stycznia 15, 2016

Kto bardziej kocha swoje dziecko? Absurdy matek XXI wieku.


Dotychczas omijałam ten temat szerokim łukiem, bo być może ten sposób myślenia dotyczy większości, po co więc wybijać się przed szereg i narażać całemu światu. Jednak czytając kolejny i kolejny artykuł, komentarz, opinię poziom wskaźnika wku...ienia drastycznie rośnie, a ja zdałam sobie sprawę, że to wcale nie dotyczy większości. Że jest tyle samo matek po tej drugiej stronie i nie mają możliwości, albo odwagi, żeby zaoponować, bo przecież te pierwsze są dużo bardziej medialne, a społeczeństwo się z nimi zgadza. Bez względu na to, czy się zgadza, czy też nie, nikt nie ma prawa obrażać, szykanować i swą piersią karmiącą bronić ideałów kosztem innych ludzi. Krótkie, moje osobiste zdanie w sprawie, której poruszać nie chciałam, ale tak wyszło...

Każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania na wszelakie tematy - zbiera to żniwo zarówno zwolenników, jak i przeciwników, ale taka cena publicznego wyrażania swoich opinii. Nie chcę tym tekstem nikogo poróżnić, ani przeciw czemukolwiek się sprzeciwiać. Chcę napisać, jak te inne teksty wpływają na kobiety, które nie robią, bo nie chcą, ale najczęściej nie mogą, tak jak "się powinno". Na kobiety, które mogą przyjmować te informacje w zupełnie inny sposób, niż ja... Dla jasności sprawy, pisząc "matki laktacyjne" nie mam w żadnym wypadku na myśli kobiet karmiących piersią, a jedynie te, które głośno i publicznie, pod osłoną fachowego tekstu, czy opinii szykanują kobiety, które naturalnie nie karmią. Myśląc, że są w tym wszystkim profesjonalne...


# DUMNA PIERŚ

Wspominałam już co nieco na ten temat wcześniej, ale w zupełnie innym kontekście. Pisałam nie raz, że karmienie piersią jest moim, większości matek, wszystkich lekarzy i naukowców NAJLEPSZĄ formą karmienia dziecka. Jest to rzecz naturalna, jak u każdego ssaka. Argumentów za wymieniać nie muszę - dla mnie najważniejszym zawsze było zdrowie, ponieważ nic nie jest w stanie dostarczyć dziecku takiego żywieniowego dobra, jak mleko matki. Czy ktoś o tym nie wie? Czy jakaś matka się z tym stanem rzeczy nie zgadza? Nie ma takiej opcji, ponieważ milionom badań na świecie i własnym obserwacjom nie da się zaprzeczyć. Chcąc zachęcić matki do karmienia naturalnego - choć 99% z nich absolutnie przekonywać nie trzeba - wszelakie parentingowe portale, media, blogi trąbią o tym na prawo i lewo. Jeśli jest szansa do przekonania - świetnie, ale nikt nie bierze pod uwagę w tym wszystkim całkowicie odmiennych sytuacji i znajdujących się w nich matek.
Od momentu poczęcia najważniejsze jest dziecko. Przez 9. miesięcy lekarze, społeczeństwo, rodzina mówią, co, jak i gdzie trzeba robić, żeby dziecku było dobrze i było zdrowe - matce nie można tego, tego lepiej, żeby też nie robiła, a to to już w ogóle jest wykluczone! Nikt, tak naprawdę nie dba o to, by szczęśliwa była matka, bo nikt nie zapyta, czy to, co wszyscy wokół doradzają i nakazują daje tej matce choć namiastkę szczęścia. Lekarze, to inna bajka, ale czy normalni ludzie, towarzyszący tej przyszłej matce w życiu nie zdają sobie sprawy, że w tym wszystkim najważniejsza jest ONA. Że jeśli będzie czuła się psychicznie źle, będzie nieszczęśliwa, albo najnormalniej w świecie wkurzona na cały świat, to nic dobrego dla tego dziecka nie wyniknie. Tak mija nam 9 miesięcy, po czym rozpoczyna się równia pochyła w dół. O ile w ciąży jeszcze ktoś się tą matką względnie interesował, bo nosiła człowieka, do którego wszyscy roszczą sobie prawo, o tyle teraz zaczyna się jedyna i słuszna idea dziecka - pępka świata. Rola żywego inkubatora się skończyła, teraz stajesz się służącą własnego potomka, a twe poczynania będzie obserwował cały świat, bo w końcu to dobro całej ludzkości! Oczywiście przy każdej możliwej okazji każdy powie dokładnie co o czym myśli, co powinnaś zrobić i jak to tak naprawdę powinno wyglądać, po czym uprzejmie wróci do swego poukładanego porządku w domu, bo to przecież Twoje dziecko, więc się męcz. I sytuacje takie się powtarzają i powtarzają... Chcąc uzyskać jak najlepsze informacje, co i jak z tym bobasem robić sięgasz do książek, tych nieszczęsnych portali, by zewsząd być atakowaną informacją, że jak KARMIĆ TO TYLKO PIERSIĄ! Wszystkie matki karmiące przytakują, komentują, że jakże mogłoby być inaczej, a niektóre pokuszą się nawet o stwierdzenie, że te co nie karmią to idiotki. I tu zaczyna się "klu" całej sprawy...
Nie wiem, czy owe "matki karmiące", tak bardzo wychwalające ten stan rzeczy i jakże silnie obrażające matki, które karmią mm (mleko modyfikowane), zdają sobie sprawę z tego, jaką krzywdę wyrządzają tym kobietom. Wyobraźcie sobie sytuację, że w ciąży przechodzicie obojętnie, wobec aspektów opisanych powyżej i robicie wszystko, by wraz z dzieckiem być zdrowymi i szczęśliwymi; że rodzicie to dziecko w bólach porodowych, bądź operacyjnych, by dać mu życie i bezpieczeństwo na tym świecie; że pierwszą rzeczą jaką robicie to wzięcie GO na ręce, gdzie ono instynktownie szuka waszej piersi - i tak zaczyna się tą piersią karmienie, naturalna sprawa dla każdego pojawiającego się na świecie człowieka... Tak też często zaczynają się problemy, bo nie każda matka, zwłaszcza po cesarce ma pokarm. Spoko, wszystko da się nadrobić i każdą laktację da się rozkręcić. Inne matki, mają może mniejszy problem, bo dziecko nie chce ssać i żadne próby nic nie dają, więc trzeba odciągać. Spoko, co to za problem odciągać pokarm przez połowę swojego urlopu macierzyńskiego. Jeszcze inne matki szczęśliwie karmią, bo i pokarm jest i dziecko ssie, ale w szpitalu siedzą tydzień dłużej, bo maluch stracił na wadze, a w domu włosy z głowy rwie, bo po dwóch tygodniach waży tyle samo co w dniu wyjścia ze szpitala i położna już opiekę społeczną chce wzywać. Ale spoko, wszystko z czasem się unormuje. Albo może matka poważnie zachorowała, ma silne powikłania, ląduje w szpitalu, albo jest na silnych lekach, żeby w ogóle przeżyć i nie może karmić przez kilka dni, a nawet tygodni. Spoko, wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy, choć w zasadzie to powinna, chyba się poświęcić - cierpieć, może nawet umrzeć, bo przecież to MLEKO JEST NAJWAŻNIEJSZE. Otóż nie jest najważniejsze! Jest bardzo ważne i każda matka ma obowiązek robić wszystko, by karmić dziecko piersią jak najdłużej, ale w życiu zdarzają się sytuacje, na które nie mamy wpływu i naszym priorytetem, jako matki, jest zapewnienie sobie i dziecku bezpieczeństwa i zdrowia. A nie ma nic zdrowego w depresji poporodowej, bo nie mam mleka, albo nie mam już normalnych fizycznych sił, by pół dnia odciągać pokarm. Nie ma nic zdrowego w dziecku ciągle głodnym, lub nierozwijającym się prawidłowo. Nie ma nic zdrowego w karaniu matki za to, że raczyła zachorować i uniemożliwić karmienie. A już tym bardziej nie ma nic zdrowego w napiętnowaniu takich matek, które z losowych przyczyn nie miały tyle szczęścia, co Wy, "matki laktacyjne", by karmić swoje dziecko piersią w ogóle, albo tak długo jakby chciały. To jest, rzekłabym, absolutnie i całkowicie NIEZDROWE. Bo nawet sobie nie wyobrażacie, co takie matki czują, jak kształtuje się ich poczucie winy i własnej wartości. Kobieta po porodzie to tykająca bomba hormonalna, która bardzo często ma problem z poradzeniem sobie z własnymi emocjami. A wysłuchiwanie co krok, że ma karmić piersią i piersią i piersią, chociaż jest to już po prostu niemożliwe, wierzcie mi, doprowadza człowieka do białej gorączki i na pewno nie ma pozytywnego wpływu na jej opiekę nad dzieckiem, które jest tak samo szczęśliwe z cyckiem, jak z mm - bo dla niego, w przeciwieństwie do całego świata - najważniejsza jest MAMA.


# SZCZEPIONKOWY ZAWRÓT GŁOWY

Temat, który mnie osobiście spędza sen z powiek. Długo myślałam, co z tym fantem zrobić, czytałam, zasięgałam opinii niezależnych specjalistów i podjęliśmy decyzję, że szczepić będziemy. Żadnymi tam jednak skojarzonymi szczepionkami, a jedynie podstawowymi. Materiały STOP-NOP, które polecam wszystkim rodzicom, przeczytałam na wylot, łącznie z ulotkami i składami wszystkich szczepionek. Traf chciał, że rodzinnie mamy duży związek z epidemiologią i informacjami, które niekoniecznie są ogólnodostępne, bądź mało kto chce o nich głośno mówić. Wiadomo, że każdy pójdzie za bardziej konkretnymi argumentami, ale w tym temacie zaczyna się sytuacja podobna, jak przy nieszczęsnym cycku. NOPy (Niepożądane Odczyny Poszczepienne) są rzeczą straszną i niesamowicie współczuję rodzicom, którzy kiedykolwiek musieli się z nimi mierzyć. Zapewne, gdyby dopadło to i mnie nigdy więcej w pokoju szczepień bym się nie pojawiła. Nie mniej znam przypadki zarażenia się chorobami objętymi szczepieniami przez dzieci nieszczepione - pewnie jest ich mniej niż NOPów, ale są. Znam przypadki ciężkich alergii dzieci na antybiotyki lub zwykłe NLPZety, bo nigdy nie wiadomo w jaki sposób dziecko, czy nawet dorosły, zareaguje na chemię podawaną we wszystkich lekach. Znam przypadki ciężkich zatruć pokarmowych, a nawet śmierci, po spożyciu mięsa, bo jest w nim więcej chemii niż w szczepionkach (no dobra, więcej nie da rady). Znam funkcjonowanie przemysłu farmaceutycznego od kuchni i jestem mu bardzo przeciwna, ale nie jest to temat na tego posta - tematem jest sposób traktowania ludzi szczepiących przez ich przeciwników i odwrotnie, który jest niemal analogiczny do "mam laktacyjnych". Nie wiem, czy jest to domena Polaków, czy ludzkości w ogóle, by wciskać się w życie wszystkich wokół i oznajmiać wszem i wobec, że moje zdanie jest tym jedynym słusznym. Mam swoje argumenty na szczepienie pokryte moimi doświadczeniami, doświadczeniami ludzi, których znam i literaturą, którą przeczytałam. Uważam, że nieszczepienie dziecka niesie takie same zagrożenia co jego szczepienie i przesłanką do dokonania takiego wyboru jest tylko i wyłącznie dobro dziecka. Świadome wybranie szczepionki, zapoznanie się z jej składem i funkcją tego składnika w tejże szczepionce robi ze mnie rodzica podejmującego świadomą decyzję. Podobnie jak konsultacja z lekarzem, który dokładnie zna składy szczepionek i jest w stanie na poczekaniu udzielić mi rzetelnej odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. I takiego lekarza należy znaleźć - takiego, który bada dziecko przed szczepieniem pół godziny, a drugie pół opowiada o możliwych powikłaniach, których dostarcza każdy lek. Takiego, który wie, że jestem świadomym rodzicem i który weźmie na siebie odpowiedzialność. Owszem, takiego lekarza mam i mimo że bardzo trudno ich znaleźć, to istnieją. Jest to moja przemyślana i świadoma decyzja, którą podejmuję w takim samym stanie umysłu, jak rodzice nieszczepiący. I moje argumenty są tak samo silne, jak ich jednak nie wyzywam i nie szykanuję ich publicznie za ich decyzje. Szanuję ją, ponieważ mają do tego prawo. Nie szanuję jednak ich samych za zachowanie, którym zniechęcają do siebie innych, jak każdy fanatyk w każdej ideologii. O ile NOPy są mocnym argumentem, o tyle pisanie, że WZW typu B bardzo ciężko się zarazić i jest to możliwe tylko na sali operacyjnej jest już brakiem wiedzy elementarnej. Bo nie wiem, czy wiecie, że najwięcej zakażeń, tym jakże przyjemnym wirusem, generują gabinety stomatologiczne, z których wszyscy korzystamy na co dzień... I bez względu na Wasze doświadczenia, argumenty i wiedzę lub jej brak, każdy rodzic, podejmuje tą decyzję, jaka by ona nie była, by jego dziecko było ZDROWE. Ważne jednak by była to Wasza świadoma i mądra decyzja, a nie robienie czegoś, bo tak karzą, wypada, albo robią to inni. Bo tylko Wy sami jesteście odpowiedzialni za swoje dzieci, dlatego jak dla mnie obowiązkowe szczepienia to absurd i każdy powinien podejmować w tym temacie własne decyzje, bo jeśli jakiekolwiek powikłanie się pojawi zostanie z tym sami i nikt nie będzie miał ochoty Wam pomagać. Dlatego szczepcie jeśli chcecie, sami decydując czym lub nie szczepcie i tyle w temacie. Szanujmy siebie nawzajem i własne decyzje, bo to nasze życie i nasza odpowiedzialność.


# CO Z TĄ MIŁOŚCIĄ?

No właśnie, co to powyższe ma wspólnego z miłością? Ano, Drogi Czytelniku, bardzo wiele. Bo widzisz, jak się ostatnio dowiedziałam, ja swojego dziecka nie kocham wcale i jestem matką najwyrodniejszą z wyrodnych. Dlaczego? Odpowiedź jest powyżej... Nie karmię dziecka piersią, ponieważ życie chciało inaczej, mimo że ja chciałam wręcz odwrotnie. Żal mi niezmiernie, patrząc na matki, które to robią, a mnie dane było tylko te cztery marne miesiące. Ale szlag mnie jasny trafia i scyzoryk się w kieszeni otwiera, kiedy czytam, że mleko mm to syf totalny; że matki go stosujące to egoistyczne idiotki; że zostało stworzone dla domów dziecka i to prawie tak, jakby to dziecko matki nie miało. I co najważniejsze, że te wyrodne głupie matki, które nie miały tyle szczęścia, przeszły katorgi i nacierpiały się nie raz, które patrzą z zazdrością i łzą w oku, na te, które karmią - KOCHAJĄ SWOJE DZIECI MNIEJ! Doprawdy brak mi słów, by powiedzieć jakim trzeba być ignorantem i jak wielki musi być poziom imbecylizmu takiej matki, by powiedzieć coś takiego do innej matki. Kobiety, która nosiła, urodziła i odda za swe dziecko życie. Jak bardzo trzeba mieć nasrane w głowie, żeby pogrążać te kobiety, którym nie poszło tak dobrze jak im; które wbrew swoim przekonaniom muszą to nieszczęsne mm podawać! Powiem szczerze, że mam odruch wymiotny, kiedy słyszę temat karmienia piersią, choć jestem jego zwolenniczką - szukam informacji o rozszerzeniu diety i co widzę, do rozszerzenia trzeba karmić piersią; czytam artykuł o bezpieczeństwie dziecka i co widzę? nic nie daje takiego poczucia bezpieczeństwa jak karmienie piersią; szukam naturalnych metod do budowania odporności i co widzę? nic nie daje takiej odporności jak mleko matki; czytam o psychologii bobasów i co widzę? nic nie buduje takiej relacji z matką jak karmienie piersią! Wniosek jest jasny: moje dziecko do końca swych dni będzie niedożywione i schorowane, nigdy nie uda mi się zbudować z nim bliskiej relacji i dać odpowiedniego poczucia bezpieczeństwa... Może trochę zmartwię "matki laktacyjne" i w pierś się bijącą na widok matki z butelką i mm, ale moje dziecko ma niesamowicie bliską relację ze mną, którą budujemy w nieco innych sytuacjach niż przy cycku; poczucie bezpieczeństwa jakoby również zapewniam jej w nieco inny sposób; jest szczęśliwa, zdrowa i będzie tak samo jak Wasze dzieci jadła za niedługo pokarmy stałe. I wiecie co? Tak się mają niemal wszystkie dzieci karmione mm, bo większość matek nie robi tego z lenistwa, czy egoizmu, tylko wydarzyło się w ich życiu coś, co to karmienie im uniemożliwiło. A nawet jeśli była to ich świadoma decyzja, to MAJĄ DO TEGO PRAWO. I żadna inna matka, czy niematka nie ma prawa takich kobiet obrażać, a tym bardziej uważać za gorsze, czy mniej kochające. Bo tak się składa, że nie nam oceniać, czy jesteśmy dobrymi matkami, ale ocenią to nasze dzieci za lat kilkadziesiąt, kiedy to sposób karmienia w niemowlęctwie nie będzie mieć żadnego znaczenia. Być może Wasza córka, będąc dorosłą, nie będzie mogła, albo chciała karmić piersią. A może przy kolejnej ciąży wydarzy się coś, co nie pozwoli Wam karmić - powiecie, że to niemożliwe, że przezwyciężycie wszystko? Znam kobiety po podwójnej mastektomii, które zostały matkami... nie powiecie, że to nie możliwe, bo w życiu możliwe jest wszystko... Przypomnijcie sobie wtedy, drogie, pełne miłości "matki karmiące", co mówiłyście i pisałyście na temat tych wyrodnych niekochających matek z butelką w dłoni. Bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...



# MATKI MATKOM ZGOTOWAŁY TEN LOS...
Temat miłości dotyczy nie tylko sposobu karmienia, ale i opisanych powyżej szczepień - matki szczepiące nie kochają swoich dzieci i chcą je zabić; jak się okazuje nieszczepiące również... Dotyczy to chustonoszenia - matki nie noszące mniej kochają swoje dzieci, bo nie dbają o bliskość. Usłyszałam kiedyś nawet, że rodzice nie mający Szumisiów, są nieświadomymi i mniej kochającymi. Absurd goni absurd w tym dzisiejszym macierzyństwie, a matka matce wilkiem. Nie rozumiem i nigdy nie rozumiałam takiego podejścia, a jest to nagminne w każdej zamkniętej ideologii. Znam dobrze ideologię weganizmu i wegetarianizmu, ideologię macierzyństwa, chustonoszenia, nieszczepienia/szczepienia, ideologię laktacyjną i eko-matek i tak naprawdę każda z tych rzeczy jest fajna, ciekawa, piękna i mądra, ale w momencie, kiedy zaczyna wkraczać w nią fanatyzm, a inaczej pewnych zachowań nazwać się nie da, z pięknej ideologii stwarzamy pole walki, które niestety przysparza więcej przeciwników niż zwolenników. Bo przychodzi taki moment, kiedy tych mądrych zdań, argumentów, plusów atakujących minusy, jest już tak wiele i stają się tak puste, że mamy ochotę każdą osobę, wypowiadającą się na ten temat, zamordować. Jak można jakiemukolwiek rodzicowi powiedzieć, że mniej lub nieświadomie kocha swoje dziecko? Jak kobiecie, która przecież zna mechanizmy macierzyństwa na własnej skórze, coś takiego w ogóle może przejść przez gardło? Jak można nazwać człowieka, który robi inaczej niż my idiotą?! Czy na tym świecie naprawdę za niedługo zagości tylko jedna słuszna prawda? Prawda polityczna, prawda religijna, prawda rodzicielska? Będąc matką jest nieograniczona ilość tematów, którymi można podzielić się z inną mniej doświadczoną matką, by ułatwić jej życie i w pewnych kwestiach pomóc. Narzucanie swojego zdania i stylu wychowania jest najgorszą z możliwych rzeczy. Można jej przedstawić swoje plusy, pokazać, dlaczego się to sprawdza, ale nigdy nie narzucać swojego zdania z góry. Być może ten pomysł okaże się całkowicie nie trafiony, dla tego konkretnego dziecka. Bo dziecko to człowiek, każde jest inne, każdego co innego uspokaja i co innego cieszy. A może ta inna matka będzie miała leszy pomysł na rozwiązanie jakiegoś problemu. Nie można i nawet nie da się tego generalizować i tak samo jak można być wrednym człowiekiem, tak samo można być wredną matką - może nie dla swojego dziecka, może nawet nie dla najbliższego otoczenia, ale dla innych matek, które mają inny sposób i pomysł na zajęcie się swoim dzieckiem. Zostałam już obrażona wzdłuż i wszerz przez matki karmiące, że "odpuściłam" karmienie piersią; zwyzywano mnie na profilu stop-nopa, ponieważ nie jestem ortodoksyjnym przeciwnikiem szczepień; naznaczono mnie niemalże, gdy zdecydowałam się nie chrzcić swojego dziecka. Co chwilę muszę komuś z czegoś się tłumaczyć, bo wszyscy wokół wiedzą lepiej ode mnie jak to moje dziecko, no i ja oczywiście, powinniśmy żyć. Mam duży dystans do świata, powkurzam się czytając takie rzeczy, czasem nie wytrzymam i napiszę parę słów, ale za parę dni mi przejdzie - jednak jest masa, zwłaszcza młodych, przestraszonych nową sytuacją dziewczyn, które będą w to wierzyć! Że są złymi matkami, gorszymi ludźmi, idiotkami i w ogóle nie nadają się do niczego, a już najbardziej do wychowywania dziecka. A później media szaleją od wiadomości, że jakaś matka zabiła swoje dziecko, albo w wieku 1,5 roku podrzuciła do Okienka Nadziei - nie usprawiedliwiam takich zachowań absolutnie, ale weźcie pod uwagę, że są na tym świecie ludzie słabi psychicznie, a hormony poporodowe lubią płatać figla. Dlatego kończę ten otóż powstały z nagromadzenia oburzenia post, wezwaniem wszystkich ludzi świata do odpuszczenia... Odpuście tym biednym matkom, zajmijcie się swoimi dziećmi i swoimi sprawami, propagujcie to co uważacie za słuszne, ale szanujcie odmienne decyzje, czy dziwne koleje losu. Bo nie ma gradacji matczynej miłości i decyzji, które tą miłość pomniejszają i każda mama kocha swoje dziecko najbardziej na świecie...


"Dla dobra dziecka matka zejdzie nawet do piekieł...
by ono zaznało odrobinę nieba na Ziemi."


mm - mleko modyfikowane



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP