lipca 24, 2016

Jak zostałam MATKĄ WARIATKĄ...


MATKA WARIATKA - osobnik płci żeńskiej, będący posiadaczem własnego potomstwa. Jej charakterystycznymi cechami są własny styl życia, sprecyzowane poglądy i wykraczanie poza "ogólnoprzyjęte" ramy społeczne definiujące matkę. Mieści się w matczynych siatkach centylowych jest jednak na pograniczu, co oznacza, że podobnych do niej jest mniej więcej 20%, a pozostałe 80% (wraz z tymi, którzy dzieci nigdy nie posiadali) chcą zjeść ją żywcem, ponieważ nie zachowuje się tak samo jak one (oni), a rości sobie prawo do własnego zdania i dokonywania własnych wyborów. Jest to bardzo groźna mutacja matczynego genu i trzeba zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby go powstrzymać! Ja niestety zostałam nim zarażona na długo przed spłodzeniem potomka i teraz mam za swoje. Nieświadoma niczego żyłam sobie beztrosko, po czym zostało mi uświadomione, że to jest to! Jestem MATKA WARIATKĄ!

Dzisiaj zaserwuję Wam nieco sarkastycznego "humoru", bez którego życie matki byłoby po prostu nudne. Ja się "uśmiałam" po pachy, kiedy słuchałam tudzież czytałam komentarze na temat mojego własnego osobistego życia z własnym osobistym dzieckiem. Bo przecież każdy wie, że tak naprawdę matka jest tylko narzędziem w rękach całego świata, który najlepiej wie co temu dziecku jest potrzebne i jak ma żyć. Los przewrotny chciał, że jestem dość upartym człowiekiem z równie sporym dystansem do tego co oferuje mi ów świat. Własne zdanie i poglądy zawsze średnio wyglądają, zwłaszcza przy kobiecie, a co dopiero matce. Jeśli pokornie przyjmujesz na klatę doradztwo i opinie całego świata jesteś w porządku, jeśli jednak tego nie robisz oznacza, że coś jest z Tobą nie tak i należy Cię sklasyfikować jako ten niebezpieczny gatunek zwany MATKĄ WARIATKĄ. Opowiem Wam więc jak nieświadomie nią zostałam, ponieważ jest to ciekawa historia i wiele inspirujących komentarzy, które miałam przyjemność usłyszeć. A że mam w zanadrzu kilka tematów z zakresu właśnie owego wariactwa chciałabym byście mieli świadomośc z kim macie do czynienia... Czym więc mogę się przy tak zaszczytnym tytule pochwalić?


# ZDROWO SIĘ ODŻYWIAM

Cholera! Że też mi nie przyszło do głowy, żeby po poczęciu potomka zmienić swoje nawyki żywieniowe. Wiem, że to wariactwo zdrowo się odżywiać - kto by tam zwracał na takie rzeczy uwagę - i nie przemyślałam tej kwestii w ogóle, przynzaję. Nadal czytam etykiety, świadomie wybieram zdrowe produkty, nie kupuję tych gotowych, przetworzonych, półproduktów tylko sama z uporem maniaka robię dziecku jakieś dziwne kasze jaglane, płatki orkiszowe, dziwnie brzmiące quinoa, czy amarantus, o nie jedzeniu mięsa nie wspominając. Dziecku mięso jest przecież potrzebne! A co dokładnie jest mu z niego potrzebne? Wszystko! Mięso dziecku jest potrzebne i już! Hmmm, argument nie do podwarzenia :/ Podobnie jak ten, że do rozwoju potrzebny jest cukier...
Ty w ogóle dziwnie się odżywiasz i przy dziecku to już powinnaś wyluzować. Nie po to wymyślili słoiczki i kaszki z napisem "odpowiednie po 4 miesiącu życia" żeby z tego nie korzystać. Każde dziecko lubi Danonki i słodkie soczki, a nie jakieś tam naturalne wymieszane z owocami i wodę. Woda to jest dla zwierząt. Za parę lat samo będzie po to sięgać w sklepie. Każdy tak robi to i ty nie wymyślaj tu jakiś farmazonów. Kto to widział, żeby mieć swoje zdanie w tej kwestii. Matce nie przystoi!


# DUŻO CZYTAM I CHODZĘ NA WARSZTATY

Wiem, mój błąd, bo życie byłoby prostsze bez tego całego naukowego balastu, jakichś książek o rozwoju, psychologii, wytycznych WHO. Kto w ogóle pisze te książki? Pewnie nigdy dzieci nie mieli, a ja wychowała(e)m dwójkę to mam przecież wiedzę absolutną. Jesteś matką i już, tajemna wiedza spłynie na ciebie pewnej nocy przy dziewiątej tegorocznej pełni księżyca. Po co komu książki i chęć zaspokojenia własnej potrzeby zgłębienia wiedzy. Przecież wystarczy babci lub ciotki zapytać - każdy głupi wie, że kiedyś robiło się TAK i było dobrze.  A te warsztaty to już w ogóle przesada - do SPA, czy na siłownię ewentualnie powinnaś się udać, albo w domu posprzątać, a nie na jakieś tam warsztaty, na których nie wiadomo kto, z nie wiadomo jaką wiedzą będzie ci mówił, co masz robić.
Człowiek głupi jest, niedoświadczony to nie wie. Ech, tyle wspaniałych chwil straciłam na to czytanie :(


# WYBIERAM JAKOŚĆ NIE ILOŚĆ

Żeby dla dziecka produkty dobrej jakości kupować, kto to widział? Po co wydawać raz a porządnie pieniądze na sprzęty, zabawki, czy ubranka skoro można kupować w zastępstwie kilkanaście za rozrachunkowo większą kwotę niż ten jeden raz. Że dla siebie tak kupuję, w sumie też bez sensu - przecież lepiej kupić pięć par trampek niż jedne porządne, w których pochodzę trzy sezony; zamiast zegarka za parę stówek, który mam od czterech lat lepiej kupić piętnaście innych, a i do wielu rzeczy będą pasować; a ciuchy to już w ogóle przesada - że jakieś z bawełny organicznej, w której ciało oddycha, albo polskich marek? Przecież Chińczycy tak dobrze sobie radzą. A dla dziecka to już w ogóle masakra - kto by tam zwracał uwagę, czy materiał nie podrażni dziecka; czy wózek wytrzyma do kolejnego potomka; czy pieluchy lub chusteczki nawilżane mają dobry skład (to one w ogóle mają jakiś skład?!); czy buty są zdrowe dla małych stóp - wyrośnie zanim się obejrzysz; a jakieś bambusowe kocyki, czy okrycia kupować to już totalny bezsens, przecież za te pieniądze to co najmniej dziesięć innych kupisz! No i z tymi skarpetkami po 15 zł para to już w ogóle przegięłaś - że w tych samych tylko mniejszych dziecko pół roku mi przechodziło podczas, gdy w między czasie wyrzuciłam 10 par rozwleczonych po trzech praniach - bzdura totalna. No, ale przecież bogatemu nie zabronisz! A ja szastam kasą na prawo i lewo, pewnie dlatego jeżdżę Dacią Logan i mieszkam na 46 metrach. A widzisz! Gdybyś tak bezmyślnie pieniędzy nie wydawała może byś się już domu dorobiła! A zasada taka prosta - idźmy w ilość, a nie jakość.


# MAM WŁASNY STYL I GUST

O zgrozo! Ciuszki od hendmejdów, byleby nie za kolorowe i najlepiej z organicznej bawełny; zabawki nie plastikowe tylko stylowe drewniane; książki za 30 zł (kto normalny kupuje dziecku książki za tyle pieniędzy i po co w ogóle niemowlakowi ksiązki?!), kocyki i śpiworki z jakimś minky i o co do cholery chodzi z tym bambusem w szare misie od "topowego" producenta co to go Kasia Zielińska promuje? Te współczesne MODNE matki! Jakby nie mogły kupować tego co "wszyscy" (uwaga! te produkty się sprzedają, nie jestem więc chyba ich jedynym klientem (?)) Farmazony wymyślasz!
Fakt, przy dziecku takie prozaiczne własne potrzeby jak kupowanie rzeczy podobających się nam mamom, ponieważ pasują do naszego stylu i taki po prostu mamy gust to czyste próżniactwo. Wszystkie mamy mają przecież ten sam gust - dziewczynka w różowych sukienkach, chłopczyk w niebieskich galotach i po problemie. Kto by się tam zastanawiał nad tym czy coś się podoba czy nie. Skoro 80% mam właśnie takie rzeczy kupuje to te pozostałe 20% powinno się dostosować, a nie wyskakiwać z jakimś swoim gustem. O gustach się nie dyskutuje, to fakt, ale mam to nie dotyczy.


# DBAM O ZDROWIE I BEZPIECZEŃSTWO

Ty chyba na głowę upadłaś, że chcesz fotelik dla dziecka za półtora tysiaka kupić! Że niby ma jeździć w jakimś RWF-ie? Tyłem do kierunku jazdy? Męczyć dziecko będziesz, a za trzy stówy kupisz fotelik w Biedronce - tyle dzieci jeździ i żyje. Nie szkodzi, że jest najbezpieczniejszy, pokonujesz samochodem miesięcznie więcej kilometrów niż większość rodziców w rok i badania COŚ tam mówią na ich korzyść - badania kłamią, żeby rynek napędzać! I buty sprawdzasz zanim kupisz, czy mają odpowiednio miękką podeszwę i zgięcie anatomiczne? Przecież ona nawet jeszcze chodzić nie potrafi, a ty już takie bzdury wymyślasz. Co to będzie później? No i na to miękkie ergonomiczne nosidło się uparłaś. W ogóle jak można tak nosić dziecko kilka razy dziennie? Wiesz co można kupić za 400 zł? O ochraniaczach na uszy to już nawet nie wspomnę - ma słyszeć wszystko co się wokół dzieje, a na koncerty "dla dorosłych" to się z dzieckiem nie chodzi!


# SŁUCHAM POTRZEB DZIECKA

Co to znaczy, że dziecko ma jakieś potrzeby? Co ono tam wie - ma jeść, spać i suchą pieluchę mieć. Matka najlepiej wie co jest mu potrzebne, a nie ono samo - karmienie BLW, bzdura tylko sprzątania w cholerę; zabawa w błocie - i kiedy to wszystko wyprać; polizanie kamienia - a po jakiego grzyba ma wiedzieć jak smakuje kamień; chodzenie po dziwnych powierzchniach - tu na kocyku ma siedzieć, żeby kolan nie obedrzeć. Że jakaś kreatywność, bodźce, doznania sensoryczne - absurd, tego będzie uczył się w przedszkolu, szkoda twojego czasu na "skakanie" przy dziecku - w wózeczku ma na spacer iść, świat pooglądać, powietrza zaczerpnąć i to mu wystarczy. W domu też jest w cholerę innych zajęć, a ty wiecznie góra prania, obiad dla męża nie przygotowany, na podłodze armagedon - w kojcu dziecko zamknij to będziesz miała czas na wszystko, a że płacze i niby mu nudno? Manipuluje tobą! Wypłacze się i przestanie.


# PROPAGUJĘ RODZICIELSTWO BLISKOŚCI I NOSZENIE DZIECKA

Te rodzicielstwo bliskości to jedna wielka ściema! Wiadomo, że przytulić czasem trzeba, ale żeby do społeczeństwa kilkumiesięczne dziecko wprowadzać? Spać w jednym pokoju, albo o zgrozo w łóżku? Coś tłumaczyć i starać się zrozumieć? Przecież on nic nie kuma jeszcze. Za parę lat to tak, ale teraz? I w ogóle to całe bliskościowe wychowanie to jakaś masakra, sieroty takie się wychowuje, bachory rozwydrzone produkuje, a dziecku dyscyplina i klaps wychowawczy od czasu do czasu jest potrzebny, a nie jakieś tam bzdurne odczytywanie potrzeb i świadomość rozwoju. No i się znalazły te nawiedzone chustonosicielki! Dziecko ma w łóżeczku leżeć, bo tam mu dobrze. Każda matka to wie, a te wariatki za modą jak głupie lecą!


# LUBIĘ NATURĘ

Natura jest przereklamowana. W takim świecie żyjemy, że dziecko ma się przyzwyczajać do hałasów i supermarketów. Od zanieczyszczeń powietrza go nie uchronisz, a konsumpcjonizm to on ma wpisany już w genotyp.
Żeby dziecko szacunku do natury uczyć, empatii do zwierząt, do lasu, na pikniki, w góry jeździć? A po co? Plac zabaw jest zły? W domu ma ciszę i spokój, a nie targać dziecko w dziwne miejsca, żeby świat poznało. Na to ma całe życie. No i te bio, eko, sreko... - pielucha to pielucha nie trzeba szukać jakiś tam naturalnych, skoro tyle Pampersów na półkach. Szukanie warzyw jak najmniej pryskanych - niech się przyzwyczaja, jak pójdzie do przedszkola to nikt nie będzie na to uwagi zwracać. Drewniane zabawki, czy zabawkowy minimalizm - tak, kolejna moda pokolenia Ikea. Świata to nie zbawi, a dziecko musi mieć dużo zabawek, im bardziej kolorowe i bardziej plastikowe tym lepiej. Nie wiedziałaś?


# AKTYWNIE SPĘDZAM CZAS

Z tą aktywnością to przeginasz doprawdy. Noworodek ma w domu siedzieć jak najdłużej, a nie narażać go na jakieś stresy i bakterie dwa tygodnie po porodzie. Że odporność? Bzdura! Że świat ciekawy? A co go tam może ciekawić? Jak skończy rok to wtedy będzie gotowy i wcale ludzi i świata nie będzie się bał. A spotkania z innymi maluchami to w ogóle bezsens. Przecież dzieci się od siebie zarażają, a on intuicyjnie będzie wiedział jak się bawić z innymi dziećmi, zachowań społecznych sama go nauczysz i takie spotkania niczemu nie służą. Spokój, cisza i mama przy boku mu wystarczą spokojnie. A wy ciągle to dziecko gdzieś targacie - to jakieś pikniki, to koncerty dla maluchów (kto to widział, żeby niemowlaka na koncerty zabierać), to jakiś basen, chodzenie po górach...  kiedy ona ma odpoczywać?!


# MAM WŁASNE ZDANIE 

Tobie to się w dupie poprzewracało! Jakie ty masz doświadczenie w wychowaniu dziecka, żeby metod babci sprzed 30 lat nie słuchać! Te wszystkie modne teraz podejścia do dzieci, nie dawanie cukru, noszenie w chuście, na bosaka wożenie w wózku, kiedy stopy mu marzną, puszczanie wolno, żeby wszystko zobaczyło i posmakowało, nie dawanie papek... Ach, szkoda gadać. I te twoje argumenty, że lata badań, medycyna, psychologia, fizjologia, rozwój jakiś - kto niby je przeprowadza? Pewnie dzieci swoich nawet nie mają i się wymądrzają. Gówno warte te badania, a psychologia to w ogóle takie wodolejstwo, że szkoda gadać. Daj se spokój i posłuchaj starszych i bardziej doświadczonych, bo oni przecież się z magiczną wiedzą urodzili.


# (NIE) PERFEKCYJNA MATKA

I tutaj zakończę swój sarkastyczny wywód, choć mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Wszystkie te zarzuty sprowadzają się do jednego mianownika: PERFEKCYJNA MATKA - że niby na taką przez to wszystko chce się pozować. Nikt nie pokusi się o nieśmiałe stwierdzenie, że zarówno ja, jak i inne matki, borykające się z tymi poważnymi "problemami" mają w głębokim poważaniu co myślą o tym inni i robią to wszystko tylko i wyłącznie dla siebie i dziecka. Taki mają styl życia, własne przyzwyczajenia i zawsze na takie rzeczy zwracały uwagę, tylko teraz dodatkowo mają dziecko. I całkowicie naturalne jest, że przekładają swoje latami zbierane doświadczenia i sposób w jaki żyły na funkcjonowanie ze swoim dzieckiem. Nie robią tego na pokaz, żeby się pochwalić przed całym światem jaki to sobie kupiły "gadżet" dla dziecka. One żyją w swoim świecie ze swoim własnym dzieckiem. To świat uzurpuje sobie prawo do włażenia z buciorami w ich życie i ocenianie ich wyborów.

Nie ma nic złego w tym, że człowiek ma własne zdanie, swój sposób bycia i życia, jednak kiedy to dotyczy matki, pojawia się problem. Bo ona nie ma do tego prawa (?) Perfekcyjne matki? Nie istnieją. Co mają moje powyższe życiowe przyzwyczajenia do tego, że mam bajzel w domu, chodzę w niewyprasowanych ciuchach, częściej nie mam obiadu dla męża niż mam, nie raz się frustruję i mam ochotę zamknąć dziecko w łazience i krzyczeć wniebogłosy, wieczorem padam na pysk, przez pół dnia jestem nieubrana i nieuczesana o makijażu nie wspominając. Pomijając fakt, że te widoczne przez innych nawyki nie są strefą zamkniętą, co oznacza, że czasem jadam frytki i popijam je colą; dziecięce ciuchy w większości przypadków kupuję w sieciówkach; a i plastikowych zabawek Ci u nas dostatek, bo nie mieszkam w drewnianym szałasie w środku dziczy...

Reasumując, absurdem dla mnie jest, żeby ktokolwiek, a już na pewno nie obce lub sporadycznie spotykane osoby, mówiły mi czy to co robię i jak żyję jest słuszne, dobre, normalne, czy też nie. Normalność jest pojęciem względnym i to co mnie wydaje się oczywiste, bo robię to od zawsze i jest to dla mnie naturalne, dla kogoś innego może być absurdem. Czy to oznacza, że jest złe? Czy w takim razie w moim mniemaniu ktoś, żyjący inaczej jest nienormalny? Coś może wydawać się niezrozumiałe, ale tylko nasze własne ograniczenia nie pozwalają nam przejść do tego na porządku dziennym. Ok, robi inaczej, co innego je, w co innego się ubiera, ma inny gust i tyle! To, że ona też jest matką nie czyni z niej identycznego człowieka. To tak jakby zakładać, że każde dziecko będzie takie samo, bo przecież jest dzieckiem. Żadna rola społeczna nie jest pod tak wielką presją jak właśnie ta nieszczęsna matka, jakby jej rola oznaczała zbawienie świata i wychowanie zbawiciela narodu. Nie ma perfekcyjnych matek, ale każda będzie taka dla swojego dziecka. Wychowujmy więc dzieci dla świata, by kiedyś miały możliwość go zdobyć, dbajmy o ich zdrowie i bezpieczeństwo, dawajmy poczucie bezpieczeństwa, możliwość rozwoju i zabawy i odpuśćmy innym MATKOM! Każda z nas, poza skrajną patologią, chce dla swojego dziecka jak najlepiej i chce żyć z nim po swojemu. Mieć możliwość dokonywania własnych wyborów i nauczenia go tego, co dla niej samej w życiu najważniejsze. Jeśli tego nie rozumiemy, zapytajmy w życzliwej rozmowie, a nie hejtujmy, bo tak jest prościej. Albo po prostu przemilczmy, bo jak mawiali mądrzy tego świata milczenie jest cnotą i czasem może przynieść więcej korzyści niż bezsensowne gadanie.


# I co z tą MATKĄ WARIATKĄ?

W moim mniemaniu MATKĄ WARIATKĄ jest albo każda kobieta posiadająca potomstwo, albo po prostu ich nie ma. Jest mnóstwo kwestii, których ja sama w wychowaniu pojąć nie mogę i z którymi się nie zgadzam. Jeśli ktoś jest chętny do rozmowy podzielę się swoją wiedzą i własnymi doświadczeniami, by wyjaśnić dlaczego ja robię tak, a nie inaczej, ale na tym się kończy. Ktoś może te informacje przyjąć i zastanowić się nad nimi, a ktoś inny wypuści tym samym uchem, którym wpadło. Nic mi do tego, to jego życie, jego dziecko i jego wybory. I tego samego oczekiwałabym wobec moich własnych. Fajnie jeśli ktoś chce zrozumieć dlaczego robię coś w taki właśnie sposób, ale w większości przypadków kończy się na nawracaniu i próbie przekonania mnie do swoich racji. Tylko po co? Bo jedyny aspekt, który dostrzegam to chęć wywołania tzw. gównoburzy, obrażanie moich przekonań i śmianie się z wyższością jakby było z czego. Od jakiegoś czasu staram się odpuszczać i unikać jakichkolwiek rozmów na temat mojego dziecka i życia jest to jednak niekończący się proces i chętnych do wtrącania się w moje życie nie ubywa. Czy wy, ludzie naprawdę nie macie swoich własnych problemów?

Napisałam ten tekst w jednym celu, by uświadomić wszystkim komentującym i oceniającym matki (często, a nawet częściej również samym matkom), że każdy jest inny, dokonuje różnych wyborów i ma własne życie, z którego wy widzicie zaledwie skrawek. Za każdym wyborem stoi COŚ - nasze przyzwyczajenia, styl życia, upodobania, doświadczenia, wiedza... Świat nie zmienia się z momentem urodzenia się dziecka; ubieramy go w ubrania, które nam się podobają; karmimy tym co same lubimy jeść; spędzamy wolny czas w sposób jaki zawsze same lubiłyśmy spędzać. Skoro każdy człowiek ma prawo do własnego życia, dlaczego odbiera się to prawo matkom?

Jeśli powyższe punkty czynią ze mnie MATKĘ WARIATKĘ to jestem z tego dumna. Robię wszystko, by moje dziecko było szczęśliwe, bezpieczne i zdrowe, a przy okazji nie zatracam w tym wszystkim siebie i tego co jest dla mnie ważne. To z nim spędzam najwięcej czasu, jego choroby będę leczyć, z nim będę przechodzić przez okres edukacji, jego pasję będę pielęgnować, jemu będę się tłumaczyć ze swoich błędów i przez niego będę oceniana jako matka. Wiem, że robię wszystko, według własnego sumienia, zdobytej wiedzy i intuicji, tak jak robić powinnam. Nikt nie ma prawa mnie oceniać, ani narzucać swoich poglądów. Tak samo jak ja tego prawa nie posiadam. Jeśli również jesteś wiecznie oceniana jako MATKA WARIATKA nie przejmuj się, nie jesteś jedyna i szkoda czasu na zawracanie sobie tym głowy. Jeśli natomiast jesteś osobą oceniającą zastanów się nad tym, bo po pierwsze to nie twoja sprawa, a po drugie sam(a) nie jesteś idealna/y...


Żyj i daj żyć innym! Bo matka też jest człowiekiem...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP