czerwca 09, 2015

Wspomnień czar z polskiej niemałej PODRÓŻY


Pogoda i aura za oknem zachęca do dalekich, bliskich, a w zasadzie jakichkolwiek podróży. Nic tylko pakować plecak, walizkę, torbę na weekend i jechać... gdziekolwiek. Zrobiłabym tak na pewno w każdych innych okolicznościach, dwadzieścia kilogramów mniej i parę miesięcy wcześniej, Teraz nie pozostaje mi nic innego jak ruszyć w podróż sentymentalną do czasów, kiedy było to normą. Może nie macie jeszcze pomysłu na wakacje i jakoś Was zainspiruję... A tutaj będzie czym, bo niby podróż po naszej pięknej Polsce, ale bardzo spontaniczna i na luzie. Dwa lata temu spakowaliśmy się, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy na wschód - cała reszta wychodziła po drodze. Życzę miłej podróży :D



#OD CZEGO ZACZĄĆ?

Zalet podróżowania po Polsce jest bardzo wiele - pomijając aspekt, że nasz kraj jest po prostu piękny to sam fakt, że jest to nasz kraj, ze znajomą kulturą, językiem, walutą i przede wszystkim pewnością, zdecydowanie ułatwia sprawę. Choć czasem wcale tak łatwo nie jest:

PLAN DZIAŁANIA - spontan jest świetną sprawą, jednak dobrze jest się chociaż minimalnie do wypadu przygotować; w naszym przypadku był ogólny zarys i świadomość, że mamy na to dwa tygodnie. Założyliśmy, że będzie to podróż raczej kulturalna, co pozwoliło nam na pozostawienie w domu sprzętu i ciuchów sportowych, a zapakowaliśmy jedynie ekwipunek typowego turysty. Oczywiście kwestią niezbędną jest PRZEWODNIK - bez niego ani rusz! Gdziekolwiek jadę muszę go mieć, albo zakupić przy najbliższej nadarzającej się okazji. Wstępny plan działania był: jedziemy na Warmię i Mazury przez Lubelszczyznę i Podlasie, później może Żuławy, Kaszuby i Pomorze.

SPANIE I JEDZENIE - nigdy nie byłam zwolennikiem zabierania ze sobą zapasów jedzenia zajmującego 1/3 bagażnika i zawsze unikałam takich podróży jak ognia. Podróżując po Polsce jest to w zasadzie całkowicie zbędne, bo pieniędzy w obcej walucie nam nie braknie, ceny w zasadzie w większości takie same, a i produkty wszędzie niemal identyczne, dlatego ten aspekt praktycznie odpada. W moim przypadku i diety wege zawsze biorę na wszelki wypadek trochę produktów, które mogę spożyć w razie gdybym nic w lokalnych knajpach nie znalazła, a i tak się zdarzało! Najczęściej są to jakieś pasztety sojowe, dla niezdrowotności nuddle, tudzież zupki ala chińskie, mleko sojowe i dla zdrowotności jakieś energetyczne batoniki musli. I w zasadzie tyle...
Wyjeżdżając z Katowic zakładaliśmy jeden nocleg w Lublinie, i kolejne, bodajże 6 na Mazurach, dlatego te noclegi pozwoliliśmy sobie zarezerwować wcześniej i obyło się bez problemu, kolejne natomiast rezerwowaliśmy na bieżąco i okazało się to wielkim wyzwaniem, czego absolutnie się nie spodziewałam. Pensjonaty i kwatery bardziej prywatne zainteresowane są noclegami powyżej 7 dni, a hotele w sezonie niemal wszystkie zajęte, albo z kolosalnymi cenami. Byliśmy przygotowani na spanie w samochodzie i zaopatrzeni w śpiwory i poduszki, ale zdecydowanie wygodniej byłoby jednak skorzystać z łazienki etc. Na szczęście się udało :)
Niestety nie pamiętam wszystkich miejsc, gdzie mieliśmy przyjemność nocować, ale z pewnością mogę polecić dwa:
- Gościniec LECH - w cudownej mazurskiej dziurze Kosewie nad pięknymi czystymi jeziorami; pan Lech z małżonką bardzo przejęli się moim nie jedzeniem mięsa i stawali na rzęsach, żeby zawsze coś dobrego mi przygotować, nawet jak nie było tego w karcie :) i mieli kosmicznego szczeniaka, który biegał po podwórku ze szczotka klozetową...
- Skrawek Nieba w Łebie -  piękny pensjonacik, urządzony faktycznie niczym skrawek nieba z biało-niebieskim wyposażeniem i najlepszymi śniadaniami, jakie kiedykolwiek jadłam, podawanymi bezpośrednio do łóżka ;) zdecydowanie polecam...
Te dwa miejsca polecam szczególnie - no chyba, że jesteście zwolennikami luksusów i obsługi hotelowej, to nie jest to standard dla Was - dla mnie zawsze ważniejsze są miejsca, które zobaczę i odwiedzę niż miejsce noclegu. Ma być czysto, schludnie i z wygodnym łóżkiem - a tak właśnie było.

TRANSPORT - znam zwolenników podróży środkami komunikacji publicznej, tudzież autostopem i podziwiam ich z całego serca za determinację i odwagę. Ja niestety takowej nigdy nie posiadłam, a i dochodzi do tego kwestia praktyczności i nie ukrywajmy - wygody. Własnym samochodem dojedziemy wszędzie, o każdej porze dnia i nocy, co oznacza, że zobaczymy znacznie więcej i szybciej dotrzemy do celu. Jeżdżąc w dwójkę nie jest to najtańsza opcja, ale bardzo cenię sobie tą niezależność i spokój, kiedy od nikogo nie jest się zależnym i z nikim nie trzeba się liczyć. Były lata, kiedy jeździło się grupowo i wakacje ze znajomymi są nieocenioną radochą, ale były też takie, kiedy potrzebowaliśmy najzwyklejszego w świecie spokoju i wtedy jeździło się samemu. Nie da się powiedzieć, która forma jest lepsza - są po prostu inne i proporcje między nimi powinny być wyważone ;)
Co do samego środka transportu, czyli samochodu, to wiadomo, że można jechać każdym, choć zdecydowanie polecam, żeby był to samochód sprawdzony! Jeśli wymaga napraw, zróbmy to przed wyjazdem, bo nie ma nic gorszego niż spędzenie wakacji na poboczu drogi, albo w warsztacie samochodowym :/ jeśli mogę zrobić małą reklamę pewnej marki samochodu to z wielką chęcią to zrobię. Ze względu na charakter pracy przez nasze ręce przewinęło się całkiem sporo samochodów służbowych, co dawało możliwość oceny wielu dostępnych na rynku marek. Były lepsze i gorsze, antyreklamy może robić nie będę, choć mam wiele zarzutów do praktyczności i niezawodności francuskich marek, ale był jeden wyjątkowy, ochrzczony PRÓBKOWOZEM, o którym pokrótce pisałam już kiedyś. Gdybym miała polecić komuś samochód niezawodny, praktyczny i świetnie się prowadzący to byłby to Wolksvagen Golf Combi 5 - z kilkudziesięciu innych, z którymi mam porównanie ten był naprawdę rewelacyjny. Z wielkim żalem się z nim rozstawaliśmy i mamy do niego wielki sentyment, dlatego też polecam go każdemu, kto zechce liczyć się z moja opinią ;)


Czas zacząć zdjęciową objazdówkę... Więcej w obrazach niż słowach, choć postaram się Was zarazić miłością do naszego kraju, mając nadzieję na nie popełnienie jakiś baboli, bo trochę czasu już minęło. A podobno w ciąży mózg się zmniejsza, więc za błędy z góry przepraszam...

..............................................................................

#LUBLIN


Bywałam w Lublinie parę razy służbowo i zawsze w wielką chęcią wracam do tego miasta, ponieważ ma w sobie wiele wyjątkowości. Jak wszystkie stare i historyczne miasta w Polsce, dlatego Lublina na tej liście nie może zabraknąć. Cała Lubelszczyzna ma w sobie coś, czego brakuje w innych regionach - bezkresne pola, sady owocowe, spokój i najgorszą drogę świata! Z Katowic do Lublina jest niemal 400 km, a zdarzyło mi się pokonywać tą trasę w 7-8 godzin! To jest katastrofa! Zwłaszcza, kiedy jest się przyzwyczajonym do prężnej i wysoce rozbudowanej infrastruktury Śląska... Ale kiedy już dotrzemy miasto rekompensuje wiele. W zasadzie nie ma większych problemów z zaparkowaniem w centrum miasta - notabene bezpłatnie. Mnóstwo klimatycznych knajpek i jak to w Lublinie, dużo kultury żydowskiej, również kulinarnej, co daje możliwość styczności z czymś co nie jest w innych regionach dość powszechne...









..............................................................................

#BIAŁYSTOK


Podlasie jest regionem, który uwielbiam - nie wiem dlaczego, czasem takie miejsca po prostu są. Niestety udało nam się zawitać tylko do Białegostoku, ale zdecydowanie polecam regiony Białowieży, Białowieski Park Narodowy i regiony, w których życie toczy się zupełnie inaczej i zdecydowanie wolniej... No i akcent :D kocham białostocki, śpiewny i od zaraz poprawiający humor akcent :) i absolutnie się z niego nie naśmiewam! kiedyś na jakimś wyjeździe spotkaliśmy parę z Białegostoku - oni mieli radochę z naszego śląskiego, tudzież gwary, a my z ich "zaciągania". Były czasy, kiedy sprawy folkloru i gwary strasznie mnie wkurzały, ale widać dorastam, bo zdecydowanie doceniam tą różnorodność kulturową i jakże barwne aspekty naszego kraju.
Białystok jest przemiłym i klimatycznym miastem z najpiękniejszym Uniwersytetem Medycznym w Polsce mieszczącym się w Pałacu Branickich. Aż chciałoby się tam studiować - ograniczyliśmy spotkanie z tym miastem właśnie do UM, gdzie odwiedziliśmy Muzeum Farmacji i Medycyny, w którym znaleźliśmy kosmiczne eksponaty i trafiliśmy na koncert operowy w jednej z uniwersyteckich auli; ogrodów uniwersyteckich i Starego Miasta. Zdecydowanie warto spędzić tam więcej czasu, ale musieliśmy w tym dniu dojechać na Mazury...



..............................................................................

#WARMIA I MAZURY


Czy jest tu ktoś, kto nie kocha tego regionu? Regionu wielkich jezior, nieziemskich widoków i kwintesencji aktywnego wypoczynku... Ja kocham, wielbię i ubóstwiam! Mimo że wychowałam się w zasadzie na morzu i z bliskością gór, które darzę miłością pierwotna, Mazury kocham niczym drugie dziecko :) Spędziliśmy tutaj około tygodnia - do końca nie pamiętam - a ilość miejsc, które udało nam się odwiedzić mnie samą zadziwiła. Odwiedziliśmy w ciągu tygodnia Kosewo, Mikołajski, Giżycko, Wilkasy, Wilczy Szaniec, Mamerki, Świętą Lipkę, Reszel, Lidzbark Warmiński i Olsztyn. Chyba tyle...

#KOSEWO

Nasza baza wypadowa i rzeczony już wcześniej Gościniec LECH położony bezpośrednio nad Jeziorem Probarskich o pierwszej klasie czystości. Dziura, jakich mało, chyba nawet sklepu tam nie ma, ale dla takich dziur jeździ się na Mazury. Piękne jezioro dostarczyło nam kąpieli i opalenizny, pobliskie pagórki i lasy wycieczek rowerowych, a idealne położenie niezliczonych wypadów samochodowych do różnorakich serc Krainy Wielkich Jezior.
Na wypoczynek nad jeziorem zdecydowanie polecam oddaloną o dwa kroki od naszego noclegu Ostoje Stara Baśń, gdzie mają duże i solidne molo i przyzwoity sprzęt do wypożeczenia.











#MIKOŁAJKI

Zan chyba każdy - typowo turystyczna miejscowość, do której można wpaść na moment, ale jak dla mnie zdecydowanie zbyt tłoczna na wypoczynek. Podobnie jak Giżycko, w którym trafiliśmy na mega imprezę i niezwykle tłoczny festiwal, z którego uciekaliśmy gdzie pieprz rośnie!






#WILCZY SZANIEC i MAMERKI

Powojenne bunkry, w których dokonano nieudanego zamachu na Hitlera i w których on sam przeżył niemal całą wojnę. Wilczy Szaniec podczas ucieczki nazistów został niemal cały wysadzony w powietrze, co pozostawiło tam jedynie ruiny bunkrów, natomiast niedaleko mieszczące się Mamerki pokazują w całej krasie jak owe bunkry się prezentowały. Ważny element naszej historii, który zdecydowanie warto zobaczyć. Zaczęliśmy zwiedzanie z przewodnikiem - sympatycznym starszym panem, który miał chyba ze sto lat i mimo że nazywał Hitlera małym chujkiem, sam był chyba zwolennikiem ustroju dyktatorskiego, ponieważ nie dało się od niego uwolnić! Czas zwiedzania z owym Panem zakładał plan conajmniej pięciogodzinny, jednak udało nam się uciec i poczuć na własną rękę dziwność tego miejsca.






#ZAMKI I KOŚCIOŁY: Święta Lipka, Reszel, Lidzbark Warmiński, Olsztyn

Warmia i Mazury to kraina wielkich jezior, ale i niesamowitych zamków i kościołów. Tych pierwszych jest tutaj tak ogromna ilość, że nie sposób zobaczyć wszystkich, ale wystarczy kilka, by poczuć klimat średniowiecznych zakonów i Krzyżaków

ŚWIĘTA LIPKA






RESZEL




LIDZBARK WARMIŃSKI






OLSZTYN



..............................................................................

#ZALEW WIŚLANY i POMORZE


Oto jest - moja miłość pierwotna... Nie wiem, czy to kwestia mojego pochodzenia i wychowania - córka marynarza, w pieluchach ciągnięta po portach, morzach i statkach, czy po prostu kocham wodę, a w szczególności słoną. Nie wnikając w genezę morze uwielbiam, w szczególności nasze polskie. Wyjątkowym sentymentem darzę Trójmiasto, które już znam na wylot i Szczecin - który bezpośrednio nad morzem nie leży, ale będąc miejscem, gdzie studiował tata marynarz równie często tam bywałam. Okolice Żuław Wiślanych i Zatoki Puckiej, jak i wcześniejszych Mazur wyjątkowo kojarzą mi się z dzieciństwem, dzięki książkom Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku, którymi zaczytywałam kilkanaście lat temu.
W rejonach tych zagościliśmy również około tygodnia śpiąc czas jakiś w Krynicy Morskiej i czas jakiś w Łebie. Odwiedziliśmy te dwa powyższe miasta, w których zaznaliśmy odrobinę słońca siarczystego, jak i bałtyckiej bryzy, która niemal pozbawiła nas plażowego namiotu i kilku innych rzeczy, ale również Malbork, w którym lało tak strasznie, że weszliśmy do zamku i wyszli, Gdańsk, gdzie z powodu lekkiej "niepogody" zawitaliśmy do kina i Frombork, w którym czuć jeszcze ducha Gierka. Do tego ostatniego, który w zasadzie był pierwszym na liście, podróżowałam z grypą, więc poza zdjęciami niewiele pamiętam...


#ZALEW WIŚLANY

Tutaj pomału kończą się zabytki zbudowane przez człowieka, a zaczynają, niesamowite momentami, zjawiska przyrody. Zalew Wiślany przywitał nas Fromborkiem, w którym zdecydowanie warto zobaczyć Zespół Wzgórza Katedralnego i udać się nieopodal na wybrzeże Zalewu, gdzie w oddali widać Mierzeję Wiślaną. Tam tez udaliśmy się w dalszej kolejności na kilka noclegów w Krynicy Morskiej - geograficznie piękny rejon, zdecydowanie zbyt zatłoczony turystycznie, ale na kilkudniowy odpoczynek bardzo przyjemny. Niestety pogoda nas opuściła, więc z morskiej sielanki nie skorzystaliśmy, a udało nam się zobaczyć dziwne geologicznie twory w Mechowie oraz obóz koncentracyjny Stutthof. Pozostaliśmy więc co nieco w temacie naszej historii, niestety niezbyt dobrej, ale jak tylko pojawiają się na mej drodze podobne pomniki ludzkości, zawsze staram się do nich zajrzeć. Jeśli będziecie, polecam - sam obóz nie za duży, ale wystawy, jak to w takich miejscach, bardzo przejmujące i świetnie przygotowane...

FROMBORK




KRYNICA MORSKA



MECHOWO



#POMORZE

Będąc na Pomorzu przyszło nam nocować przez kilka dni w Łebie - niestety, ponieważ to jedyne miejsce, gdzie udało nam się znaleźć nocleg; niestety, ponieważ zdecydowanie bardziej wolę miejsca mniej zatłoczone i mniej "turystyczne", a Łeba to chyba kwintesencja tego, czego w turystycznych miejscach nie lubię, a ludzi więcej niż na Krupówkach. Ale jak już tam byliśmy, nie pozostało nam nic innego jak parę miejsc odwiedzić. Jednym z nich była oczywiście sama Łeba, w której w zasadzie jedyną turystyczną atrakcją jest morze i plaża - jak w sezonie to wygląda, wszyscy wiedzą :) Niemniej jadłam tam najlepsze naleśniki z owocami w życiu - nie wiem, czy byłam tak bardzo głodna, czy faktycznie były takie dobre, ale bardzo dobrze je wspominam. No i oczywiście ruchome wydmy w Słowińskim Parku Narodowym, które podziwiam za każdym razem, gdy tam jestem - ewidentnie cud natury, a światło i nastrój do zdjęć są po prostu genialne - co za moment zobaczycie...  Droga do wydm jest dosyć długa i mało ciekawa, dlatego zdecydowanie polecam wypożyczenie rowerów, którymi dużo przyjemniej pokonać tą trasę, a kosztują grosze. Po drodze znajduje się ciekawe muzeum militarne, do którego, nie wiem jak, weszliśmy niezauważeni za darmo, mimo że darmowe nie było. Nie było to zamierzone, więc mam nadzieję, ze zostało tam to wybaczone. 
W dzień niepogody postanowiliśmy odwiedzić Malbork, ale co było dalej już wiecie...

PARK SŁOWIŃSKI








ŁEBA







MALBORK



..............................................................................

#POWRÓT z odpoczynkiem w BISKUPINIE


I tak oto nasza podróż dobiega końca. Chcąc wykorzystać każdą chwilę i każdy kilometr bezproduktywna podróż powrotna nie wchodziła w grę, dlatego też obraliśmy trasę przez Wielkopolskę chcąc zobaczyć jeszcze Gniezno i Biskupin. To pierwsze niestety nas zbytnio nie zachwyciło, natomiast to drugie owszem, głównie pod względem "zaawansowania", którą Słowianie posiadali w Biskupinie w czasie, kiedy budowano piramidy i świątynie greckie. Niemniej, tam zaczęła się nasza historia, a ja, wstyd się przyznać, rasowa humanistka, nigdy tam nie byłam. Miejsce zdecydowanie warte obejrzenia i dbające o turystę - poza wystawami i ekspozycjami można było tam spotkać "prawdziwych" pradawnych Słowian wykonujących ówczesne prace pozwalające im przetrwać. Jakby nie było to kolebka naszej słowiańskiej cywilizacji, dlatego zdecydowanie zachęcam do odwiedzenia.





..............................................................................

#HOME SWEET HOME

To zdecydowanie najdłuższy, jak dotąd post i fotorelacja, ale i podróż była nie mała. Przejechaliśmy ponad 3000 km, odwiedzając bagatela 20 polskich miast i miasteczek, a był to zaledwie wycinek naszego pięknego kraju. Gdyby tylko czas nam na to pozwalał mogłabym tak jeździć jeszcze przez najbliższy miesiąc i być może wtedy zjechalibyśmy Polskę wzdłuż i wszerz, choć szczerze w to wątpię. Niektórzy przez dwa tygodnie objeżdżają kilka kontynentów, ale co tak naprawdę można w takim czasie zobaczyć? Mówi się, że wakacje w Polsce są drogie - może i tak, ale gdybyśmy chcieli tyle czasu spędzić w innym kraju i odwiedzić tak wiele miejsc szczerze wątpię, abyśmy się zmieścili w 4000 zł, a tyle mniej nas ta podróż kosztowała. 
Zdecydowanie polecam zwiedzanie Polski, ponieważ mamy miejsca, których nie znajdziemy nigdzie indziej; polecam zwiedzanie na własną rękę, ponieważ daje to wolność i możliwości, których nie mamy przy zorganizowanych wyjazdach; i wreszcie polecam, zachęcam, a nawet nakłaniam do podróżowania w ogóle, bo nic tak nie rozwija i dokształca jak właśnie podróże, ludzie, których poznajemy, kulturę, którą spotykamy... i nie trzeba jechać na koniec świata, ponieważ tez świat jest wszędzie. Również koło nas, w miejscach, których mimo że znamy ze słyszenia, nigdy nie odwiedzaliśmy. A naprawdę warto...

Ps. Nie wiem, czy komuś udało się dotrwać do końca, ale jeśli tak to niezmiernie mi miło, ponieważ, wbrew wcześniejszym założeniom, stworzenie tego wpisu zajęło mi w cholerę czasu... ;)




3 komentarze:

  1. Brawo za promocję Polski! Piękna historia i piękne zdjęcia... Tym bardziej miło się czytało, bo w tym roku też spędzę urlop w Polsce i parę miejsc z Waszego wypadu odwiedzę :-)
    PS Czy tylko ja uważam, że te koniki (na jednym ze zdjęć jest taki konik) są okropne???

    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniki były straszne, a gibające się na nich dzieci wyglądały, mówiąc z poprawnością polityczną, średnio dobrze :/ stąd zdjęcie, bo zjawisko mnie zaintrygowało ;) miłego wypoczynku Ci życzę i obyś pogodę miała taka jak my wtedy, bo w słonku jakoś tak przyjemniej się wypoczywa :D

      Usuń
  2. Chyba miałyśmy podobne skojarzenia co do koników, ja z kolei widziałam je rok temu w Ustce i gdzieś w tym roku, ale nie pamiętam gdzie, gdzieś u nas na Śląsku/
    Co do pogody, oby Twoje życzenia się spełniły, już odliczam dni :-)

    OdpowiedzUsuń

TOP