kwietnia 03, 2016

Czas znaleźć nowe miejsce w świecie...


Przychodzi taki moment w życiu, kiedy trzeba podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji. Przychodzi taka chwila, gdy trzeba pożegnać się z dotychczasowym sensem życia. Przychodzi taki czas, który przynosi smutek i zmusza do nowych poszukiwań... Pozostawia jednak coś, czego nie da się zmierzyć żadną miarą: wspomnienia, doświadczenie, nawiązane przyjaźnie i myśl, że osiągnęło się nieosiągalne!


Podjęliśmy tą decyzję już jakiś czas temu. Ten krok przyniósł mi ulgę i świadomość, że być może po raz pierwszy od dwóch lat naprawdę wypocznę, odciążę umysł i będę miała czas i możliwość, by normalnie żyć. Dead line postawiony! 3 kwietnia! Nasz czas pożegnania z miejscem, które stworzyliśmy od zera, poświęcając mu absolutnie każdą minutę swojego życia, wszystkie nakłady sił, wiedzy i umiejętności, niezliczoną ilość pieniędzy i jeszcze więcej czasu, którego nie mieliśmy możliwości spędzać na beztroskim życiu "po pracy", bo ta praca była ciągle. Bałam się tego dnia bardzo. I o to jest... Nie sądziłam, że będzie mi aż trudno się z tym zmierzyć twarzą twarz. Czuję się jakbym porzucała przyjaciela, który nie raz zalazł mi za skórę, ale w ogólnym rozrachunku przyniósł mi bezcenne wartości i wspomnienia, których nie sposób zapomnieć. Czuję jakbym oddawała ukochanego zwierzaka, jakbym porzucała własne dziecko...



# WSPOMNIENIA


22 listopada 2014 spełniło się moje marzenie. Razem z nieugiętą przyjaciółką i wspólniczką oraz naszymi towarzyszami życia, dopięłyśmy swego i po wielu miesiącach walki z biurokracją i finansami otworzyłyśmy swoją restaurację: dopracowaną w każdym szczególe, dopiętą na ostatni guzik. Czułam wtedy, że mogę wszystko. Skoro udało mi się osiągnąć coś co wydawało się nieosiągalne, teraz może być już tylko lepiej. I było często, choć niejednokrotnie częściej, wręcz przeciwnie. Byliśmy przygotowani na wiele, jednak sporo rzeczy nas zaskakiwało i zaskakiwać nie przestawało. Prowadzenie własnej knajpy to nie bułka z masłem - momentami było bardzo ciężko. Nie poddawaliśmy się jednak, prąc nieustannie do przodu. Były momenty, że czuliśmy się spełnieni jak nigdy, były też takie, kiedy mieliśmy ochotę rzucić to w pierona! Nie było łatwo, szczególnie mnie. Krótko po otwarciu okazało się, że jestem w ciąży. Nie planowanej! Początkowo nie potrafiłam sobie tego wszystkiego poukładać, ale po jakimś czasie było coraz lepiej. Pracowałam niemal do samego porodu, borykając się z bardzo uciążliwymi dolegliwościami ciąży i nieustannym ogromem pracy. Po porodzie było już tylko gorzej. Nie mogłam pracować tak, jak bym tego chciała, ograniczając się do formalności, podpisywania papierków i wizyt na obiadach, czy spotkaniach w "moim miejscu". Było nas więc o połowę mniej do pracy - to odbiło się na jakości i klientach, mimo że Domka robiła co mogła. Stanęliśmy przed wyborem: albo ciągniemy to dalej, stracimy resztki swoich pieniędzy i czasu na życie, albo znajdziemy BOTAKowi "nową rodzinę". Nie było łatwo, rzekłabym nawet, że było cholernie ciężko, ale decyzja zapadła. Dla mnie wybór był szczególnie trudny - przyszło mi wybierać między moim macierzyństwem, czasem spędzonym z dzieckiem, a realizacją swoich marzeń. Nie obwiniam za to dziecka - w żadnym wypadku - Lila to najlepsza niespodzianka, jaka dotąd spotkała mnie w życiu, co nieco przewartościowało moje plany i poszukiwanie spełnienia. Chciałam i chcę nadal być przede wszystkim dobrą mamą, która ma czas i siły na poświęcenie się tej małej istocie. Decyzja była więc oczywista... Nic nie odbierze mi jednak tych dwóch lat, ogromu doświadczenia i zdobytej wiedzy, a przede wszystkim uczucia spełnienia z realizacji siebie i swoich marzeń. Jestem silniejsza niż kiedykolwiek, mimo że łezki kapią mi na klawiaturę. Jestem w punkcie, w którym wiem, że mogę osiągnąć wszystko. Ponieważ nie poniosłam porażki. Może to tak wyglądać, ale jest wręcz przeciwnie. Dowiodłam wszystkim niedowiarkom, że warto postawić wszystko na jedną kartę, by realizować siebie. I nie ma żadnych granic, których należy się trzymać. Jesteśmy tylko my i nasze możliwości, które są nieograniczone i które nawet, narażając cały życiowy budżet pozostawią coś, czego nie da się kupić za żadne pieniądze: wiarę w swoje możliwości, życiową wiedzę, wspomnienia i ludzi, na których można liczyć...


# LUDZIE

Temat, przez który posiwiałam i straciłam nieograniczone pokłady energii i nerwów. Temat, który był niejednokrotnie powodem bezsilności i odbierał mi wiarę we wszystko, czym kierowałam się w życiu. Temat, który pokazał mi świat, o którym nie chciałam nawet myśleć, że istnieje. Temat, który nauczył mnie najwięcej. Ale teraz nie chcę już o tym myśleć. Jestem mądrzejsza, silniejsza i spokojniejsza z wiedzą, która na pewno przyda mi się do końca świata i jeden dzień dłużej. Teraz myślę tylko o tych dobrych aspektach, które mnie spotkały i uaktywniły się najbardziej w ostatnim czasie. Nie sądziłam, że jest wokół mnie tyle pozytywnych dusz, które mimo wszystko nadal są obok, choć nie raz miały możliwość, żeby się ulotnić i zyskać święty spokój. Mimo to są, wspierają mnie i dają siłę. Nie zostałam sama, co jest tym bardziej cenne, że wiem, iż miejsce, które udało nam się stworzyć jest niepowtarzalne, a nasz sukces mimo porażki, niemierzalny. Piszę w pierwszej osobie, ponieważ nie będę wypowiadać się za kogoś, ale nie byłoby tego wszystkiego i mnie takiej, jaka jestem po tych dwóch latach, gdyby nie ludzie, którzy byli ze mną cały czas. Już kiedyś o nich pisałam, ale nie mogę nie wspomnieć po raz kolejny. Domka - mimo wielu naturalnych ludzkich wątpliwości, które miałam okazała się najlepszą wspólniczką i przyjaciółką w doli i niedoli, jaką mogłam sobie wymarzyć. Przemierzyłyśmy razem drogi, które prowadziły donikąd, a jednak zawsze udawało nam się razem znaleźć właściwy kierunek. Dwa cholernie trudne charaktery, które przez ten czas ani razu się ze sobą nie pokłóciły! Niesamowite! I uważam to za jeden z większych osobistych sukcesów :) Kocham Cię wariatko i dziękuję, że byłaś ze mną w każdej, nawet najbardziej kryzysowej sytuacji. Adam - nie wiem skąd on bierze ten spokój i siłę, by zawsze mnie pocieszyć i podnieść na duchu. Jest przy mnie zawsze i wszędzie i wiem, że z takim mężem naprawdę można zawojować świat i nie ma sytuacji, z której nie udałoby nam się wybrnąć. Dziękuję Ci, za wszystko! Asia - moja najlepsza na świecie siostra, z którą przeszłyśmy nie jedną burzę, a jednak nadal dzielnie stoi na posterunku, by pomagać, pomagać i jeszcze raz pomagać. Nie wiem jak Ci się odwdzięczę i mam nadzieję, że otrzymasz ode mnie kiedyś wsparcie, które Ty, mimo własnych problemów, zawsze mi dawałaś. Grześ - ostoja spokoju i racjonalnego myślenia, która nie raz przemawiała nam do rozsądku. Bez niego byłby tu wielki chaos i regularne wojny - sam wiesz jak wiele Ci zawdzięczamy ;) Przemek - najbardziej lojalny przyjaciel, jakiego mieliśmy. Zawsze czujny i dający z siebie wszystko. Mimo że na pewno już od dawna ma nas serdecznie dosyć, nadal z nami jest i zawsze możemy na niego liczyć. Wiesz, jak bardzo jesteśmy Ci wdzięczni. Ruda - najbardziej szalony umysł z jakim przyszło mi iść przez życie. Czasem radość, czasem łzy, ale zawsze po różowej stronie świata. Dzięki szaleńcze, za to, że jesteś :D Mena - buntownik z wyboru, z którym nie raz wkraczałyśmy na pole walki, ale chyba w końcu udało nam się znaleźć wspólny język. Karolinka - oaza spokoju, sprytnie ukrywająca swój wybuchowy charakter. Dzięki za wyrozumiałość. Błażej - najdzielniejszy facet w chmarze szalonych bab. Podziwiam Cię za to! Iza - najbardziej pracowity człowiek świata i najlepsza mama ever. Powodzenia kochana. Basia - szturmem zawojowała BOTAKa parę miesięcy temu swoją charyzmatyczną naturą i ananasem na głowie. Marysia - najbardziej rozważna z Trzech Wiedźm, ratująca nie jedną konfliktową sytuację. Marcin - wielkie serce, cudowny człowiek i niezwykle pomocna dusza... Dziękuję tym najwytrwalszym, którzy zostali z nami do końca. Dream team marzeń! Nie da się Was zapomnieć. Mimo wszystkich nieporozumień jestem z Was wszystkim cholernie dumna, a zwłaszcza z tego, że miałam okazję być Waszą "szefoooową" :D
Ludzie przychodzili i odchodzili. Wszyscy byli na swój sposób niesamowici i wyjątkowi - każdy człowiek taki jest. Ekipa, która zakładała z nami to miejsce: Andrzej, Szymon, Kuba, Kaja, Maciek, Lama, Karolinka, Dominika - z najlepszymi wegańskimi wypiekami pod słońcem, Borys, później Ewa - jedna z lepszych kelnerek, która do nas trafiła... Ania, Dorotka, Paula, Paulina... nasi przyjaciele, moi rodzice, nasze rodziny... było Was tak wiele, że nie sposób wymienić wszystkich. Dzięki, że byliście z nami. Każdy z Was pozostawił tu kawałek siebie. Skoro już rzucam podziękowania nie mogę pominąć ludzi i organizacji z zewnątrz, którzy byli kwintesencją tego miejsca i naszych założeń: Otwarte Klatki, Miszung (najlepszy animator dziecięcy na Śląsku :)), Amnesty International, Stowarzyszenie Adopcji Buldożków, SOS Fundacja dla Zwierząt, Dom Aniołów Stróżów, Fundacja Iskierka... Nigdy nie byłabym w stanie w tak krótkim czasie poznać tylu niesamowitych ludzi. Będę wspierać Was nadal, bo to co robicie jest niesamowite i dla Was między innym tworzyłyśmy to miejsce.
No i oczywiście klienci! Dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna - wszystkim, którzy do nas pisali, dziękowali nam za naszą pracę i byli z nami mimo niejednej wpadki, które zdarzają się każdemu. Jesteśmy przecież ludźmi. To było miejsce dla Was i dawaliście nam niesamowitego powera. Dziękuję również tym, którzy nas nie lubili i hejtowali - wiele dzięki Wam się nauczyliśmy i mamy ogromną naukę na przyszłość.
Ludzie - dla nich poświęciliśmy wszystko, a oni wiele poświęcili dla nas - tworzyli to miejsce, promowali, przychodzili, byli zachwyceni, albo zdegustowani, dawali siłę, albo ją odbierali, byli motorem napędowym, mimo wszystko. Prowadzenie takiego miejsca, opiera się tylko na nich. Nic nie robi się samo - to wszystko tworzą ludzie, którzy są najważniejszym punktem każdego pomysłu i biznesu...


# MIEJSCE

Miejsce tworzą ludzie, ale to już wiemy. Nie wiem co takiego magicznego było w tym naszym BOTAKu, ale gdy ktoś raz ją poczuł wracał nieustannie. Niektórzy prawie u nas zamieszkali, a my wiedzieliśmy, że to jest to, co chcieliśmy stworzyć. Niczemu nie poświęciłam w życiu tak wiele. W żadnym miejscu nie spędziłam tak wiele czasu. Nigdzie nie czułam się tak dobrze. Będzie mi tego brakować, jak niczego wcześniej, mimo że z pozorną ulgą przyjęłam wiadomość, o zakończeniu tego projektu. Najlepsza pod słońcem wegańska latte Przemka, mistrzowskie zupy Meny, kilkuset kilogramowe wózki z zakupami, telefony o każdej porze dnia i nocy z niekończącymi się problemami, rozmowy na messengerze z wkurzonymi pracownikami, plenerowe wyjazdy w każdy letni weekend, spotkania planowane i przypadkowe, przestrzeń, w której czułam się jak w domu... bo tam on był, przez ostatnie półtora roku. Nie dociera jeszcze do mnie, że jutro nie będę miała gdzie jechać na najlepszy wege obiad pod słońcem; że nie zabiorę Lilii na spotkanie z jej BOTAKowymi ciotkami i wujkami; że będę mogła robić to na co mam ochotę, poza jednym, które muszę skreślić ze swojej listy codzienności. Piszę to chyba po to, by zrozumieć. By dotarła do mnie informacja, że to już koniec. Że może w następny weekend nie będę dzielić każdej minuty na BOTAKa, chwilę dla siebie i przygotowanie do ciężkiego tygodnia, ale mimo wszystko będzie jakaś pustka, jak po stracie przyjaciela... To wyjątkowo ciężka chwila. Kiedy żegnałam się dzisiaj z ludźmi nie mogłam powstrzymać łez, a przecież oni cały czas będą. Nie będzie jednak miejsca, które nas łączyło, nie raz dzieliło, ale było nasze. Każdy mógł się tutaj czuć jak u siebie. Każdy był ważnym fragmentem układanki, która niestety się rozpadła... Jeszcze miesiąc, ba, nawet tydzień temu, marzyłam, by to się wreszcie skończyło, a teraz nie mogę przejść do porządku dziennego, że nastąpiło to tak szybko. Że przyszło mi poszukiwać swojego nowego miejsca w świecie. Każde pożegnania i rozstania są ciężkie, niby podobnie się czułam odchodząc z ostatniej pracy, gdzie spędziłam 4 lata, ale to jednak jest coś innego. Tutaj zostawiam coś, co jeszcze półtora roku temu nie istniało, a ja wraz z cudownymi ludźmi, to stworzyłam. Tutaj, nierozerwalnie, zostawiam kawałek siebie.

Będzie mi Cię brakowało BOTAKu, bo stanowiłeś sens mojego życia. Będzie mi brakowało Was wszystkich, którzy pewnie to czytacie i którzy tworzyliście to miejsce. Będzie mi brakowało tego chaosu, szczęścia w nieszczęściu, każdej osoby, która otwierała drzwi przy Batorego 2 w Katowicach, każdego dzieciaka biegającego z Panem Brokułem po piętrze, uśmiechniętej twarzy po chwilach spędzonych w naszych murach i atmosfery, której nie ma w żadnym innym miejscu. Wszystko wskazuje na to, że to miejsce przetrwa, jednak nie będzie to już to samo. Będę po drugiej stronie barykady, patrząc jak ktoś żyje moim stworzonym życiem. Liczę jednak na to, że nasza praca nie pójdzie na marne.

Jestem twardzielem, każdy to wie. Wychodzę z sytuacji bez wyjścia i podnoszę się dzielnie po każdym upadku. Ale teraz  moje BOTAKowe serce pękło w drobny mak. Jedyne co mi pozostało to to miejsce, które nazwę wzięło właśnie z naszego odrębnego, wyjątkowego i jedynego w swoim rodzaju miejsca. Miejsca, które tworzyli niesamowici ludzie, wyjątkowe sytuacje i chwile, których nie da się zapomnieć.

Dziękuję wszystkim, którzy mieli w tym swój udział. Dziękuję za te półtora roku, trzy miesiące, dwa tygodnie, dzisiejszy wieczór - bo każda ta chwila była wyjątkowa, a Wy urzeczywistniliście moje marzenia, które mogę zaliczyć do spełnionych. Czas jednak znaleźć nowe miejsce w świecie...

Ku pamięci BOTAKa!!!
Naszego miejsca w świecie...

Chcesz zobaczyć odrobinę naszych cudownych wspomnień w rytmie BOTAKowyhc melodii?
Kliknij w zdjęcie



4 komentarze:

  1. Oj, niejedna łezka w oku się kręci... Dzięki, że stworzyliście takie miejsce! I przy okazji- dziękuję, że pozwoliliście amatorce pobawić się w cukiernika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominika, Twoja "amatorszczyzna" powinna zawstydzać nie jednego zawodowca! Jesteś świetna w tym co robisz i dzięki, że mieliśmy szansę spróbowania tego na własnych podniebieniach ;) Jak otworzysz cukiernie będę Twoją stałą klientką :D

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Oj... Dopiero teraz byłam stanie usiąść na spokojnie i przeczytać to w całości. Wzruszyłam się.
    Dziękuję Ci za dobre słowo, za to, że z nami wytrzymałaś tyle czasu, że nie dałaś się mimo wszystko, za to że stworzyliście wspólnie to miejsce, które nie było dla mnie tylko "miejscem pracy", że poznałam wspaniałych ludzi, wiele się nauczyłam i na pewni będę wszystkich mile wspominać.
    Mimo wzlotów i upadków wielu z nas dotrwało do samego końca. Mimo wszystkich przeciwności, nerwów, stresów, kochałam to miejsce :)

    OdpowiedzUsuń

TOP