czerwca 08, 2015

Migrena vs. Męska Grypa
Co gorsze i jak to razem przeżyć???



Za nami piękny, czerwcowy, dłuuuugiii weekend... Powodów i możliwości do spędzenia go w cudowny sposób nieskończenie wiele. Planów może odrobinę mniej, ale całkiem sporo: nadrobienie remontu, chillout na hamaku, relaks nad wodą, naleśniki w Ustroniu, piknik w parku, spacer w lesie... jak to jednak ostatnio u nas bywa, życie zweryfikowało nasze plany i utknęło nas na parę porządnych dni w łóżku! Kto cierpiał bardziej? Ciężko stwierdzić, jednak w takim pakiecie przetrwanie jest naprawdę poważną sprawą...



# MIGRENA

Zaczęło się w poniedziałek, solidnie po północy, a nawet w okolicy 2:00, kiedy to kończyliśmy, z braku wcześniejszego czasu, drukowanie menu. Sygnał alarmowy "aury", czy jak to tam nazwiemy zakomunikował mi, że jeśli natychmiast nie wezmę tabletki i nie pójdę spać będę miała przesrane. Oczywiście aura miała na myśli tabletkę migrenową, której aktualnie brać nie mogę, jednak pospiesznie wzięłam choć dozwolony w ciążowym stanie paracetamol i wskoczyłam czym prędzej do łóżka. Nie było dla mnie wielkim zdziwieniem, gdy rano obudziłam się z bólem głowy, ale jak zawsze w takich sytuacjach postanowiłam walczyć i się nie poddawać. O sposobach walki z migreną pisałam jakiś czas temu w jednym z ciążowych postów, więc nie chciałabym się tutaj powtarzać, a nic nowego niestety od tamtej pory nie wymyśliłam. Mogę jedynie powiedzieć, że wszystkie te metody okazały się absolutnie i całkowicie do dupy! Przyznam szczerze, że nie pamiętam bym dotychczas miała przyjemność przebywać z tą podłą dolegliwością tak długo i w takim nasileniu, a nie opuszczała mnie przez bite cztery, a nawet odrobinę piątego dnia. Wyobrażacie sobie przez cztery dni mieć ból głowy, który przypominałby nadchodzącą lada moment eksplozję mózgu?! Zapewniam, że jeśli nie doświadczyliście tego na własnej GŁOWIE to nie jesteście w stanie sobie tego wyobrazić, a ja osobiście skazałabym na to złoczyńców tego świata. 
Trzeciego dnia mojej agonii powiedziałam Adamowi, że jak mi nie przejdzie następnego dnia rano ma mnie poddać eutanazji, ewentualnie wprowadzić w śpiączkę farmakologiczną i uratować nasze dziecko. Niestety nie spełnił tego żądania i kolejny dzień spędziłam w łóżku z obłożoną, z wszelakiej strony głową, lodem, słuchawkami z relaksacyjną muzyką w tle, poduszką na głowie i marzeniem by choć na moment zasnąć...
Dzięki kalendarzowi, wiem ile to trwało, ale straciłam poczucie czasu już drugiego dnia, kiedy dzień zlał się z nocą, a ja tkwiłam miedzy tym co muszę zrobić, a tym na co mam siłę, czyli na nic. Miewam migreny od dawna, zwłaszcza w I trymestrze wyjątkowo często, ale to była chyba kumulacja wszystkich dotychczasowych razem wziętych. Piątego dnia ból ustał, pozostawiając kolejną aurę, którą zwykłam nazywać stanem niedojebania - po części pewnego stanu narkotycznego, po zażytych lekach, a po części totalnym zmęczeniem organizmu po kilkudniowej walce z bólem. 
Zawsze w takich sytuacjach solidaryzuje się z ludźmi chorymi na przewlekłe choroby, którym towarzyszy ból - w takich stanach najczęściej popełniane są samobójstwa, pacjenci często zapadają na choroby psychiczne i zaburzony jest cały system wartości, ponieważ jedyną myślą kotłującą się w głowie jest pytanie, kiedy przestanie boleć? Kiedy, do jasnej cholery choć na moment ten pieprzony ból ustanie?! Wiem, że w tej perspektywie moje migreny to pikuś, ale potrafię zrozumieć, kiedy ludzie modlą się o śmierć, byleby tylko przestało boleć. Moja migrena trwała prawie pięć dni, pięć dni nieustającego bólu, który nie wiedziałam kiedy się skończy, ale kiedy ludzie żyją w takim stanie tygodniami, miesiącami a nawet latami, nakazywanie im walczyć dalej jest najzwyklejszym i podłym okrucieństwem. Jestem wielkim zwolennikiem eutanazji, ponieważ każdy powinien mieć możliwość decydowania o swoim życiu i o swoim cierpieniu i każdy sam najlepiej wie, kiedy dotarł do granicy swojej wytrzymałości. Jeśli ktoś widzi tutaj świętość życia i grzech śmiertelny niech choć raz zazna stanu, w którym będzie błagał o koniec bólu, o sen, choć na godzinę lub dwie, o koniec, którego nie widać i nie wiadomo kiedy nadejdzie...
Poważny temat się narodził z tej mojej migreny, ale odczucia myślę, jak najbardziej uzasadnione i pozostawię je może bez szerszego komentarza.
Jakby tego było mało obok mnie i nawet trochę bardziej, swoje żniwa zbierała Męska Grypa!

# MĘSKA GRYPA 

Oczywiście powszechnie wiadomo, że jest to najstraszniejsza i najgroźniejsza choroba świata. Wie o tym każdy facet, a nawet bardziej, każda kobieta cierpiącego na tę zarazę faceta. A tak na poważnie, Adam nie choruje praktycznie nigdy - nie pamiętam, kiedy "pogrypował" i to z godnością dłużej niż jeden dzień. Zawsze jest na chodzie, zawsze gotowy do działania, zawsze można na niego liczyć - no może poza momentami, gdy zasypia na kanapie, zamiast iść do łóżka, co doprowadza mnie do białej gorączki! Nie mniej, w sytuacji mojej aktualnej, kiedy upał doskwiera, puchnę coraz bardziej, a i kręgosłup daje się porządnie we znaki, kiedy z kanapy zczołguję się 15 minut, a na drugi bok przekręcam 10, świadomość, że wspomoże mnie w "nadmiernych" aktywnościach fizycznych jest nieoceniona. Tym bardziej pomoc taka jest wręcz niezbędna, kiedy nie tylko ciało ze mną nie współpracuje, ale również migrenowa głowa...
Kiedy w poniedziałek, przy rzeczonym menu, Adam zasnął nad drukarką po całym dniu pracy, a później remontowej walce z łazienką, wiedziałam, że jest solidnie przemęczony. Rano nie wyglądał kwitnąco, ale zaaplikował sobie niezastąpiony Febrisan i ruszył do pracy z przeświadczeniem, że przecież on nie choruje. Walczył dzielnie cały dzień, ale niestety było coraz gorzej... i tak okazało się, że oto jest! Męska Grypa! Dopadła NAS w najmniej oczekiwanym momencie - choć jaki moment na tą zarazę jest odpowiedni, A swoje apogeum miała wczoraj. Cztery dni wpadania w coraz większe grypowe bagno. Ciężko mi tak wyraziście, jak w przypadku migreny, przedstawić jak małżonek mój się czuł, ale mogę zapewnić, że czuł się źle. Próbował jeszcze walczyć i naginać rzeczywistość parając się jakiś remontowych prac, tudzież innych aktywnych kwestii, ale niestety przegrywał z kretesem i katarem na każdej linii frontu. Dzień wczorajszy, a tego przyznam przez 12 lat jeszcze nie doświadczyłam, przespał cały! Trochę w łóżku, trochę na ogródku, trochę na kanapie, ale spał absolutnie cały dzień!
Niestety nie spał sam, ponieważ w momencie, kiedy minęła moja migrenowa gehenna zostałam zarażona ową Męską Grypą, która rozłożyła mnie już totalnie na łopatki. Radość po wygranej walce z bólem głowy wlazła do mojego nosa zatykając go całkowicie, co w połączeniu z ciążowymi dolegliwościami odebrały mi całkowicie wolę walki i jakąkolwiek nadzieję na normalne funkcjonowanie. Mój mózg po tygodniu kumulacji wszelakich dolegliwości z najwyżej półki doszedł chyba do wniosku, że tak już będzie zawsze i oto dnia, notabene, 1 czerwca, zakończył się mój dotychczasowy żywot i czas zacząć nowy rozdział walki z własnymi słabościami. Mam nadzieję, że się myli... Adam ożył cudownie, a ja nawet wyszłam dzisiaj z domu - co prawda z chusteczką na stałe przy nosie i czasem nawet udaje mi się oddychać, ale myślę, że jest jakaś nadzieja. W końcu jutro poniedziałek :D

# JAK TO PRZEŻYĆ

Przyznam szczerze, że pierwszy raz zdarzyła się sytuacja, że totalnie rozłożyło nas w dwójkę w tym samym czasie. Życia wyłączyć się nie dało i pewne rzeczy nie mogły zostać odłożone na "zaś", ale każda taka sytuacja sprawiała, że jedyną rzeczą o jakiej marzyliśmy to możliwość położenia się do łóżka.
Nie ma na to absolutnie żadnej rady - kiedy żyje się w dwójkę, w ciąży, z migreną, Męską Grypą, pracą, biznesem i psem trzeba po prostu, kiedy trzeba, zmobilizować w sobie wszystkie siły, by załatwić to co trzeba i wracać do łóżka z marzeniem, że jutro będzie lepiej. A jeśli rano okazuje się, ze wcale nie, a nawet jest jeszcze gorzej nie pozostaje nic innego, jak powtórzyć schemat z wczoraj i jakoś żyć, bo w końcu LIFE IS BRUTAL...
Jestem wyjątkowo wkurzona na całą tą sytuację i złośliwość rzeczy martwych! Pierwszy od niepamiętnych czasów długi weekend z piękna pogodą - miało być miło i przyjemnie; miał być prawie skończony remont; miała być promocja BOTAKa... a co było? Wielka migrenowo-grypowa dupa, która wycięła nam tydzień z życia.
A co gorsze - Migrena, czy Męska Grypa? Przeżyłam i jedno i drugie i to jeszcze w ciąży, nie mogąc przyjmować żadnych leków. Widziałam jak wyglądał grypowy małżonek i myślę, że ciężko wprowadzać tu jakąkolwiek gradację, Każda dolegliwość ciała i umysłu jest straszna i każdy odczuwa ją na swój sposób i inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, że mężczyźni odczuwają bardziej... ;)
Ale za to przecież kochamy ich najbardziej - w zdrowiu, czy chorobie, naszej czy jego... Kocham Cię małżonku i dziękuję, że przetrwałeś, niezostawiwszy mnie z tym szaleństwem :-*



1 komentarz:

  1. Od czytania o tej migrenie aż mnie zaczęła głowa boleć... Ale doskonale rozumiem, już to wcześniej pisałam. Kto nigdy nie miał migreny, nie zrozumie, kto miał, wie jak to jest. A ja też tak weekendowo i grypowo, też katar, gardło bolące, tyle że w wersji lżejszej niż Twój małżonek. Zdrowia zatem życzę i Wam,i sobie. Dziś trochę chłodniej, więc można złapać oddech, choć spać mi się chce potwornie...

    OdpowiedzUsuń

TOP