Przez długi czas odwlekałam moment, by zostać mamą. Twierdziłam w swoim własnym przekonaniu, że do tej roli się nie nadaję: jestem z byt chaotyczna, zbyt leniwa, nie stała, nerwowa, niecierpliwa... po prostu, nie nadaję się i już. Momentami myślałam o tym, że jednak bym chciała, bo jak to tak na starość żyć w samotności - zawsze lubiłam duże, tłoczne rodziny. Znacznie częściej nachodziła mnie jednak myśl, że sobie podaruję, bo nie widzę dobrego momentu, by przeorganizowywać swoje życie, a już na pewno nie dam rady być mamą moich marzeń... Los zdecydował za mnie. W najmniej oczekiwanym momencie w moim brzuchu pojawił się Ktoś, a już 9 miesięcy później na świcie była moja córka. I był to moment, który zmienił mnie całkowicie. Nie sądziłam, że tak to działa - wszystko stało się normalne, naturalne i intuicyjne. Nie było już tysiąca niepewności i niedomówień. Po prostu, zostałam matką, jestem nią zaledwie od 9 miesięcy, ale ta rola nauczyła mnie więcej niż kiedykolwiek mogłoby mi przyjść do głowy. A ile jeszcze przede mną...
1. CIERPLIWOŚĆ
To cecha, która przy dziecku nabiera zupełnie nowego znaczenia. Nigdy nie byłam cierpliwym człowiekiem i to w posiadaniu dziecka przerażało mnie najbardziej. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie - ona cały czas gdzieś we mnie była, tylko czekała na odpowiedni moment, by się ukazać. A zrobiła to już parę minut po porodzie, kiedy cierpliwie karmiłam dziecko co trzy sekundy, mimo że piersi chciały mi eksplodować; kiedy uspokajałam, tuliłam i śpiewałam bez względu na koszmarne zmęczenie; kiedy powróciłam do domu, którego stabilizacja legła w gruzach... To były same początki, a moja cierpliwość z dnia na dzień wystawiana jest na coraz większą próbę. Im dziecko starsze, tym potrzeba jej więcej. Cierpliwość do totalnego chaosu, dziesiątek zabawek na podłodze, wiecznie rosnącej sterty prania, prób raczkowania i wstawania, połączonej z co najmniej pięcioma guzami dziennie; do mycia krzesełka i dziecka, które z radością obrzuciło szafkę brokułem i wcisnęło sobie dynię do nosa; do ubierania pieluchy w locie, bo leżenie na plechach przez dwie sekundy to za dużo... I tak dalej, i tak dalej. Ostatnio spotykam się z różnymi mamami, mającymi dzieci w różnym wieku i z lekkim (a może bardziej WIELKIM) przerażeniem słucham ich opowieści. Wiem, że cierpliwość, której się nauczyłam przez te 9 miesięcy wymaga jeszcze ogromnej szkoły i nie raz zostanie wystawiona na gigantyczną próbę. Ale nie pozostanie mi nic innego, jak uczyć się jej nadal i ładować pasek postępu :) Na razie jestem gdzieś przy 15%, ale to i tak o niebo lepiej niż było kiedyś.
2. SPOKÓJ
Zawsze byłam nerwową i impulsywną osobą. Średni zadatek na dobrą matkę. Już w ciąży bardzo się wyciszyłam, mimo wielu problemów i nieszczęść, które mnie w tym czasie spotkały potrafiłam się wyłączyć i odleźć spokój, bo wiedziałam, że jest mi to w tym stanie potrzebne. Paradoksalnie, kiedy na świecie pojawiło się dziecko spokój stawał się coraz większy. Nie denerwowałam się, kiedy coś mi nie wychodziło, kiedy dziecko było niespokojne, a ja nie wiedziałam dlaczego. Nie wychodziłam się wykrzyczeć, by pozbyć się negatywnych emocji, ponieważ nie było ich aż tyle. Wiadomo, że się zdarzały, ale spokoju było we mnie zdecydowanie więcej - skąd się brał? Nie ma pojęcia! Potrafiłam bez zbędnych emocji zaradzić jakieś sytuacji, znaleźć nagłe rozwiązanie i mimo wszystko być spokojną. Tylko spokój mógł mnie uratować i ratuje nadal, choć wraz z wiekiem dziecka rośnie jego energia i chęć poznawania świata! A ja już pomału za tym nie nadążam!
3. INTUICJA
W intuicji tkwi siła macierzyństwa. Coraz więcej czytam na temat wychowania, rozwoju, rodzicielstwa bliskości... Ciekawi mnie to wszystko co dzieje się w moim dzieckiem i jak w danych momentach najlepiej reagować, jakie metody stosować. Mimo wszystko traktuję tą wiedzę, jako uzupełnienie swoich własnych wewnętrznych odczuć. Być może to daje mi wyżej opisany spokój, ponieważ nie przejmuję się, że nie robię czegoś zgodnie z książką, czy zaleceniami (mimo że zazwyczaj wychodzi to właśnie intuicyjnie), a po prostu daję się ponieść swojemu macierzyństwu, odczytując potrzeby dziecka. Przy pierwszym potomku jest to chyba najbardziej stresująca sprawa, że nie będziemy wiedzieć co zrobić. Jak się okazuje to bujda - trzeba tylko słuchać swojej intuicji i wszystko będzie tak jak należy.
4. ZARADNOŚĆ
Wydawało mi się, że jestem zaradna życiowo i nie ma sytuacji, z którą nie potrafiłabym sobie poradzić. Kiedy jednak w naszym życiu pojawia się mały człowiek i dotychczasowy styl życia stoi pod wielkim znakiem zapytania, okazuje się, że jesteśmy zagubieni jak dziecko we mgle. Nie chciałam zmieniać wszystkiego i zostać matką zamkniętą w czterech ścianach i zmieniającą pieluchy. To postawiło moją zaradność w zupełnie innym świetle, a ja musiałam podnieść ją kilka poprzeczek wyżej, by poradzić sobie z tą sytuacją. Przez pierwsze miesiące poza dzieckiem miałam do ogarnięcia firmę, dom, psa, który również wymagał uwagi, poukładanie sobie życia z mężem, życie prywatne... Wszystko zostało wywrócone do góry nogami, a ja sama od siebie musiałam wymagać ogromnej zaradności, by pogodzić ze sobą każdy na nowo budowany element mojego życia, który był teraz zupełnie inny. Wcześniej wszystko było w odpowiednich proporcjach rozłożone na jedną całość, teraz okazało się, że dziecko zajmuje 90% przestrzeni, a te wcześniejsze sto trzeba zmieścić w 10% procentach. Udało się, trochę to trwało i wymagało mnóstwa pracy, ale wiem, że nie ma sytuacji, która mogłaby mnie zaskoczyć na tyle, by czuć się całkowicie bezradną.
5. PEWNOŚĆ SIEBIE
Walka ze swoimi słabościami i wadami, z którymi przyszło mi się mierzyć na początku macierzyństwa oraz pogodzenie dotychczasowego życia i obowiązków z noworodkiem, a teraz niemowlakiem, pokazały mi, że jestem w stanie zrobić wszystko. Początki zawsze są trudne, kiedy jednak przez nie przebrniemy z sukcesem nasza pewność siebie może zaskoczyć nas samych. I tak naprawdę jest ona bardzo ważna, by żyć w zgodzie z sobą i mieć komfort oraz pewność, że jesteśmy na właściwym miejscu i mało co jest w stanie nas z tego stanu wyprowadzić.
6. WYROZUMIAŁOŚĆ
Oj, gdybym tak do innych miała choć odrobinę tej wyrozumiałości, którą generuje moje dziecko to życie byłoby prostsze. Dzieciom wybacza się bardzo wiele - niemowlakowi, jeszcze nie trzeba aż tak dużo, ale stopniowy rozwój dziecka, daje nam również możliwość stopniowego rozwoju naszych kompetencji. Jestem bardzo wyrozumiała, a wynika to pewnie również z faktu, że wiele wiem na temat tego, co dzieje się z moim dzieckiem i dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. Często powtarzam, że nie warto kierować się w swoich decyzjach jedynie zawartością poradników i wiedzy "bardziej doświadczonych". Warto jednak sporo czytać na temat rozwoju dziecka, by zrozumieć z czego wynikają, czasem absurdalne dla nas, jego zachowania. To da nam duże zaplecze wyrozumiałości, jeżeli zrozumiemy, że dziecko nie jest złośliwe, ani wredne, tylko po prostu jest dzieckiem, a jego mózg w danym momencie rozwoju każe robić mu czasem rzeczy dla nas niezrozumiałe.
7. OPIEKUŃCZOŚĆ
Rolę opiekuna rodziny przejął u nas w domu mąż. Od sześciu lat dzielimy życie z naszym buldogiem, którego traktujemy jako członka rodziny. To zawsze on bardziej niż ja dbał o jego smakołyki, długie spacery, szukanie aktywności i urozmaicanie psiego życia. Ja byłam od tulenia i szkolenia. Z dzieckiem jest jednak zupełnie inaczej, a opiekuńczość wpisana jest na szczycie listy instynktu macierzyńskiego. Mamy to po prostu we krwi. Doskonale wiemy w jaki sposób się zachować i jak dbać o dziecko, by czuło się bezpiecznie i dobrze. To przychodzi samo. Kiedy źle się czuje wiem co powinnam zrobić; znam rodzaje płaczu i rozumiem, kiedy coś odbiega od normy. Nauczyło mnie to przede wszystkim nieugiętości (choć tego zazwyczaj nigdy mi nie brakowało) i potrafię bez skrupułów obalać porady babć, dziadków i ciotek, ponieważ sama wiem najlepiej jak opiekować się własnym dzieckiem.
8. NADLUDZKA SIŁA
Nie sądziłam, że matki mają w sobie tyle siły. Okres ciąży dał mi bardzo popalić i nie byłam świadoma tego, że moje ciało jest tak silne. Nie rodziłam naturalnie, ale cesarka do przyjemnych doświadczeń również nie należy. Człowiek leży pokrojony, obalały i w normalnych okolicznościach po operacji na jamie brzusznej potrzebowałaby z kilku tygodni rekonwalescencji. Nie ma jednak zmiłuj się, dzień po trzeba wstawać, karmić dziecko, przebierać, przytulać... Boli jak cholera, ale dziecko wzmaga w nas te nadludzkie siły, by to wszystko ogarnąć. Nie sposób nie wspomnieć tutaj również, a może przede wszystkim o zmęczeniu, które nie mam pojęcia, kiedy minie, ponieważ dziecko to mały reaktor atomowy, którym trzeba aktywnie zajmować się niemal 24 godziny na dobę. Lila przesypiała całe noce niemal od samego początku, jednak bywały noce, kiedy postanowiła się bawić o trzeciej w nocy, albo ostatnio dostała kataru i gorączki - nie ma taryfy ulgowej, trzeba wstawać co parę godzin, by udrożnić drogi oddechowe, zbić gorączkę, uśpić mimo że nic nie wskazuje na to, by było to możliwe. Samo zajmowanie się dzieckiem to praca na pełen etat, a tu trzeba jeszcze żyć! Matki posiadają nadludzką siłę i nawet kiedy wydaje nam się, że jesteśmy już na dnie, podnosimy się i zapieprzamy dalej!
9. MOC WŁASNEGO CIAŁA
Była to bardzo mocna nauka, którą chyba potrafią zrozumieć tylko kobiety w ciąży. Jest to dla mnie osobiście niesamowite zjawisko, że organizm jest w stanie bez większych uszczerbków na zdrowiu dźwigać taki ciężar. Potrafi wyprodukować pokarm, by to dziecko wykarmić, zwalczyć infekcje, wiedząc, że chorowanie w tym momencie jest po prostu niemożliwe, wykrzesać z siebie ostatki sił, by przetrwać ciężki okres. Do tego dochodzi psychika, która w większości przypadków jest w strzępach, ponieważ musimy uporać się z rzeczami, o których wcześniej nawet nie przyszło nam myśleć. Nasze ciała są niesamowite i jest to wielki cud natury (że tak poetycko podsumuję).
10. NIEOGRANICZONA MIŁOŚĆ
Sądziłam, że kocham bezgraniczne swojego męża, rodzinę, psa... Kiedy jednak pojawiło się dziecko odkryłam nowy wymiar miłości, która zaskoczyła mnie totalnie. Nie byłam ciężarną roniącą łzy nad zdjęciem USG. Dziecko w moim brzuchu było nieznanym zjawiskiem i przyznaję bez bicia, że nie czułam wtedy fali zalewającej mnie miłości. Kiedy jednak ten mały człowiek stał się realny, mogłam go dotknąć, poczuć, zobaczyć nieograniczona miłość do tej istoty uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Był to największy szok, jaki przeżył mój macierzyński stan. Niesamowite w tym zjawisku jest to, że kochamy człowieka, którego nawet jeszcze nie znamy, ponieważ dopiero co pojawiło się na świecie.
11. KREATYWNOŚĆ
Moja prawa półkula mózgowa, czyli ta odpowiadająca za uczucia, empatię i kreatywność jest zdecydowanie lepiej rozwinięta niż ta lewa, bardziej logiczna. Nigdy więc z kreatywnością problemu nie miałam, ale okazało się, że przy dziecku potrzebna jest kreatywność przez duże "K". Bardzo wiele nauczyło mnie te kilka miesięcy i odkryłam nieznane dotąd pokłady własnego umysłu, które muszą bardzo szybko się rozwijać, ponieważ każdy dzień z rosnącym i poznającym świat dzieckiem, to jak semestr na studiach, tylko tutaj nikt nie mówi mi co mam robić :/
12. POROZUMIENIE Z SAMĄ SOBĄ
Wbrew pozorom i paradoksalnie o wiele lepiej dogaduję się sama ze sobą od kiedy spadła na mnie rola mamy. Wszystko co dotychczas robiłam było ważne, dla mnie samej, jednak dopiero teraz dostrzegam jak wiele rzeczy mi umknęło. Być może dziecko było brakującym ogniwem mojego jestestwa i po po prostu nadało sens życiu. Wszystko stało się pełniejsze, a ja coraz lepiej się z sobą dogaduję.
13. DZIECIĘCA RADOŚĆ
Pielęgnowanie swojego wewnętrznego dziecka było dla mnie zawsze ważnym zadaniem - cieszenie się pierdołami, odnajdywanie radochy w rzeczach, których dorosłym "nie wypada" robić, podchodzenie do życia na luzie, bez zbędnych zasad i granic. Jednak obserwując małego człowieka, który cieszy się absolutnie ze wszystkiego co przydarza mu się w życiu, chłonie całym sobą każdy impuls i doświadczenie, a ja jako mama jestem w samym centrum tego dziecięcego wszechświata - odmłodziłam się co najmniej o dekadę. Dzieci uczą nas wrażliwości na rzeczy, obok których przechodziliśmy dotychczas obojętnie. Uczę się, poznawać świat na nowo i czerpać niesamowitą radość ze wszystkiego co nas spotyka. A codziennie jest tego tyle, że mogłabym ta radością pół świata obdarować :D
14. SZCZĘŚCIE
Bardzo poważne stwierdzenie i świadomość umysłu, do której dąży każdy! Wydawało mi się, że prawie zawsze byłam w życiu szczęśliwa, poza niewielkimi momentami, gdy coś legło w gruzach. Okazało się, że to było bardzo niepełne i mimo że nigdy nie dążyłam do bycia matką, a moje życie nie było nakierowane na spełnienie się w tej roli to właśnie to sprawiło, że moje życie stało się pełne, a ja z pełną odpowiedzialnością, mimo zmęczenia, wielu frustracji, ciągłej nauki i wiecznie czegoś (!) mogę powiedzieć, że jestem SZCZEŚLIWA. Tak po prostu...
15. BEZGRANICZNY STRACH
Nie znałam tego uczucia wcześniej. Nie wiedziałam, że strach może przybrać taką formę i być wewnątrz człowieka nieustannie. Nie jestem mamą panikarą - nie przerażają mnie guzy na głowie, obdarte kolana, katar w środku nocy, niezidentyfikowana wysypka, czy inne pieroństwo towarzyszące nam codziennie - tak wygląda dzieciństwo i podchodzę do tego z opisanym wcześniej spokojem, by znaleźć jak najszybsze i najwłaściwsze rozwiązanie w danej chwili. Strach, o którym mówię ma zupełnie inne podłoże i jest niemożliwy do opanowania. To wewnętrzna obawa o zdrowie i życie mojego dziecka, o to co może się kiedyś przydarzyć, o prawdopodobieństwo, że kiedyś zabraknie nas rodziców, o rzeczy tak naprawdę w chwili obecnej abstrakcyjne, a jednak realne. Tego strachu nie da się pozbyć - to pakiet łączony z dzieckiem, które pojawia się na świecie wraz z nimi i wiem, że będzie mi towarzyszył do końca życia. Przeraża mnie to, ale muszę nauczyć się z tym żyć, ponieważ to jedna z wartości dodanych macierzyństwa.
16. ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Niby człowiek dorosły zna to słowo, bo życie, mąż, zwierzę w domu, mieszkanie na otrzymaniu, rodzina, społeczeństwo... Jednak odpowiedzialność, która podobnie jak powyższy strach, rodzą się na nowo w momencie pojawienia się małego człowieka na świecie. Jest to gigantyczne obciążenie dla beztroskiego zazwyczaj życia bezdzietnych. Świadomość, że życie, zdrowie, przyszłość, dorosłość i tak naprawdę codzienność dziecka leży tylko i wyłącznie w Twoich rękach jest przerażająca. Nic nie może równać się z tym uczuciem i mimo że na co dzień o tym nie myślę i po prostu żyję czasem przygniatają mnie przemyślenia na ten temat.
17. ORGANIZACJA/ZARZĄDZANIE CZASEM
Że niby wcześniej byłam zorganizowana? Jak o tym teraz pomyślę to tak naprawdę nie rozumiem, jak mogłam mieć problemy, żeby z czymś zdążyć, coś zrobić, zorganizować... To tak jak przed maturą stresowaliśmy się niemiłosiernie i strach nas zżerał od środka, a podczas pierwszej studenckiej sesji nie mogliśmy wyjść z podziwu, że taka sobie matura mogła wprowadzić nas w stan odrętwienia i nieprzespane noce. Teraz jest podobnie. Bo organizacja życia, poukładanie sobie dnia, wyjście z domu, zaplanowanie podróży, mając przy boku dziecko i jeszcze w moim przypadku psa to skok o kilka levelów wyżej bez możliwości stopniowego przystosowania :)
18. PRIORYTETY
O tak! Priorytety zmieniły się nie do poznania i w każdym aspekcie na pierwszy plan z uporem maniaka wysuwa się dziecko. Te życiowe to wiadomo - przeorganizowują wszystko. Ale nawet takie codzienne: przed wyjściem najpierw ubieram dziecko, przygotowuję torbę do wyjścia, by niczego w niej nie zabrakło, a na końcu ściągam piżamę (mimo że już 15:00!) - zawsze lepiej wyjść nieubranym niż zapomnieć ulubionej zabawki lub zapasowego bodziaka na wypadek wielkiej kupy; jedzenie - w pierwszej kolejności dla dziecka, na co mnie śniadanie w porze obiadu lub ten drugi o 21:00; zabawa? najważniejsza rzecz w ciągu dnia, to nic, że telefon dzwoni jak oszalały, a skrzynka mailowa krzyczy z rozpaczy. Priorytety mają na imię DZIECKO!
19. WYZNACZANIE CELÓW
Nie jedno szkolenie biznesowe w tym temacie przerobiłam, a i parę książek "profesjonalnych" przeczytałam. I co z tego? Wielkie nic. No może nie takie nic, bo jakoś mnie to przygotowało, ale poziom abstrakcji zmienił się o 180 stopni, może nawet 190. Cele długoterminowe, krótkoterminowe, gradacja na bardziej i mnie ważne, rozłożenie w czasie, by odpowiednio radzić sobie ze stresem... Teoria teorią, a praktyka śmieje mi się w twarz. Przy dziecku wszystkie cele postawione są na głowie i każdy tak samo ważny. Nauczyłam się więc, metodą małych kroczków wyznaczać cele na dany dzień. Po drodze wepchnie się nieplanowanych z 15, ale teorie mam opanowaną do perfekcji.
20. SPEŁNIENIE
Czy przed narodzinami mojego dziecka czułam się spełniona? Wydawało mi się, że tak. Sama więc nie bardzo rozumiem, dlaczego teraz mam poczucie, że było zupełnie inaczej. Potrafiłam spełniać się w tym co robię, teraz robię, by czuć się spełnioną. Ciekawe, czy spełnienie ma jakieś granice (?)
21. DOJRZAŁOŚĆ
Po trzydziestce wypadałoby być już w jakimś tam stopniu dojrzałym. I patrząc z boku faktycznie byłam, ale miałam spory bufor bezpieczeństwa, by móc sobie z tą dojrzałością folgować. Teraz bufor prysł jak bańka mydlana, a ja muszę myśleć za dwóch. Niesamowite jest jak w ciągu paru chwil człowiek może nabyć pewnych cech, którymi wcześniej za bardzo się nie przejmował...
22. RADZENIE SOBIE ZE STRESEM
Przyznam szczerze, że zawsze miałam z tym problem i zazwyczaj atakował mnie stres bardzo niemobilizujący. Kiedy pojawiła się Lila temat całkowicie się zmienił. Sytuacji stresowych niby jest więcej, ale jakoś mnie one nie przytłaczają, a ja wieloma rzeczami po prostu przestałam się przejmować. Nie widzę sensu, by zaprzątać sobie nimi głowę, a z drugiej strony staram się czynniki stresogenne ograniczyć do minimum. Skoro teraz się da, wcześniej pewnie również było to możliwe. Może kiedyś miałam po prostu więcej czasu, a teraz na stres nie ma już miejsca w codziennym rozkładzie zajęć.
23. KOMUNIKACJA
Trochę to dziwne, ale macierzyństwo otworzyło mnie na innych. Zawsze byłam introwertykiem i nie miałam potrzeby angażowania się za bardzo w nadmierne relacje międzyludzkie. Teraz jakaś dziwna siła pcha mnie do ludzi, których nie znam, ale mam ochotę poznać, do wymiany doświadczeń i ciekawych spotkań, do komunikowania się ze światem, który bardzo się przede mną otworzył. Zazwyczaj mamy mówią, że dziecko zamknęło je w domu, zabrało wolność, możliwość realizowania swoich potrzeb... U mnie jest wręcz przeciwnie. Dziecko dało mi kopa, by wychodzić do ludzi i bardzo ułatwiło sposób komunikacji. A może po prostu rodzicielskie tematy są ponadczasowe, a większość osób, które spotykam również się z nimi boryka. Jest też opcja, że w obawie przed zamknięciem w czterech ścianach, czy po prostu w sobie (czego bym mentalnie nie przeżyła) zaatakowałam zamiast się bronić. Nie mniej jest to dla mnie bardzo ważna lekcja.
24. POŚWIĘCENIE
Moja inteligencja emocjonalna zdecydowanie przewyższa tą właściwą, co oznacza, że mam serce na dłoni i zawsze jestem pierwsza w szeregu, gdy ktoś potrzebuje jakiejkolwiek pomocy. Posiadam jednak również w sobie niemałe pokłady egoizmu: mam swoje fanaberie, nie odpuszczę możliwości spania do południa, nie odpuszczam, kiedy coś wydaje mi się nielogiczne lub jest niezgodne z moimi przekonaniami, muszę realizować swoje potrzeby, czasem mam dziwne zachcianki... Poświęcam się, kiedy jestem do tego w pełni przekonana. Tak było. A jak jest teraz? Fanaberie poszły się bujać; o spaniu do południa zapomniałam dawno temu; logika? przy dziecku coś takiego nie istnieje; potrzeby realizuję, ale zawsze są one o krok za tymi dziecięcymi; a ostatnią zachcianką jaką miałam, było wypicie ciepłej kawy na kanapie w blasku słońca... niezrealizowana.
25. REALIZACJA SIEBIE
Trochę się to kłóci z punktem powyżej, ale mimo wszystko przy dziecku realizuję się bardziej niż kiedykolwiek. I nie mówię tu o jego wychowaniu, bo to inna kwestia, ale o realizowaniu swoich pozadziecięcych potrzeb. Na razie tych niewielkich, które wpisują się w nasze możliwości, przede wszystkim czasowe i logistyczne, ale mimo wszystko robię tego naprawdę sporo. Aż sama się czasem dziwię, że znajduję na to wszystko czas.
26. ŻYCIE
Myślę, że tą jakże długa i wymowną listę (choć i tak skróconą, by Was nie zanudzić) można by skrócić do tego jednego punktu. ŻYCIE. Tego przede wszystkim nauczyło mnie bycie mamą. Każdy żyje i tego życia uczy się co dzień, jednak to jak wyglądało moje życie wcześniej, a teraz można oddzielić grubaśną krechą, która stanowi cezurę mojego dotychczasowo życia i spraw, które wydawały się nie do ogarnięcia, albo przytłaczały niemiłosiernie, a życia z dzieckiem, które wszystko to co było postawiło w zupełnie innym świetle. Kiedy zostałam mamą miałam 31 lat, podczas których uczyłam się życia małymi fragmentami, rozkładanymi systematycznie w czasie. Podczas 9 miesięcy z Lilą przeszłam przyspieszony kurs życia dla zaawansowanych (patrz: rodziców). Powyższa lista skojarzyła mi się ze spisem kompetencji wpisywanym do CV i naszła mnie taka refleksja, że mamy mają na rynku pracy bardzo pod górkę, a tak naprawdę umiejętności, które zdobywają podczas pracy w tym dożywotnim zawodzie powinny zdecydowanie działać na ich korzyść! Matka to najlepiej zorganizowany człowiek na świecie i najlepsi prezesi, czy managerowie nie mogą się z nią pod tym względem równać (no chyba, że sami są matkami). Powiedzenie Jestem mamą! A jaką ty masz super MOC? zawsze wydawało mi się na wyrost. Musiałam sprawdzić to własnej skórze i jednoznacznie stwierdzić, że nigdy wcześniej takiej mocy nie posiadałam...
Ze względu na zmienną zakłócającą w postaci choroby post ukazał się z lekkim poślizgiem. Mimo wszystko ślę najlepsze życzenia wszystkim mamom z okazji ich święta. Bo w zasadzie nie potrzeba kalendarza, by obchodzić Dzień Matki. Róbmy go sobie dziennie! Bo zasłużyłyśmy ;)
Ps. Dziękuję Ci Mamo <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz