maja 01, 2015

Majówkowe tam i z powrotem, czyli świat odbity w okularach


Kolejny dzień tułaczki i "bezdomności" za nami... Kolejny tydzień skupienia na rzeczach "ważnych" dobiega końca... Kolejny miesiąc oczekiwania, przygotowań i niepewności się zaczyna...
Maj - miesiąc konwalii, słońca, mieszanki wiosny i lata, a i sentymentalnych podróży wstecz.

Zawsze gdy zaczyna robić się ciepło i czuć w powietrzu ten cudowny zapach, mówiący, że wszystko jest możliwe pojawiają się wspomnienia z czasów jakiś wcześniejszych. Myśli takie męczą mnie ze zdwojona siłą odkąd dotarła do świadomości informacja, że teraz już wszystko będzie inne. Zawsze jest inne, ale teraz wydaje się to być jakieś takie poważne... A gdzie i kiedy minęły czasy wagarów do parku w liceum (nie do galerii handlowych, których wtedy nie było); długich letnich wieczorów w przepełnionym po brzegi "Waltrze", do którego chadzało się co weekend; przerw w zajęciach na studiach i przesiadywaniu na pomniku; koncertów na świeżym powietrzu i pogo w glanach pod sceną; niekończących się imprez w rytmie R&B...
Niby nadal to wszystko jest, niby można z tego korzystać, ale urok został gdzieś z tą naszą młodością. Nie tak dawno to jeszcze wszystko było - mimo że siły już nie te co kiedyś, choć głowa może trochę mocniejsza - a teraz pojawia się pytanie, czy to jeszcze wszystko wróci? Czy to, że teraz siedzę i rosnę, projektuję mieszkanie i kupuję śpiochy, nie piję alkoholu od prawie pół roku (!) coś zmieni tak na przyszłość, czy to tylko okres przejściowy?
Mam nadzieję, szczerą, że tak! Bo strasznie nudne byłoby to macierzyństwo... W zasadzie to zakładałam, że trzeba po prostu trochę spiąć się w sobie, zmienić pewne przyzwyczajenia i włączyć uśpioną dotąd dozę odpowiedzialności. Wszyscy wokół zachęcają nas jednak jednoznacznie słowami "jak będziecie mieć dziecko to zobaczycie...". No zobaczymy, na pewno, tylko co mamy zobaczyć? Koniec świata? Armagedon? Dziecko, poważna sprawa, zmienia wszystko, ale dlaczego większość ludzi zakłada, że na złe? I jeśli tak faktycznie jest, po co w ogóle docydują się na dzieci? Początki na pewno będę trudne, tudzież inne, jednak świat będzie kręcić się dalej, nadal trzeba będzie jeść, płacić rachunki, pracować, pielęgnować pasje, spotykać się z ludźmi, podróżować... może będzie potrzebna większa cierpliwość i walizka, ale to wszystko jest w zasięgu ręki i zakładanie z góry, że przez najbliższe lata będę utknięta we wszechświecie ograniczającym się do łóżeczka, wózka i wanienki, z góry skazuje mnie na porażkę.
Trochę szkoda, że w tym roku nie ma ogniska, górskiej chaty i zakręconych znajomych, a jest farba, blat kuchenny i obiad w pojemniku na wynos dla Adama. Że zamiast plecaka i śpiwora, pakuję codziennie walizkę, z którą wędruję od szafy w swoim mieszkaniu do domu rodziców, gdzie od dni kilku przyszło nam pomieszkiwać. Że zamiast jeść nudle w pudle w środku nocy kręcę się z miejsca na miejsce z rogalem ciążowym. Że zamiast próbkowozem w rytmie <toca toca> jechać przed siebie, jeżdżę Żuczkowskim między Castoramą, Ikeą i BOTAKiem... Trochę szkoda... Ale chyba jeszcze zostało mi trochę czasu do zagospodarowania i idąc tym tropem majówkowy remont i powrót do domu rodzinnego (gdzie jest wanna! :)) jest ciekawym urozmaiceniem.

Próbkowóz - kwintesencja minionego... kilometry w nieznane, setki godzin ze śmiechem i szaleństwem, dziesiątki człowieków na jego pokładzie - cierpliwie dowoził nas
TAM i  Z POWROTEM :)

Tam i z powrotem ma wiele wymiarów w chwili obecnej:
  • zawodowe - w zeszłym roku o tej porze dotarłam do kresu mojej etatowej drogi zawodowej, chcąc pożegnać się z pewnymi absurdami i zacząć żyć według własnych zasad; teoretycznie mi się udało, aczkolwiek dotarłam do momentu, w którym wiem, że nie ma w życiu własnych zasad - można żyć luźniej, mniej się przejmować i nie słuchać nakazów szefów, jednak życie dyktuje własne zasady i ograniczenia, którym trzeba się podporządkować: plan dnia, którego zakłócenie wprowadza chaos; lista rzeczy, które trzeba zorganizować; wizyty, które trzeba odbyć; terminy, których trzeba się trzymać... Niby żyję na własny rachunek, nikogo nie muszę się słuchać i ode mnie zależy dokąd dojdę - teoretycznie tak, ale praktycznie zależy to od tysiąca czynników, na które nie mamy wpływu i których nie da się ignorować. Niby to wiedziałam, ale musiałam w praktyce przejść drogę od TAM do Z POWROTEM, by mieć całkowitą pewność
  • zawodowo-życiowe - tym razem dwa lata temu i tym razem nie ja a Adam zmienił pracę w polskiej firmie z korzeniami sięgającymi PRLu na firmę z amerykańskiej korporacji; jaki to ma związek ze mną? ano, ogromy! dwa lata w "pełnej perspektyw i możliwości" firmie postarzały mojego męża o co najmniej 5 lat; zabrały nam kilka, jak nie kilkanaście miesięcy wspólnego czasu, który poświęcony był analizom i wielogodzinnym "randkom" z komputerem, tudzież kilkudniowym i częstym wyjazdom służbowym; zakłóciły spokój wewnętrzny na rzecz nieustannego wyścigu z czasem, wynikami i tabelkami; pokazały jak wiele ludzie tracą z życia i własnego człowieczeństwa oddając się w ręce firm-gigantów, które zamieniają ich w KORPOludków i dyktują jak mają żyć. Ten czas dobiegł końca! Moment, kiedy okazało się, że za czas jakiś pojawi się nowy człowiek w naszym życiu, był momentem zwrotnym, który nakazał przyszłemu tatusiowi odbić się od TAM i udać się Z POWROTEM... co tym samym uwolniło nas od KORPOżycia :)
  • życiowo-towarzyskie - spotkania, imprezy i pewne, nie do końca zdrowe, "nadużycia" towarzyszyły nam przez drogę naukową - liceum, studia, a nawet podstawówkę; zawodową, której charakter wymagał spotkań służbowych, a także i prywatną, w której odreagowywało się wszelkie stresy; wydawać by się mogło, że tak będzie zawsze, bo przecież to normalna sprawa jest. Ostatnią moją większą imprezą był Sylwester, po którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży - po drodze było kilka luźnych spotkań, ale raczej bez szaleństw; aktualny czas pokazał mi, że w tej strefie również doszłam do pewnego TAM, ponieważ "uroki" ciążowe nie pozwalają mi na praktycznie żadne większe aktywności... status ten potrwa jeszcze na pewno kilka miesięcy zanim zacznę wybierać się Z POWROTEM, ale na pewno to nastąpi ;)
  • prozaiczne - czyli te, które nakazały mi poruszyć ten temat, a mianowicie wędrówki TAM, czyli do mieszkania, którego wygląd aktualnie nie przypomina niczego, co mogłabym zdefiniować do Z POWROTEM, czyli aktualnego miejsca naszego ruchomego pobytu :) Codziennie rano pakuję walizkę i psa, by wieczorem wrócić z tym, odrobinę odświeżonym, ekwipunkiem...
Myślę, ze każdy w pewnym momencie dociera do swojego TAM, by wrócić Z POWROTEM lub udać się w całkowicie przeciwnym kierunku. Każda droga ma swoje plusy i minusy, jednak dowiemy się o nich dopiero, kiedy na nią wkroczymy. Czasem można słuchać przestróg innych, ale z zasady wolimy uczyć się na własnych błędach, ponieważ każde doświadczenie czyni nas bogatszymi, a nic tak nie uczy życia i pokory, jak porażki.
A co pokazuje mi odbicie w okularach, patrzących w przyszłość? Słońce i błękit nieba... i tego się trzymajmy.

I trochę majówkowych, przeszłych, ogniskowych zabaw fotograficznych...







1 komentarz:

  1. Daria, miała podobne refleksje. Mało tego, popadłam prawie w depresję przed-porodową, że już teraz to nic więcej tylko płaczący wiecznie dzieciak, kupki, zupki i pieluszki. Tymczasem największym naszym rodzicielskim odkryciem jest to, że da się. Da się niemal wszystko. Jest inaczej, jak piszesz. I urok jest inny - może mniej luzacki, za to na pewno bardziej odczuwalny. Ale jest dobrze. Mało tego, jest fantastycznie. Tylko nie słuchać złych podpowiadaczy, nie dać się wtłoczyć w schemat i podejmować śmiałe decyzje. Ale w tym ostatnim to akurat jesteście bardzo dobrzy :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

TOP