Jestem dzieckiem PRLu. Nie pamiętam stanu wojennego ani czołgów na ulicach, ale przeżyłam czasy jedzenia na kartki, kolejki w Biurze Paszportowym, by wyjechać za granicę, zakupy w Pewexie za tygodniową pensję taty, by dostać wymarzoną jedną zabawkę, rewizje osobiste przez wojsko na granicy z Niemcami, jedne buty, w których przechodziłam pół dzieciństwa... Byłam mała, ale pamiętam to doskonale. Wiele czasu spędziłam za granicą i widziałam jak może wyglądać życie, a jak wygląda to u nas, w Polsce, w moim kraju. Nie jestem za młoda, by się wypowiadać. Znam naszą historię, znam opowieści rodziców i babć. Znam Polskę, o którą walczono, wolność i demokrację, która zabrała swoje ofiary. Byłam pewna, że żyję w wolnym bezpiecznym kraju, tolerancyjnym społeczeństwie i tak już pozostanie. Nie sądziłam, że historia zatoczy koło i znów będziemy musieli walczyć - o siebie i swoją godność.
Jak ognia unikam trzech tematów: polityki, religii i filozofii życia. Każdy ma prawo myśleć i żyć po swojemu. Często nie zgadzam się z czyimiś poglądami, mogę na ten temat podyskutować i tyle - ja mam swoje zdanie, on ma swoje. Nie narzucam, nie obrażam, nie osądzam. Jestem tolerancyjna, choć czasem mam problem z tolerancją dla samej tolerancji. Niestety w ostatnim czasie dla większości to słowo przestało istnieć, a może nigdy nie istniało, ale nastroje w naszym kraju zachęcają, by gnoić i mieszać z błotem każdego, kto ma odmienne od założonego, zdanie. By udowodnić mu, że jest nikim, a ja wiem lepiej. Postanowiłam więc, napisać parę słów o niektórych poglądach, moich i czyiś. Czy jedne z nich są lepsze? W żadnym wypadku, są po prostu inne. Czy ktoś z nas jest lepszym człowiekiem? Zapewniam, że nie. Jesteśmy tacy sami, z tą różnicą, że ja nikomu nie narzucam swojego zdania i nie mówię jak ma żyć i jakie podejmować decyzje.
Przez długi czas nie zawracałam sobie nią głowy zupełnie. Ktoś tam był prezydentem, premierem, ministrem. Nie moja działka, dopóki nie ma to realnego wpływu na moje życie. Ludzie jednak się zmieniają, dorastają, dojrzewają... przyszedł i czas na mnie. Jestem jednostką społeczną, decyzje polityków jednak mają na mnie wpływ, jeśli nie tu i teraz, to za czas jakiś na pewno. Zmieniały się moje poglądy i role społeczne: byłam studentką, pracowałam na etacie, prowadziłam swoją firmę, musiałam gdzieś mieszkać, leczyć się, zostałam matką... Doświadczenie życiowe i wiek jednak robi swoje - mam szerszy ogląd, z wielu perspektyw. Wiem co to znaczy żyć za swoje, wiem jak wygląda służba zdrowia publiczna i prywatna, wiem jak to jest być pracownikiem i pracodawcą, wiem więcej. Jednak ciągle za mało i uczę się każdego dnia. Z opinii innych wiem, że jestem pyskatą osobą, która nie da sobie wejść na głowę. Walczę o swoje przekonania i poglądy, nie przejmując się opinią innych, jednak nie atakuję, a jedynie odpowiadam na ataki innych i każde takie doświadczenie budzi we mnie coraz większe pokłady pokory. Bo pokora nie oznacza siedzenia cicho, pokora każe nam się trzy razy zastanowić, obrać różne punkty widzenia i postawić się w sytuacji innego człowieka.
Kiedyś byłam wielkim zwolennikiem kary śmierci, ale to się zmieniło. Ile było sytuacji, kiedy ktoś niewinny został oskarżony i napiętnowany przez społeczeństwo. Dla świętego spokoju ukażmy go, dowody przecież na to wskazują, ale co gdyby to przydarzyło się komuś z moich bliskich? Gdyby był to mój mąż, mama, przyjaciółka? Nigdy nie popierałam aborcji i nadal nie popieram tej na życzenie, ale jestem ostatnią osobą, która ma prawo kogokolwiek osądzać. Zaczęłam się zastanawiać, co bym zrobiła wiedząc, że mam urodzić nieuleczalnie chore dziecko, które będzie cierpieć przez najbliższe lata. Ono, ja, cała rodzina... Podziwiam ludzi, którzy mają siłę i odwagę, by tak żyć, ale czy ja dałabym radę? Nie wiem. Nie mam pojęcia i mieć go nie będę do chwili, kiedy nie zostanę postawiona przed taką decyzją. Czy gdyby moja córka w wieku 12 lat została zgwałcona kazałabym jej urodzić dziecko oprawcy? Na pewno nie! Być może w afekcie byłabym w stanie zabić gnoja i iść do więzienia, ale na pewno nie byłam zdolna ratować nienarodzonego dziecka kosztem mojego własnego. Kiedy pracowałam na etacie popierałam wszystkie kroki, broniące pracowników, dające im lepsze warunki zatrudnienia, wyższe płace. Kiedy przyszło mi zatrudniać własnych, dostrzegłam, że ten system jest chory i tak naprawdę to nie wina pracodawców, że tak to wygląda, ale naszego rządu. Utrzymanie pracownika na umowie o pracę jest jakimś finansowym koszmarem. On dostanie do ręki 1800 zł a ja muszę drugie tyle oddać ZUSowi i Skarbówce! Czy to jest normalne?! Chciałabym dać ludziom zarobić jak najwięcej, ale najnormalniej w świecie mnie na to nie stać, bo muszę drugie tyle oddać państwu. I za co, ja się pytam? Za nic! Opieka zdrowotne? Kpina! Emerytury? Jeszcze większa kpina. Nie wspominając o jednoosobowych działalnościach gospodarczych, które czy zarabiają czy nie, muszą płacić miesięcznie ponad 1000 zł. I co z tego mają? Najniższą krajową emeryturę, brak urlopu, śmiesznie niski zasiłek macierzyński, który równa się bankructwu firmy, bo kto będzie pracował, kiedy matka zajmuje się dzieckiem? Wiecie, że w Polsce mamy około 160 różnych rodzajów podatków! A alkohol, który kupujecie w restauracji jest jest opodatkowany dziesięciokrotnie! Tematy się mnożą i mnożą i mogłabym tak wymieniać przez najbliższy tydzień. Rozumiem, że w państwie musi panować porządek i zasady, ale to jest jawna kradzież i atak na mają wolność i własny wybór. Dlaczego ktoś za mnie ma decydować jak mam żyć. Podatki? Ok, jakoś Państwo trzeba utrzymać, ale dlaczego każe mi się co miesiąc odkładać niebotyczne składki zdrowotne, za które pół roku muszę czekać na wizytę u specjalisty? Dlaczego nie mogę sama decydować. gdzie chcę się ubezpieczać - i tak to robię i za 240 zł miesięcznie mam dostęp do wszystkich badań, specjalistów i potrzebnego leczenia z czasem oczekiwania, w porywach, dwa tygodnie - nie korzystam w publicznych lekarzy w ogóle. Dlaczego muszę odprowadzać te składki z każdej umowy zlecenia i o dzieło, którą podpisuję, a mimo to nie mam zwiększonego dostępu do lekarzy? Gdzie są pieniądze co miesiąc ściągane na emeryturę? Dlaczego posłowie mają czterokrotnie większą kwotę wolną od podatku od "zwykłych" obywateli? Ile jeszcze takich pytań mogłabym zadać ja i każdy z Was? Wszyscy się na to godzimy, bo co innego mamy robić, ale to idzie coraz głębiej, ograniczając coraz więcej swobód obywatelskich i możliwość dokonywania własnych wyborów? Czy rządzący naprawdę myślą, że w tym kraju żyją sami idioci, których trzeba sobie podporządkowywać? I nie mówię tu tylko o nieszczęsnym PISie - o nich jest głośniej niż o wcześniejszych rządzących, bo podejmują swoje irracjonalne decyzje jawnie i w obliczu chamstwa, nie potrafiąc nawiązać żadnego konstruktywnego dialogu, obrażając każdego kto raczy mieć inne zdanie. Jest mi wstyd, że tacy ludzie siedzą na najwyższych stołkach i mają czelność wypowiadać się w moim imieniu, Jest mi wstyd za ludzi, którzy fanatycznie ich popierając mają gdzieś ludzką godność i prawo do wolności. Jest mi wstyd, że niweczy się lata naszych ciężkich narodowych doświadczeń i trudnej historii. I nie jestem za młoda, by mieć takie zdanie.
Ma ją każdy, czy tego chce czy nie. I każdy ma inną. Nie ma dwóch identycznych ludzi na świecie, którzy myśleli by dokładnie tak samo. Nawet jeśli mamy podobne poglądy dotyczące polityki, wyznania, czy zawartości talerza, to każdy chce przeżyć życie po swojemu, inaczej wychować dziecko, gdzie indziej jeździć na wakacje, czy też kupić w innym kolorze obrożę dla psa. KAŻDY JEST INNY! To, że ktoś nie podziela naszego zdania nie znaczy, że jest gorszym człowiekiem. I dopóki nie nauczymy się szanować innych w całej swej inności, dopóty światem rządzić będą wojny i mowa nienawiści. I nie mówię tu w żadnym wypadku o tolerowaniu zachowań, które wykraczają daleko poza definicję człowieka, jego mądrość i moralność. Osobiście nie toleruję chamstwa, okrucieństwa, bezwzględności i bezmyślności, a za tym ciągnie się szereg cech, które definiują złego człowieka, czyli takiego, który czerpie radość z krzywdzenia innych. Dla takich ludzi nie mam szacunku, ani nawet jakichkolwiek ludzkich odruchów. Tacy ludzie to zakała każdego społeczeństwa. Są jednak ludzie, którzy względnie wpisują się w ramy dobrego człowieka, ale uzurpują sobie chore prawo do mówienia innym co mają robić, a tym bardziej czego robić nie powinni. Są to mamy, które obrażają inne, ze względu na ich sposób karmienia dziecka. Są to faceci, którzy nie mają szacunku dla swoich matek, żon, córek i kobiet w ogóle, a decydują o ich życiu. Są to duchowni, którzy z hipokryzją wypisaną na czole pouczają innych, jak mają żyć. Są to rozpuszczone dzieci, które przykładem rodziców roszczą sobie prawo do wszystkiego, nie dając nic w zamian. Są to ortodoksyjni weganie, którzy atakują każdego, kto raczy spojrzeć na mleko. Są to obywatele, obywatelki, młodsi, starsi, wyżsi, niżsi, wszyscy, na których spłynęła magiczna wiedza, jak powinien żyć człowiek i tylko i wyłącznie oni to wiedzą, a każdy kto śmie myśleć inaczej jest nikim! Są to ludzie, którzy nie znają słowa szacunek, tolerancja i człowieczeństwo prąc z pogardą przez świat zamknięty w czterech ścianach swoich umysłów i ograniczony czubkiem własnego nosa.
Mam świadomość tego, że walka o własny styl życia, poglądy i przekonania jest najtrudniejszą rolą jaką przyszło nam odgrywać. Nie potrafię nawet zliczyć ile takich rozmów, odbyłam w życiu. Ilu ludzi się ode mnie odwróciło, ale z drugiej strony ilu pojawiło się nowych i tych jest na szczęście zdecydowanie więcej. Niestety, albo stety, jest to cena życia w zgodzie z sobą samych. Ciekawy jest aspekt, że najwięcej obrywają ludzie, którzy walczą o coś dobrego, którym nie jest obojętny los świata i patrzą na życie otwarcie i szeroko. Nie jest to zbyt wygodna pozycja, ale daje możliwości i doświadczenia, które zamykają się przed tymi, którzy ich atakują. Świat nie jest czarno-biały, nie ma dobrych i złych wyborów, są tylko te, których musimy dokonywać sami. Nikt nie ma prawa mówić innym jak mają żyć i czy ich wybór jest słuszny, ponieważ nie mają bladego pojęcia, dlaczego został podjęty właśnie ten. Możemy próbować postawić się z czyjeś sytuacji po to, by móc wyobrazić sobie z czym drugi człowiek się mierzy i mieć możliwość szanowania jego decyzji, choćby nie wiem jak bardzo była ona sprzeczna z naszymi poglądami. To się nazywa szacunek do drugiego człowieka. Podstawowa zasada zarządzania mówi: Bądź miękki dla człowieka, twardy dla problemu. Nie trudno jest oceniać, krytykować i obrażać, dużo trudniej jest wykrzesać w sobie elementarne pokłady tolerancji i szacunku, nawet wtedy, kiedy coś jest całkowicie sprzeczne z naszymi poglądami.
Nie jestem przeciwniczką wiary, ale po latach doświadczeń swoich i innych doszłam do swojego własnego wniosku, że religia nie jest dobra. Jest zjawiskiem łączącym pewne społeczności, ale dzielącym nierozerwalnie z każdym kto nie wierzy w to, co nam wydaje się oczywistym. Popycha do walki, agresywności i nienawiści. Nie ma czegoś takiego jak religia pokoju, ponieważ to kłóci się z jej ludzkimi założeniami. Religie stworzyli ludzie, podpisując wszystkie swe niechlubne czyny służbie Bogu. O ile założenia np. chrześcijaństwa mógłby popierać niemal każdy, o tyle dogmaty religijne spisane i wymyślone przez człowieka są czystą hipokryzją. Religia wbrew ogólnym założeniom robi więcej szkody niż pożytku i świat byłby bez niej szczęśliwszy. Nie jestem ateistką, wierzę w coś, czego nie będę definiować i nie ma potrzeby łączyć się w tych przemyśleniach z innymi. To mój Wyższy Wymiar, którego nie muszę szukać w kościele, moje zasady moralne, którymi kieruję się w życiu. Każdy fanatyzm jest zły, jest go mnóstwo na każdym kroku - nie tylko w religii, a żadna skrajność nie jest dobra. Zwłaszcza kiedy dołącza do tego hipokryzja, a jest to zjawisko powszechniejsze niż mogłoby nam się wydawać. Takie jest moje zdanie na ten temat, uwarunkowane własnymi doświadczeniami, wiedzą i przekonaniami. I wiecie co? Nic. Nikt nie musi nawet o tym wiedzieć, bo to moja sprawa. Nie narzucam nikomu mojego zdania, nie głoszę, że to jedyne słuszne spojrzenie, nie atakuję ludzi, którzy wierzą i praktykują coś innego i tego samego oczekiwałabym od innych. Mam do tego prawo, jestem wolnym człowiekiem i nie widzę powodu, by miało być to przeszkodą do normalnego funkcjonowania wśród ludzi, którzy w niedzielę idą do kościoła, podczas gdy ja wybiorę się na spacer do lasu. Jeśli ktoś nie akceptuje mnie z tą "ułomnością", trudno. Nic nie poradzę. Ale nie będę tolerować obelg, wyzwisk, ataków fizycznych, ani na mnie ani na nikogo innego, kto "ma czelność" żyć po swojemu. Nie jestem gorszym człowiekiem, a wierzący w żadnym wypadku nie jest lepszym. Znam mnóstwo ateistów, którzy są najlepszymi ludźmi jakich poznałam, moralni, uduchowieni, dobrzy dla świata i drugiego człowieka. Znam również katolików, którzy po wyjściu z kościoła, piorą w domu swoje żony, palą w piecu nowonarodzone koty i obrzucają obelgami cały świat. W tej kwestii nie ma podziału na wierzących i nie wierzących, liczy się człowiek i jego czyny.
Wiem, że jest to niemożliwe, ale marzę po cichu, że kiedyś się to zmieni. Że będzie więcej takich duchownych jak Papież Franciszek, niedawno zmarły ks. Jan Kaczowski, czy ks. Michał z mojego kościoła - ludzie mądrzy, tolerancyjni i kierujący się przede wszystkim szacunkiem do drugiego człowieka. Wiadomo, że są aspekty, w których i z Nimi się nie zgadzam, ale to jest naturalne i odpowiednie - wierzyć w coś innego, wyznawać inne zasady, znaleźć czasem wspólny punkt i szanować się nawzajem, za to co robimy i jaki mamy cel w życiu, bez względu na wiarę, pochodzenie, orientację seksualną, filozofię, którą kierujemy się w życiu, poglądy polityczne, czy przekonania. Bo każdy człowiek jest wyjątkowy i nieskończenie ważny, nikt nie jest NIKIM i nie ma ludzi, którzy wiedzą LEPIEJ...
Na koniec dla rozluźnienia tematu motto na całe życie:
Jak ognia unikam trzech tematów: polityki, religii i filozofii życia. Każdy ma prawo myśleć i żyć po swojemu. Często nie zgadzam się z czyimiś poglądami, mogę na ten temat podyskutować i tyle - ja mam swoje zdanie, on ma swoje. Nie narzucam, nie obrażam, nie osądzam. Jestem tolerancyjna, choć czasem mam problem z tolerancją dla samej tolerancji. Niestety w ostatnim czasie dla większości to słowo przestało istnieć, a może nigdy nie istniało, ale nastroje w naszym kraju zachęcają, by gnoić i mieszać z błotem każdego, kto ma odmienne od założonego, zdanie. By udowodnić mu, że jest nikim, a ja wiem lepiej. Postanowiłam więc, napisać parę słów o niektórych poglądach, moich i czyiś. Czy jedne z nich są lepsze? W żadnym wypadku, są po prostu inne. Czy ktoś z nas jest lepszym człowiekiem? Zapewniam, że nie. Jesteśmy tacy sami, z tą różnicą, że ja nikomu nie narzucam swojego zdania i nie mówię jak ma żyć i jakie podejmować decyzje.
# POLITYKA
Przez długi czas nie zawracałam sobie nią głowy zupełnie. Ktoś tam był prezydentem, premierem, ministrem. Nie moja działka, dopóki nie ma to realnego wpływu na moje życie. Ludzie jednak się zmieniają, dorastają, dojrzewają... przyszedł i czas na mnie. Jestem jednostką społeczną, decyzje polityków jednak mają na mnie wpływ, jeśli nie tu i teraz, to za czas jakiś na pewno. Zmieniały się moje poglądy i role społeczne: byłam studentką, pracowałam na etacie, prowadziłam swoją firmę, musiałam gdzieś mieszkać, leczyć się, zostałam matką... Doświadczenie życiowe i wiek jednak robi swoje - mam szerszy ogląd, z wielu perspektyw. Wiem co to znaczy żyć za swoje, wiem jak wygląda służba zdrowia publiczna i prywatna, wiem jak to jest być pracownikiem i pracodawcą, wiem więcej. Jednak ciągle za mało i uczę się każdego dnia. Z opinii innych wiem, że jestem pyskatą osobą, która nie da sobie wejść na głowę. Walczę o swoje przekonania i poglądy, nie przejmując się opinią innych, jednak nie atakuję, a jedynie odpowiadam na ataki innych i każde takie doświadczenie budzi we mnie coraz większe pokłady pokory. Bo pokora nie oznacza siedzenia cicho, pokora każe nam się trzy razy zastanowić, obrać różne punkty widzenia i postawić się w sytuacji innego człowieka.
Kiedyś byłam wielkim zwolennikiem kary śmierci, ale to się zmieniło. Ile było sytuacji, kiedy ktoś niewinny został oskarżony i napiętnowany przez społeczeństwo. Dla świętego spokoju ukażmy go, dowody przecież na to wskazują, ale co gdyby to przydarzyło się komuś z moich bliskich? Gdyby był to mój mąż, mama, przyjaciółka? Nigdy nie popierałam aborcji i nadal nie popieram tej na życzenie, ale jestem ostatnią osobą, która ma prawo kogokolwiek osądzać. Zaczęłam się zastanawiać, co bym zrobiła wiedząc, że mam urodzić nieuleczalnie chore dziecko, które będzie cierpieć przez najbliższe lata. Ono, ja, cała rodzina... Podziwiam ludzi, którzy mają siłę i odwagę, by tak żyć, ale czy ja dałabym radę? Nie wiem. Nie mam pojęcia i mieć go nie będę do chwili, kiedy nie zostanę postawiona przed taką decyzją. Czy gdyby moja córka w wieku 12 lat została zgwałcona kazałabym jej urodzić dziecko oprawcy? Na pewno nie! Być może w afekcie byłabym w stanie zabić gnoja i iść do więzienia, ale na pewno nie byłam zdolna ratować nienarodzonego dziecka kosztem mojego własnego. Kiedy pracowałam na etacie popierałam wszystkie kroki, broniące pracowników, dające im lepsze warunki zatrudnienia, wyższe płace. Kiedy przyszło mi zatrudniać własnych, dostrzegłam, że ten system jest chory i tak naprawdę to nie wina pracodawców, że tak to wygląda, ale naszego rządu. Utrzymanie pracownika na umowie o pracę jest jakimś finansowym koszmarem. On dostanie do ręki 1800 zł a ja muszę drugie tyle oddać ZUSowi i Skarbówce! Czy to jest normalne?! Chciałabym dać ludziom zarobić jak najwięcej, ale najnormalniej w świecie mnie na to nie stać, bo muszę drugie tyle oddać państwu. I za co, ja się pytam? Za nic! Opieka zdrowotne? Kpina! Emerytury? Jeszcze większa kpina. Nie wspominając o jednoosobowych działalnościach gospodarczych, które czy zarabiają czy nie, muszą płacić miesięcznie ponad 1000 zł. I co z tego mają? Najniższą krajową emeryturę, brak urlopu, śmiesznie niski zasiłek macierzyński, który równa się bankructwu firmy, bo kto będzie pracował, kiedy matka zajmuje się dzieckiem? Wiecie, że w Polsce mamy około 160 różnych rodzajów podatków! A alkohol, który kupujecie w restauracji jest jest opodatkowany dziesięciokrotnie! Tematy się mnożą i mnożą i mogłabym tak wymieniać przez najbliższy tydzień. Rozumiem, że w państwie musi panować porządek i zasady, ale to jest jawna kradzież i atak na mają wolność i własny wybór. Dlaczego ktoś za mnie ma decydować jak mam żyć. Podatki? Ok, jakoś Państwo trzeba utrzymać, ale dlaczego każe mi się co miesiąc odkładać niebotyczne składki zdrowotne, za które pół roku muszę czekać na wizytę u specjalisty? Dlaczego nie mogę sama decydować. gdzie chcę się ubezpieczać - i tak to robię i za 240 zł miesięcznie mam dostęp do wszystkich badań, specjalistów i potrzebnego leczenia z czasem oczekiwania, w porywach, dwa tygodnie - nie korzystam w publicznych lekarzy w ogóle. Dlaczego muszę odprowadzać te składki z każdej umowy zlecenia i o dzieło, którą podpisuję, a mimo to nie mam zwiększonego dostępu do lekarzy? Gdzie są pieniądze co miesiąc ściągane na emeryturę? Dlaczego posłowie mają czterokrotnie większą kwotę wolną od podatku od "zwykłych" obywateli? Ile jeszcze takich pytań mogłabym zadać ja i każdy z Was? Wszyscy się na to godzimy, bo co innego mamy robić, ale to idzie coraz głębiej, ograniczając coraz więcej swobód obywatelskich i możliwość dokonywania własnych wyborów? Czy rządzący naprawdę myślą, że w tym kraju żyją sami idioci, których trzeba sobie podporządkowywać? I nie mówię tu tylko o nieszczęsnym PISie - o nich jest głośniej niż o wcześniejszych rządzących, bo podejmują swoje irracjonalne decyzje jawnie i w obliczu chamstwa, nie potrafiąc nawiązać żadnego konstruktywnego dialogu, obrażając każdego kto raczy mieć inne zdanie. Jest mi wstyd, że tacy ludzie siedzą na najwyższych stołkach i mają czelność wypowiadać się w moim imieniu, Jest mi wstyd za ludzi, którzy fanatycznie ich popierając mają gdzieś ludzką godność i prawo do wolności. Jest mi wstyd, że niweczy się lata naszych ciężkich narodowych doświadczeń i trudnej historii. I nie jestem za młoda, by mieć takie zdanie.
"Największym problemem Polski jest zły stosunek do samego siebie: podejrzliwość, swarliwość, nienawiść, kompleksy, brak pewności siebie i negatywny stosunek do własnej historii, i aby jeden drugiemu mógł dojechać dobrze, gotów jest przy okazji popełnić samobójstwo".
Władysław Bartoszewski
# FILOZOFIA ŻYCIA
Ma ją każdy, czy tego chce czy nie. I każdy ma inną. Nie ma dwóch identycznych ludzi na świecie, którzy myśleli by dokładnie tak samo. Nawet jeśli mamy podobne poglądy dotyczące polityki, wyznania, czy zawartości talerza, to każdy chce przeżyć życie po swojemu, inaczej wychować dziecko, gdzie indziej jeździć na wakacje, czy też kupić w innym kolorze obrożę dla psa. KAŻDY JEST INNY! To, że ktoś nie podziela naszego zdania nie znaczy, że jest gorszym człowiekiem. I dopóki nie nauczymy się szanować innych w całej swej inności, dopóty światem rządzić będą wojny i mowa nienawiści. I nie mówię tu w żadnym wypadku o tolerowaniu zachowań, które wykraczają daleko poza definicję człowieka, jego mądrość i moralność. Osobiście nie toleruję chamstwa, okrucieństwa, bezwzględności i bezmyślności, a za tym ciągnie się szereg cech, które definiują złego człowieka, czyli takiego, który czerpie radość z krzywdzenia innych. Dla takich ludzi nie mam szacunku, ani nawet jakichkolwiek ludzkich odruchów. Tacy ludzie to zakała każdego społeczeństwa. Są jednak ludzie, którzy względnie wpisują się w ramy dobrego człowieka, ale uzurpują sobie chore prawo do mówienia innym co mają robić, a tym bardziej czego robić nie powinni. Są to mamy, które obrażają inne, ze względu na ich sposób karmienia dziecka. Są to faceci, którzy nie mają szacunku dla swoich matek, żon, córek i kobiet w ogóle, a decydują o ich życiu. Są to duchowni, którzy z hipokryzją wypisaną na czole pouczają innych, jak mają żyć. Są to rozpuszczone dzieci, które przykładem rodziców roszczą sobie prawo do wszystkiego, nie dając nic w zamian. Są to ortodoksyjni weganie, którzy atakują każdego, kto raczy spojrzeć na mleko. Są to obywatele, obywatelki, młodsi, starsi, wyżsi, niżsi, wszyscy, na których spłynęła magiczna wiedza, jak powinien żyć człowiek i tylko i wyłącznie oni to wiedzą, a każdy kto śmie myśleć inaczej jest nikim! Są to ludzie, którzy nie znają słowa szacunek, tolerancja i człowieczeństwo prąc z pogardą przez świat zamknięty w czterech ścianach swoich umysłów i ograniczony czubkiem własnego nosa.
Mam świadomość tego, że walka o własny styl życia, poglądy i przekonania jest najtrudniejszą rolą jaką przyszło nam odgrywać. Nie potrafię nawet zliczyć ile takich rozmów, odbyłam w życiu. Ilu ludzi się ode mnie odwróciło, ale z drugiej strony ilu pojawiło się nowych i tych jest na szczęście zdecydowanie więcej. Niestety, albo stety, jest to cena życia w zgodzie z sobą samych. Ciekawy jest aspekt, że najwięcej obrywają ludzie, którzy walczą o coś dobrego, którym nie jest obojętny los świata i patrzą na życie otwarcie i szeroko. Nie jest to zbyt wygodna pozycja, ale daje możliwości i doświadczenia, które zamykają się przed tymi, którzy ich atakują. Świat nie jest czarno-biały, nie ma dobrych i złych wyborów, są tylko te, których musimy dokonywać sami. Nikt nie ma prawa mówić innym jak mają żyć i czy ich wybór jest słuszny, ponieważ nie mają bladego pojęcia, dlaczego został podjęty właśnie ten. Możemy próbować postawić się z czyjeś sytuacji po to, by móc wyobrazić sobie z czym drugi człowiek się mierzy i mieć możliwość szanowania jego decyzji, choćby nie wiem jak bardzo była ona sprzeczna z naszymi poglądami. To się nazywa szacunek do drugiego człowieka. Podstawowa zasada zarządzania mówi: Bądź miękki dla człowieka, twardy dla problemu. Nie trudno jest oceniać, krytykować i obrażać, dużo trudniej jest wykrzesać w sobie elementarne pokłady tolerancji i szacunku, nawet wtedy, kiedy coś jest całkowicie sprzeczne z naszymi poglądami.
"Kto gardzi ludźmi, obojętnie, z powodów wyznaniowych, z powodów rasowych, z powodu ksenofobii wobec kogokolwiek, wobec ludzi pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego, rosyjskiego, niemieckiego, żydowskiego... ten gardzi przede wszystkim sobą."
Władysław Bartoszewski
# RELIGIA
Nie jestem przeciwniczką wiary, ale po latach doświadczeń swoich i innych doszłam do swojego własnego wniosku, że religia nie jest dobra. Jest zjawiskiem łączącym pewne społeczności, ale dzielącym nierozerwalnie z każdym kto nie wierzy w to, co nam wydaje się oczywistym. Popycha do walki, agresywności i nienawiści. Nie ma czegoś takiego jak religia pokoju, ponieważ to kłóci się z jej ludzkimi założeniami. Religie stworzyli ludzie, podpisując wszystkie swe niechlubne czyny służbie Bogu. O ile założenia np. chrześcijaństwa mógłby popierać niemal każdy, o tyle dogmaty religijne spisane i wymyślone przez człowieka są czystą hipokryzją. Religia wbrew ogólnym założeniom robi więcej szkody niż pożytku i świat byłby bez niej szczęśliwszy. Nie jestem ateistką, wierzę w coś, czego nie będę definiować i nie ma potrzeby łączyć się w tych przemyśleniach z innymi. To mój Wyższy Wymiar, którego nie muszę szukać w kościele, moje zasady moralne, którymi kieruję się w życiu. Każdy fanatyzm jest zły, jest go mnóstwo na każdym kroku - nie tylko w religii, a żadna skrajność nie jest dobra. Zwłaszcza kiedy dołącza do tego hipokryzja, a jest to zjawisko powszechniejsze niż mogłoby nam się wydawać. Takie jest moje zdanie na ten temat, uwarunkowane własnymi doświadczeniami, wiedzą i przekonaniami. I wiecie co? Nic. Nikt nie musi nawet o tym wiedzieć, bo to moja sprawa. Nie narzucam nikomu mojego zdania, nie głoszę, że to jedyne słuszne spojrzenie, nie atakuję ludzi, którzy wierzą i praktykują coś innego i tego samego oczekiwałabym od innych. Mam do tego prawo, jestem wolnym człowiekiem i nie widzę powodu, by miało być to przeszkodą do normalnego funkcjonowania wśród ludzi, którzy w niedzielę idą do kościoła, podczas gdy ja wybiorę się na spacer do lasu. Jeśli ktoś nie akceptuje mnie z tą "ułomnością", trudno. Nic nie poradzę. Ale nie będę tolerować obelg, wyzwisk, ataków fizycznych, ani na mnie ani na nikogo innego, kto "ma czelność" żyć po swojemu. Nie jestem gorszym człowiekiem, a wierzący w żadnym wypadku nie jest lepszym. Znam mnóstwo ateistów, którzy są najlepszymi ludźmi jakich poznałam, moralni, uduchowieni, dobrzy dla świata i drugiego człowieka. Znam również katolików, którzy po wyjściu z kościoła, piorą w domu swoje żony, palą w piecu nowonarodzone koty i obrzucają obelgami cały świat. W tej kwestii nie ma podziału na wierzących i nie wierzących, liczy się człowiek i jego czyny.
Wiem, że jest to niemożliwe, ale marzę po cichu, że kiedyś się to zmieni. Że będzie więcej takich duchownych jak Papież Franciszek, niedawno zmarły ks. Jan Kaczowski, czy ks. Michał z mojego kościoła - ludzie mądrzy, tolerancyjni i kierujący się przede wszystkim szacunkiem do drugiego człowieka. Wiadomo, że są aspekty, w których i z Nimi się nie zgadzam, ale to jest naturalne i odpowiednie - wierzyć w coś innego, wyznawać inne zasady, znaleźć czasem wspólny punkt i szanować się nawzajem, za to co robimy i jaki mamy cel w życiu, bez względu na wiarę, pochodzenie, orientację seksualną, filozofię, którą kierujemy się w życiu, poglądy polityczne, czy przekonania. Bo każdy człowiek jest wyjątkowy i nieskończenie ważny, nikt nie jest NIKIM i nie ma ludzi, którzy wiedzą LEPIEJ...
"Z religią i bez niej dobrzy ludzie zachowują się dobrze, a źli - źle; ale żeby dobry człowiek czynił zło - do tego potrzeba religii."
Steve Weinberg
Na koniec dla rozluźnienia tematu motto na całe życie:
"Nie możesz uszczęśliwić wszystkich, nie jesteś pizzą!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz