maja 25, 2016

Czapki z głów
dla SAMOTNYCH MATEK!


Jakiś czas temu napisałam słów kilka o tym, jak nasi faceci, partnerzy, mężowie mogą, a nawet powinni wspierać swoje kobiety w ciąży i po porodzie. Już pisząc ten artykuł pomyślałam o samotnych matkach, które nie mają żadnego wsparcia, a nawet często dostają w tym okresie mocno w kość od przedstawicieli płci przeciwnej. Dzisiaj chcę pochylić się na moment nad tym tematem, ponieważ dotyczy on bardzo wielu kobiet i moim skromnym zdaniem zasługują one na najwyższy szacunek i podziw. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że SĄ BOHATERKAMI!


Przemyślenia na ten temat pojawiły się kilka tygodni temu. Pierwszy raz zostałam na kilka dni sama z dzieckiem. Niby nic szczególnego, co to jest parę dni skoro i tak robię cały czas to samo, czyli zajmuje się małym człowiekiem. Tata pracuje, a my siedzimy w domu - zwyczajowo tak to wygląda w oczach innych, bo przecież życie przestało dla mnie istnieć w dniu porodu. Fakt, że są leniwe dni, kiedy nie mam ochoty wyściubić nosa poza drzwi dzielące mój świat ze światem zewnętrznym, ale mogłabym policzyć je na palcach jednej ręki. Mimo wszystko z dzieckiem, czy bez trzeba załatwiać mnóstwo spraw, do których zmusza nas życie, społeczeństwo oraz nasze własne potrzeby. Jestem z moim małym człowiekiem cały dzień to prawda, ale mam zawsze z tylu głowy myśl, że po południu wróci tata. A to oznacza, że będę miała choć przez moment możliwość siedzenia i nic nie robienia; nie przejmowania się, że dziecko marudzi, trzeba je nakarmić, czy przebrać; patrzenia tępo w ścianę, by na chwilę wyłączyć myśli, zajrzenia do książki, czy bezmyślnego wpatrywania się w telewizor. Po prostu, odpoczęcia, wyłączenia się, nic nie robienia i zregenerowania sił. Wiadomo, że to trwa krótką chwilę, 15 minut, w porywach 30, gdy bierze dziecko na spacer z psem i w domu zalega błoga cisza. Ale to w zupełności wystarczy, podobnie jak świadomość, że nie muszę już liczyć tylko na siebie i być na najwyższych obrotach. Świadomość, że przybyła odsiecz, by wyciągnąć mnie na moment z dziecięcego folwarku.
Przeżyłam te kilka dni, obyło się bez większych problemów, mimo nieszczęsnego ząbkowania. Były to jednak pierwsze dni, kiedy nie poszłam spać jak zawsze o 2:00 w nocy, a padłam jak kawka przed północą. To mówi samo za siebie. Zaplanowałam te dni tak, żeby gdzieś pojechać i zrobić cokolwiek co zajmie moje dziecko, by zęby nie doprowadziły nas obie na skraj wytrzymałości. Przeżyłam te dni, ale było to zaledwie kilka krótkich (choć cholernie długich) dób. A co bym zrobiła, gdyby tak miało wyglądać kilka lub kilkanaście lat, a może nawet całe życie???


# DLACZEGO MATKI SĄ SAMOTNE?

No właśnie! Mimo moich sfeminizowanych poglądów nie wyobrażam sobie życia bez facetów, bo nie na tym feminizm polega, ale kiedy słyszę, że jeden z drugim zostawili swoje kobiety w ciąży; nie wytrzymali całego baby bluesa i odeszli po roku; nie dali rady z dzieckiem niepełnosprawnym... ciśnie mi się na usta cała litania najbardziej niecenzuralnych słów jakie znam. Z całym szacunkiem, ale jakim trzeba być kolokwialnym dupkiem, by coś takiego zrobić?! Swoją drogą pewnie i lepiej, że stało się to wcześniej niż później, bo na kogoś takiego szkoda każdej zmarnowanej sekundy życia. Mimo wszystko jest to ze strony owych przedstawicieli gatunku męskiego największe świństwo. A już rozprawy sądowe i dochodzenie przed wymiarem sprawiedliwości praw najbardziej oczywistych jakim są alimenty, czyli pieniądze potrzebne do utrzymania tego dziecka jest dla mnie śmiechu warte. Gdzie godność tych facetów!? Jakiekolwiek poczucie przyzwoitości i najnormalniejsza w świecie troska o to, czy jego własne dziecko ma co jeść i w co się ubrać. Jest to pierwsza grupa samotnych matek...
Dochodzi czasem w życiu do sytuacji, na które nie mamy wpływu i które stawiają nasze życie do góry nogami. Samotne matki, które straciły swoich partnerów, czy mężów na skutek najbardziej nieszczęśliwych życiowych sytuacji, czyli śmierci. Nie potrafię i nie chcę sobie nawet wyobrażać takiej sytuacji. Będąc w ciąży lub mając dziecko, czy dzieci z dnia na dzień tracimy najważniejszą osobę dla całej rodziny. Jest to podwójna tragedia - z jednej strony kobieta, która straciła swojego życiowego partnera, miłość życia, często głównego lub jedynego żywiciela rodziny i swoje życiowe oparcie; z drugiej strony dziecko lub dzieci, które będą przeżywać to nieszczęście równie mocno co matka. To dla niej szczególnie trudna rola - musi poradzić sobie z własną tragedią oraz znaleźć na tyle siły wewnętrznej, by zastąpić z dnia na dzień oboje rodziców i pomóc dzieciom w poradzeniu sobie z największym nieszczęściem ich życia. Są również choroby, kiedy czas cierpienia jest rozłożony w czasie - rodzina walczy o zdrowie taty, jednak tą walkę przegrywa. Pośrednich sytuacji jest równie dużo i nie sposób ich tutaj wszystkich wymienić, jednak każda ma ten sam tragiczny koniec - strata jednego rodzica i strata życiowego partnera. To druga kategoria matek...
Trzecia grupa jest w najlepszej sytuacji, ponieważ partner jest, jedynie praca którą wykonuje zmusza go do częstych nieobecności w domu. Ja osobiście z takiej rodziny pochodzę, gdzie Tata marynarz sporą część życia spędzał w astronomicznych odległościach od domu. Mogłoby się wydawać, że to nic takiego, ponieważ przecież fizycznie istnieje i jest pełnoprawnym członkiem rodziny, jednak prawda jest taka, że przez kilka miesięcy w roku mama jest samotną matką. Ma wsparcie mentalne i duchowe, dzięki regularnemu kontaktowi oraz bezpieczeństwo finansowe, ponieważ nie musi utrzymywać dzieci sama, jednak po 9 miesiącach z moją córką wiem, jak wielkie znaczenie ma fizyczna obecność taty w domu, który jest gigantycznym odciążeniem fizycznym i psychicznym. Ponieważ zmęczenie fizyczne to jedno, ale psychika również lubi płatać figle, kiedy jesteśmy już na prawdę zmęczone, bez chwili wytchnienia i momentu na odpoczynek, a nasza cierpliwość została gdzieś mile świetlne poza nami.
Powodów, dla których kobieta zostaje sama z dziećmi może być mnóstwo i tak naprawdę nie ma większego znaczenia jaki on jest - oczywiście nie dla niej samej, a dla ludzi, którzy żyją razem z nią. Każda z tych sytuacji jest trudna - kobieta po stracie partnera wymaga największej pomocy, zarówno tej fizycznej, jak i przede wszystkim psychicznej. Niewyobrażalną dla mnie sytuacją jest fakt, kiedy taka kobieta nie ma rodziny, ani przyjaciół, którzy mogliby pomóc jej w tym nieszczęściu. Podobnie jest w przypadku rozstania, jednak mimo wszystko tutaj nieco prościej jest poradzić sobie z sytuacją psychicznie. Jaka by jednak ta sytuacja nie była efekt jest jeden - SAMOTNA MATKA...


# SAMOTNI BOHATEROWIE

W powyższych punktach i samym tytule skupiłam się na matkach, jednak prawda jest taka, że te sytuacje mogą dotyczyć również ojców. Mimo że statystycznie więcej jest samotnych matek nie możemy zapominać, że tata również może zostać sam. Zwykło się mawiać, że faceci są twardzi, z drugiej jednak strony kobiety poradzą sobie ze wszystkim, ponieważ ich wrodzona wielozadaniowość jest niestrudzona. Pewnie i jeden i drugi przypadek jest prawdą, jednak w tym wszystkim najważniejszy jest człowiek. Nie można mierzyć wszystkich jedna miarą i definicjami psychologicznych podręczników - jedni są na tyle silni i nie uzewnętrzniają swoich uczuć, że każdy powyższy przykład przejdzie po nich bez echa; są również i tacy, którzy mogą nigdy nie podnieść się z życiowej tragedii. Życie pisze często brutalne scenariusze, ale równie często daje drugą szansę i możliwość odnalezienia "kolejnej" drugiej połówki. Zanim to jednak nastąpi trzeba nauczyć się żyć jako samotny rodzic - człowiek, który pracuje 24 godziny na dobę, na niezliczonej ilości etatów, zarówno zarobkowych, jak i tych rodzicielskich. Musi radzić sobie w pojedynkę z tym wszystkim, co w normalnych okolicznościach rozłożone jest na dwie dorosłe osoby. To niewyobrażalny ciężar! Do tego dochodzi kwestia dzieci, którym brakuje drugiego rodzica, które za nim tęsknią i niejednokrotnie nie rozumieją co się stało. Nawet jeśli nigdy tego rodzica nie znały przyjdzie taki moment, kiedy zauważą, że koledzy mają rodziców, a oni tylko mamę lub tatę...
Nie chcę tutaj wchodzić w aspekty psychologiczne tego typu sytuacji - zależy mi na zwróceniu uwagi, jak bardzo takie osoby są niedoceniane. Bez względu na powód bycia samotnym rodzicem - każdy, ABSOLUTNIE każdy z nich, zasługuje na ogromny szacunek i miano rodzica SUPERBOHATERA, ponieważ nie trzeba ratować świata w komiksowym kostiumie, by uaktywnić swoją super moc - wystarczy samotnie wychowywać dziecko i żyć z nim w dzisiejszym świecie...


# NIE OCENIAJ!

Temat skierowałam do matek nie bez powodu. Mimo że żyjemy w XXI wieku i wydawać by się mogło, że nasz światopogląd jest lata świetlne od stanu rzeczy sprzed choćby 100 lat, nadal tkwimy w pewnych stereotypach oraz przekonaniach domniemanej winy kobiet - niemal za wszystko. Kiedy związek się nie układa: kobieta nie odpowiednio dbała o męża. Kiedy rodzina spodziewająca się dziecka nie ma pieniędzy na utrzymanie: wina kobiety, że nieodpowiedzialna zdecydowała się na ciążę. Kiedy młoda mama jest samotna: puściła się z byle kim. A kiedy ma dwójkę, czy trojkę dzieci z innymi partnerami, to już w ogóle ladacznica jak się patrzy! Kiedy rodzina jest wielodzietna: kobieta nieuk, nie wie co to antykoncepcja. Kiedy samotny jest ojciec: wyrodna matka go zostawiła. Czy nie taka jest zazwyczaj reakcja większości społeczeństwa? Bo tak jest najprościej - zbluzgać, ocenić, zmieszać z błotem i odejść w swoją stronę, A co jeśli w związku się nie układa, bo facet to świetnie kamuflujący się babski bokser, albo najnormalniej w świecie przestali się już kochać. Rodzinie nie starcza "do pierwszego", bo wszystkie pieniądze wydali na leczenie chorego męża, albo przez kryzys gospodarczy padła ich świetnie prosperująca firma. Młoda matka jest samotna, ponieważ facet zostawił ją, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży, albo zginął tragicznie w wypadku samochodowym. Z pozostałymi partnerami również nie wyszło tak jak planowała, ponieważ życie najnormalniej w świecie jej nie rozpieszcza. Rodzina jest wielodzietna, ponieważ zawsze marzyli o dużej gromadce i nic tu nie jest dziełem przypadku. Ojciec jest samotny, ponieważ żona zmarła w wyniku powikłań po porodzie, albo zachorowała na raka... Każda z tych historii ma niemal nieograniczenie wiele scenariuszy. Każdy z tych ludzi przeżywa swoje życie z pasmem sukcesów lub porażek, ponieważ takie własnie jest życie. To, że nasze jest przysłowiową sielanką, małżeństwo dobrane jak dwie połówki jabłka, modny model rodziny 2 + 2, nie parają się nas choroby i nieszczęścia, nie oznacza, że wszyscy żyją w ten sposób. Że każdy ma tyle szczęścia i życie go rozpieszcza. Nie rozumiem skąd u ludzi ta chora satysfakcja, że ktoś ma gorzej od nas i jeszcze z tego powodu jest z pewnością gorszym człowiekiem. Dlatego bardzo Was proszę: NIE OCENIAJCIE! Nie dopisujcie nieistniejących historii do sytuacji, których nie znacie. Każdy z tych ludzi ma swoje życie, problemy i radości, które tylko on sam jest w stanie zrozumieć i wytłumaczyć. Nie ma obowiązku spowiadania się wszystkim, dlaczego jest tak nie inaczej, a "wszyscy" nie mają żadnego prawa go oceniać. Za każdą z tych historii stoi człowiek, który być może wiele się w życiu nacierpiał, który próbuje żyć i odnaleźć szczęście, każdemu się należące. Niektórym nigdy się to nie udaje i pozostają jedynie głupie plotki, jak to spieprzył sobie i innym życie. A może to życie spieprzyło jego...


# KIEDY KOŃCZY SIĘ CIERPLIWOŚĆ...

Dla mnie osobiście samotni rodzice to bardzo ważny temat, nad którym wcześniej nie pochylałam się wcale. Byli, zawsze będą i wydawało mi się to normalne. Odkąd sama zastałam matką, najbardziej boję się tego, że moje dziecko mogłoby stracić któreś z nas. Widzę jak ten mały człowiek z dnia na dzień coraz bardziej jest do nas przywiązany już z pełną tego słowa znaczenia świadomością. Wiem ile czasu i energii pochłania wychowanie dziecka i nie potrafię sobie nawet wyobrazić jakby to było ogarniać życie i dziecko w pojedynkę.
Jestem aktualnie na ładnie nazwanym urlopie macierzyńskim - kto wpadł na pomysł by nazwać ten pierwszy rok, czy też miesiące z dzieckiem URLOPEM - nie mam pojęcia, ale chyba był porządnie wstawiony lub dzieci widywał jedynie w telewizji. Codziennie wieczorem kładę się spać z przeświadczeniem, że wykorzystałam ten dzień na maksa, nie straciłam ani jednej sekundy, ponieważ nie miałam na to chwili wolnego czasu - nie myślę nad tym zbyt długo, ponieważ zasypiam w momencie położenia głowy na poduszce - ale tak właśnie jest. Mam jedno dziecko i kiedy pomyślę sobie, że jakieś heroiczne kobiety mają ich dwójkę, trójkę, czwórkę, a nawet piątkę, robię się podwójnie zmęczona i najnormalniej w świecie podziwiam je jak nikogo wcześniej! Choć z drugiej strony i tak przy tym jednym padamy na pysk, to dlaczego nie padać z większą ilością, skoro radochy też proporcjonalnie więcej...
Moja cierpliwość w ciągu dnia kończy się średnio 105 razy, podczas których nie wiem, czy mam tą małą istotę kochać bez granic, czy wystawić za drzwi chociaż na 10 minut. 105 razy kiedy marzę o drzemce, ciepłej kawie na kanapie, czy chociaż położeniu bez ruchu na 5 minut na dywanie. 105 razy, podczas których walczę ze swoimi demonami, zmęczeniem i brakiem cierpliwości, by w końcu wziąć dziecko na ręce, ucałować milion razy i tyle samo powiedzieć jej, że kocham ją nad życie. Zakasuję rękawy, ogarniam poczochrane włosy, maluję sobie twarz i wychodzę w uśmiechem i dzieckiem pod pachą, by odpowiadać na pytania - jak Ty to robisz, że zawsze jesteś uśmiechnięta i masz tyle energii??? Otóż drodzy Państwo, odpowiedź jest prosta - maskuję się!
Wczoraj w nocy Lila złapała katar - co w przełożeniu na język matczyny oznacza "nie masz życia przez najbliższe 7 dni". Już od tygodnia jest ono średnie, bo nadchodzą kolejne zęby, ale katar to wyższy wymiar. Pół nocy spędzonej przy inhalatorze, drugie pół tulenia i śpiewania - w dzień przerąbane! Nos zatkany, dziecko nie wie o co chodzi, a oddychać nie potrafi tak, jak wcześniej. Dziś doszła gorączka - jeszcze wyższy wymiar! Pewnie poszłabym już spać z cztery godziny temu, ale czekam na katarzy jęk domagający się inhalacji, by choć przez te 15 minut móc normalnie pooddychać. Po co o tym piszę? Ponieważ są to momenty, które wypruwają z człowieka całą energię, jednak nie muszę radzić sobie z nimi sama - w dzień i owszem, ale w końcu nadejdzie godzina zero i tata wróci do domu - nie mniej zmęczony niż ja, choć patrząc na moją twarz zombie, moglibyśmy się kłócić. Kiedy ktoś z jakiś sobie tylko znanych powodów, zostanie samotnym rodzicem nie ma komfortu czekania na tą, być może, najważniejszą minutę. Po całym dniu z dzieckiem, mającym tysiąckrotnie więcej energii od nas (nawet mając katar, choć wtedy jeszcze dodatkowo marudzi), kiedy otwierają się drzwi mieszkania z nadchodzącą odsieczą... Moja cierpliwość jest małym pyłkiem w porównaniu z rodzicami, którzy muszą mieć jej za dwóch. Będę patrzeć teraz na nią zupełnie inaczej i tym tekstem chciałam chyba uświadomić sobie, że nie mam prawa narzekać, choć i tak bardzo rzadko to robię. Kiedy jednak wpadnę na pomysł użalania się nad sobą pierwszą myślą będą ludzie, którzy dają radę mimo wszystko. Ponieważ są niesamowici! Ja jestem daleko daleko w tyle i każdy mój rodzicielski sukces u nich liczy się podwójnie. Ale tak to już jest z SUPERBOHATERAMI... A nimi, bez dwóch zdań, są samotni rodzice. Jeszcze rok temu tego nie wiedziałam, ale wystarczyło 9 miesięcy z dzieckiem, by zrozumieć, że to najcięższa robota, jaką przyszło mi wykonywać w życiu. Prowadzę jednak spółkę, jakiego rodzaju dokładnie to nie wiem, ale mój wspólnik tata-mąż, mimo że udziały ma nieco mniejsze, odpowiedzialność i zaangażowanie na dokładnie takim samym poziomie. Tutaj jednak mowa jest o firmach jednoosobowych, w których trzeba wykonać dokładnie taką samą pracę, a do dyspozycji mamy tylko jedną parę rąk. Jednak bez względu na "formę prawną" naszej rodziny, cena jest dokładnie taka sama...

Dedykuję ten tekst wszystkim samotnym rodzicom, których podziwiam, szanuję i dziękuję im za to, że są i dają radę! Jesteście NIESAMOWICI!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP