządku dziennym i cieszyć się z tych wspólnych chwil? Ja wychodzę z założenia, że tak właśnie jest lepiej i staram się wykrzesać z siebie, czasem już nie istniejące pokłady energii i optymizmu, by pokazać dziecku, że cieszę z tego, że jest ze mną. Po prostu...
Podsumowując, powiem Wam jedno: PODRÓŻUJCIE ZE SWOIMI DZIEĆMI, bo naprawdę warto. Dla nich, dla Was, dla Waszych wspólnych relacji. Pozwoli Wam to na moment zmienić perspektywę, a im da bezcenne wartości, które zaowocują w bardzo niedalekiej przyszłości. Nie jest to łatwe - każdy to wie - ale nikt nie mówił, że będzie łatwo ;) I żadna, najdroższa nawet zabawka nie zastąpi dziecku Was i to chyba jest we wspólnym podróżowaniu oraz doświadczaniu życia najważniejsze...
BON VOYAGE!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz