marca 20, 2015

Pierwszy wolny WEEKEND od pół roku...



Miało być biznesowo, więc trochę będzie, choć w zasadzie to będzie wszystkiego po trochu... coś dla biznesu, miłośników czworonogich przygód, ciężarnych towarzyszek i szczypta prywatności ;)


# BIZNESowo

Rozpoczęliśmy grupowe działania w celu otwarcia swojego wymarzonego biznesu niemal rok temu. O tym jak się to wszystko zaczęło opowiem innym razem, bo wymaga to więcej szczegółowej uwagi. Pełna parą ruszyliśmy pod koniec września, kiedy to rozpoczął się remont i wtedy też zakończyło się moje życie prywatne. I niestety jest to fakt, który powinien uświadomić sobie każdy pakujący się w samo- i nie daj boże kogoś-zatrudnienie... Do czasu otwarcia absolutnie każdy dzień poświęcaliśmy na prace dążące do jak najszybszego otwarcia - dotyczyło to oczywiście samych prac remontowo-porządkowych, ale zanim wyszła ekipa od prac ciężkich trzeba było zaprojektować wnętrze, zrobić projekt kuchni i miejsc sanitarnych zgodnie z wytycznymi sanepidu, dopilnować wszystkich, czasem absurdalnych przepisów, aby nie mieć niespodzianki później, załatwiać odbiory... i to co chyba była dla mnie osobiście było najgorszym doświadczeniem - wyposażyć!!! Ale o tym również później.
Kiedy restauracja została już otwarta codziennie trzeba było pojawić się na miejscu - mimo że teoretycznie tam nie pracuję, ponieważ nie pełnię funkcji kucharza, kelnerki, czy barmanki, pracuję 24 godziny na dobę. Jest to bardzo niewdzięczna rola, ponieważ zarządzając firmą głównie zdalnie - na czym to polega również napiszę innym razem - nie raz spotkałam się z opiniami, że mam się zajebiście, bo nic nie muszę robić, a pracują tam przecież za mnie inni ludzie! Scyzoryk mi się w kieszeni otwiera, kiedy słyszę coś takiego, ale biorę wtedy głęboki wdech i podobnie, jak przez lata walczyłam z głupimi odpowiedziami na pytanie "jak można jeść tylko trawę", tak teraz udaję, że tej uwagi nie słyszałam. Myślę, że to jest dobry post dla tych, którzy mają własnie takie podejście do prowadzenia firmy - jestem pierwszy raz od pół roku na trzydniowym wyjeździe i pozornym wypoczynku. Mam z sobą telefon, który nieustannie dzwoni, laptopa, którego już trzy razy musiałam dzisiaj otworzyć i cały czas z tyłu głowy świadomość, że coś może nakazać mi wracać. Pomijając fakt, że wyjechałam na całe trzy dni, nie aż, ale tylko... chcesz prowadzić biznes, którego nie możesz zabrać z sobą, w którym musisz płacić czynsz, faktury co drugi dzień i pensje pracownikom; w którym nie możesz zawieźć zaufania klienta i od Twojego poświęcenia i wyrzeczeń zależeć będzie sukces, na który pracuje wiele ludzi? Niestety jeśli jedną z Twoich pasji jest podróżowanie albo zrezygnuj z biznesu, albo odłóż podróże na kilka miesięcy lub (o zgrozo) lat! Coś za coś moi drodzy - nie da się łatwą drogą dojść na szczyt. Co prawda są koleje linowe, ale korzystając z nich musisz kupić bilet. Im wyższy szczyt, tym więcej bilet kosztuje, a by dotrzeć tam samemu musisz mieć jedynie samozaparcie i wiele pracować :)

# BULDOŻKowo

Życie w tym kraju z psem nie jest łatwe. Na każdym kroku spotykamy absurdy i ograniczenia nie pozwalające nam na normalne egzystowanie ze swoim  pupilem. Większości wydaje się, że przepisy są uzasadnione, ale wynika to tylko i wyłącznie z zakorzenionych przez lata poglądów, które automatycznie przyjmujemy za właściwe. Oto kilka absurdów i zakazów, których każdy żyjący ze zwierzakiem doświadcza, a kumulacja większości odbywa się właśnie na wyjazdach, od których oczekujemy relaksu i odpoczynku...:
  • restauracja, kawiarnia, pub - najbardziej idiotyczny zakaz na świecie, na którym lokale na prawdę wiele tracą; nie ma żadnego odgórnego przepisu mówiącego, że nie można wejść do lokalu z psem, sanepid zaznacza, jedynie, że jedzenie, czyli kuchnia i magazyny muszą być odpowiednio zabezpieczone, aby zwierzę nie miało do niego dostępu. Klient, który przychodzi z psem siada z nim grzecznie przy stole i tyle psa widziano. Wiadomo, że nikt nie wejdzie tam z psem agresywnym, albo wyjątkowo szczekliwym, ponieważ wbrew wszelkim opiniom właściciele zwierząt, tacy, którzy chcieliby wejść z nimi do lokalu, są odpowiedzialnymi ludźmi. Jako osoba często przemieszczająca się z psem nieraz spotkałam się z sytuacją, że w wielki upał nie miałam, gdzie na spacerze wejść się napić, ponieważ jestem z psem - wypraszano mnie nawet z ogródków! Kiedyś w lato poszłam do banku, Adam poszedł z Gackiem na spacer i po jakimś czasie wszedł do banku zapytać, czy może dostać trochę wody dla psa, bo prawie z upału dostał zawału - został w trybie natychmiastowym wyproszony. Ile razy zimą również trzeba było odwieźć psa do domu, żeby móc coś zjeść, bo przecież nie zostawię go na mrozie w samochodzie. Kiedy raz zostanę tak potraktowana w jakimś miejscu nigdy tam nie wracam i robię antyreklamę każdemu miłośnikowi zwierząt. Takie miejsca tracą na tym bardzo wielu klientów, a społeczeństwo zakazów niczemu dobremu nie służy. Oczywiście było to pierwsze założenie przy otwieraniu restauracji - do nas można przyjść nawet z papugą, jeśli ktoś ma ochotę - i prawda jest taka, ze klientów z psami mamy bardzo wielu
  • sklep, centrum handlowe - z jednej strony zrozumiałe jest, ze do sklepu spożywczego ze zwierzętami lepiej nie wchodzić, choć argument, który kiedyś usłyszał powalił mnie na łopatki - bo pies nasika i zrobi kupę. Ludzie! Zwierzęta nie sikają i nie srają gdzie popadnie, podobnie jak ludzie! Czy uważacie, że mając psa ma się obsrane mieszkanie, samochód, klatkę schodową i wszystko co po drodze pies napotka na swej drodze? Przecież to jest niepoważne i ręce mi opadają, kiedy mam w tym temacie coś komuś tłumaczyć. Dlaczego jednak nie można wejść z psem do sklepu, gdzie jedzenia nie ma? Jedynym miejscem, gdzie zawsze wchodzimy z Gackiem jest Decatlon i Kakadu, każdy inny już robi problemy. I to nie chodzi o to, że specjalnie idzie się z psem na zakupy, ale kiedy jadę z nim na spacer do parku i w drodze powrotnej mam sklep, w którym musiałabym coś kupić, a pogoda nie pozwala na pozostawienie go w samochodzie to siłą rzeczy musiałabym tam wejść z nim - niestety muszę jechać 20 km zawieźć go do domu i wracać tam z powrotem. Często robimy zakupy w osiedlowym Tesco, gdzie zanim wejdzie się do sklepu jest przedsionek, drzwi automatyczne kilkadziesiąt metrów przestrzeni i dopiero wchodzi się do sklepu - po paru latach dali już Adamowi spokój, ale wcześniej nieustannie kiedy czekał tam na mnie, aż zrobię zakupy kazali mu wychodzić na zewnątrz - to nic, że na dworze -15 stopni - masz chopie psa, to se marznij na zewnątrz, bo pan ochroniarz ma tutaj władzę, a mózg i sumienie zostawił w domu. Największym absurdem jest jednak Galeria Katowicka - pod galerią mieści się dworzec PKP, który, na szczęście, przewiduje przejazd pociągiem z pupilem; kiedy jednak z podziemnego parkingu chcę się dostać na dworzec muszę przejść przez teren galerii, z której w mgnieniu oka, pojawia się, tym razem, pani pełniąca funkcję Cerbera i mówi mi, że z psem nie można - a ja na to, że idę na dworzec - więc ona odpowiada "proszę wziąć na ręce"... Gacek, 15 kilo żywej wagi, w ręce torby i walizki, a niedaleko widzę Panią z dogiem niemieckim, którą czeka ta sama historia. Mówię więc pani, że z całym szacunkiem, ale jak mam to niby uczynić? "Psze pani, takie są przepisy!" W dupę se wsadźcie takie przepisy, ale rąk mi nie przybędzie...
  • hotele - to jest temat rzeka, jak każdy w zasadzie; próba wyjechania, zakończona sukcesem po wielu godzinach z telefonem przy uchu i obdzwonionych, żeby nie skłamać, chyba z 30 hotelach; zakaz z psem, zakaz z psem, zakaz z psem... udało się! hotel Mercure w Karpaczu - polecam, można z psem, miła obsługa, pies zadowolony, co prawda do restauracji nie można, ale w barze jak najbardziej i nawet tam przynieśli nam obiad. Nie zmienia to jednak faktu, że restauracji w samym Karpaczu z taką dogodnością jest niewiele...
  • środki komunikacji i parki narodowe - nie często z nich korzystam, ale autobusem z Gackiem nie pojadę, ponieważ pies musi mieć kaganiec, a że dla buldogów jeszcze nie wymyślili trzeba zapieprzać piechotą. Dlaczego środki komunikacji razem z parkami narodowymi? Bo turystycznie się to łączy, biorąc koleje linowe za środek komunikacji. W Tatry z psem nie pojadę, bo nie wolno; do Białowieży tak samo; W Bieszczady również, chyba, że pies będzie siedział w pokoju (jeśli takowy znajdę). Sytuacja z dzisiaj: Karpacz, Karkonoski Park Narodowy - chęć wybrania się na Śnieżkę - bierzemy plecaki, psa do auta i jedziemy - Karkonoski Park Narodowy - ZAKAZ Z PSAMI; trasa na Śnieżkę - ZAKAZ Z PSAMI. I co? I nic? Wsiadamy w auto z powrotem i jedziemy do Czech - Pec Pod Śnieżkou - kolej linowa  - MOŻNA Z PSAMI, park  narodowy - MOŻNA Z PSAMI i o dziwo za psa się nie płaci - a to niespodzianka :) wjeżdżamy na szczyt, gdzie dumnie prezentuje się schronisko, tudzież restauracja polska i co? ZAKAZ Z PSAMI - śmiechu warte! czymże Czechy różną się od Polski, a Czesi od Polaków, że im jakoś zwierzęta nie przeszkadzają. Dla porównania, Katowice, niedawno otwarta kolejka ELKA w Parku Chorzowskim - z Gackiem na spacerze, jedziemy! I co? Dupa! ZAKAZ Z PSAMI! Dlaczego? Bo nasika...
Przykłady można mnożyć i mnożyć, 90% z nich pominęłam, bo wyszłaby z tego książka, ale jest to w naszym kraju przerażające. Żyjemy w kraju zakazów i nakazów i choćby człowiek chciał się przez moment poczuć jak u siebie z namiastką wolności, zawsze znajdzie się coś lub ktoś co sprowadzi nas na ziemię :)

# MAMA mia!

Głównym powodem kilkudniowego odpoczynku był Ktoś. Mimo że bardzo już przystopowałam z pracą, czułam jak narasta we mnie zmęczenie i frustracja, a zawsze - dla mnie przynajmniej - najlepszym sposobem było wyruszenie gdzieś choćby na parę dni. Dlaczego Karpacz? Bez powodu. Miałam dwa wymogi - basen w hotelu i wanna w łazience - niestety ani jednego ani drugiego w domu nie posiadam, a chciałam po prostu wypocząć i nic nie robić - bez zaplanowanych wojaży, listą miejsc do odwiedzenia i aktywnego wypoczynku. Pierwszy raz wolałam lepszy hotel, aniżeli miejsce, gdzie on się będzie znajdował. Wypadło więc na Karpacz, który jako jeden z nielicznych przyjął nas z Gackiem, a i wojaży nie mogło zabraknąć i tym samym Ktoś postawił swoją płodową stópkę na Śnieżce, rozpoczynając nią swoją podróż przez ten świat.




Zaćmienie słońca mam już za sobą - luz i blues trwają nadal... :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP